Aktualności

Rowerem z Radomia do pracy w Warszawie

09.10.2021 • Monika Nawrat

Sierżant sztabowy Paweł Węgliński, na co dzień pełniący służbę w KRP Warszawa VI, od kilku lat do pracy dojeżdża rowerem. Nic w tym dziwnego, poza tym, że Paweł mieszka w Radomiu. Taka podróż jest dla niego nie lada wyzwaniem. Pokonuje ponad 130 km w jedną stronę, a czasami nawet 190 km, bo wracając do domu, postanowi na przykład coś zobaczyć i zwiedzić.

 
Foto: Daniel Niezdropa

Skąd wzięła się miłość do roweru i pomysł dojazdów do służby?

Pasjonuję się rowerami od blisko 20 lat. Dla mnie rowerowe wojaże to odskocznia od codzienności. W trudniejszych chwilach mojego życia, długie wycieczki realizowane były nie tylko samotnie, ale również z grupą Wacław Team oraz moimi dziećmi. Rower pomaga mi zmierzyć się z trudnościami i tak zostało do dziś. Uważam, że używki to zły sposób na radzenie sobie z problemami. Wysiłek fizyczny pomaga mi zapominać o problemach i przy okazji dbać o zdrowie.

Pełnisz służbę w systemie 12-godzinnym. Czy nie czujesz po zmianie nocnej zmęczenia?

Radom to spora odległość od miejsca pracy, to blisko 130 km ? Nie. Już się przyzwyczaiłem. 130 kilometrów jadę przeważnie do pracy, lecz wracam ponad 130 km. Często jak dopisuje pogoda, robię sobie wycieczki objazdowe, stąd droga do domu potrafi zająć 190 km. Rowerem dojeżdżam tylko na drugą zmianę, czyli na godzinę 20. Wtedy wyjeżdżam z domu dużo wcześniej, już około 12. Średni czas dojazdu do służby wynosi około 4,5 godziny. Często sto przed służbą zwiedzam rowerem całe Okęcie, przejadę sobie przez Starówkę, dlatego staram się przewidywać i rezerwować zapasowy czas. Co do zmęczenia, to już chyba się przyzwyczaiłem, bo czasami nawet nie kładę się spać. Swoje przebyte kilometry lubię sobie notować na specjalnej aplikacji w telefonie. Zgrywam tam mapki oraz zdjęcia, które pomagają mi monitorować moje postępy.

Dlaczego akurat wybrałeś rower trekkingowy, a nie szosowy?

Mam dwa trekkingi. Wybór roweru trekkingowego był w pełni świadomy. Droga powrotna ze służby nie przebiega tylko łagodną, asfaltową trasą. Jadąc wzdłuż Wisły, mijam ścieżki dość wyboiste i łatwo można się na nich „zakopać”. Drugim atutem takiego roweru jest możliwość zamontowania na nim sakw. Zawsze je wożę, są praktyczne i można w nich wiele pomieścić. Jeśli chodzi o zakup drugiego roweru, to też kierowałem się rozsądkiem. Kiedy uszkodziłem telefon, to doszedłem do takich wniosków. Pewnego dnia wracając ze służby telefon spadł mi na ziemię. Oddałem go do naprawy, problem nie tkwił w jego naprawie, ale w czasie naprawy. Ten wydłużał się, a wiadomo w dzisiejszych czasach bez telefonu, to jak bez prawej ręki. To samo pomyślałem o swoim rowerze. Mając dwa rowery, w razie awarii będę mógł wyjeżdżać na trasy i nie martwić się kiedy wróci od mechanika. Choć większość serwisu robię sam i pomagam również znajomym, to są usterki, którym mógłbym nie sprostać.

Czy twoja rodzina Cię wspiera, podziela Twoją pasję?

Mam trójkę dzieci. Jedna z córek była ze mną na wszystkich rowerowych pielgrzymkach - miała wtedy 13 lat. Często nocowaliśmy na salach gimnastycznych lub u sióstr zakonnych. Nigdy nie narzekała na brak hotelowych warunków. Mieliśmy zawsze zapewnione wyżywienie i bardzo się cieszę , że sprawiło jej to frajdę. Poza pielgrzymkami, dzieci jeżdżą ze mną w góry. Tam pokonujemy trasy wynoszące ponad 100 km. Przed każdym wyjazdem planuję i oceniam trudność, nawierzchnię , nachylenie i dystans. Aby uniknąć nieprzyjemnych niespodzianek i nie zrazić innych do kolejnych wypadów.

Wspomniałeś o grupie rowerowej Wacław Team z Radomia? Co to za grupa?

Wacław Team to grupa miłośników rowerów z Radomia. Założycielem naszego teamu jest ksiądz z parafii p.w. Św. Wacława w Radomiu. On również jeździ na pielgrzymki oraz inne wycieczki. Wspólnie z zespołem i moją córką byłem dwukrotnie w Częstochowie. Trasa wyniosła około 420 km. Nasz wyjazd odbył się w ramach XIV Ogólnopolskiej Pielgrzymki Rowerowej na Jasną Górę. Ponadto byliśmy na czterodniowej pielgrzymce „Sanktuaria Podkarpacia” (około 350 km). Tam dojechaliśmy do Sanktuarium Matki Boskiej w Kalwarii Pacławskiej. Po drodze zwiedziliśmy Sandomierz, Leżajsk oraz Przemyśl. Zwiedzaliśmy również Piotrowe Pola, tam celem naszej pielgrzymki było miejsce bitwy partyzanckiej z czasów II wojny światowej. Oprócz jazdy rowerem, można wiele zobaczyć.

Czy masz jakieś marzenia związane z wyprawami na rowerze?

Moim marzeniem jest rowerowy wyjazd do Rzymu i Portugalii. Chciałbym pokonywać około 200 km dziennie. Ale te marzenia są realne dopiero na emeryturze, obecnie wychowuje trójkę dzieci. Ogólnie marzy mi się objazd rowerem Europy. Może uda mi się zabrać również córkę. Aktualnie uczęszcza do klasy mundurowej. Mam nadzieję, że nie minie jej pasja do dwóch kółek.

 W jakich miesiącach jeździsz, czy zima również sprzyja takim wyjazdom?

Tak. Jeżdżę cały rok, pokonuję około 5000 km. Tym razem może uda mi się wykręcić nawet 10 000 km. Zimą jest to dużo mniej kilometrów około 30-40, nie dojeżdżam wtedy do pracy. Zwykle przemieszczam się w okolicach domu. Jednak nie rezygnuję z pasji, nie ma złej pogody jak to mówią. Jednak uprzedzam wszystkich. Miałem raz jedną sytuację. Któregoś dnia było – 14 stopni °C i mój rower po prostu zamarzł - łącznie z kasetą biegów. Niestety nie udało jej się uratować, musiałem udać się do mechanika i całą wymienić. Jazda zimą jest możliwa, ale przy odpowiednim zabezpieczeniu siebie i swojego roweru. Polecam rower „parkować‘’ w nasłonecznionych miejscach, garażach, przykrywać specjalną matą.

Co oprócz dojazdu rowerem do służby, daje Ci pokonywanie tyle kilometrów?

Ładuję przede wszystkim baterie i jestem blisko przyrody. Dzięki pozytywnym impulsom nie myślę o problemach. Moja głowa po zmęczeniu jest jak nowa. Tego nauczyłem się służąc kiedyś w wojsku i tego się trzymam. Pomaga mi to przede wszystkim w codziennym życiu i pewnie z tego nie zrezygnuję.

Dziękujemy za rozmowę.


Foto: Daniel Niezdropa