Honorowy Dawca Krwi – Zasłużony dla Zdrowia Narodu
12.07.2022 • Karina Pohoska
Tak może o sobie mówić mój rozmówca asp. sztab. Marcin Małkiewicz z Wydziału Teleinformatyki Komendy Stołecznej Policji, który niedawno odebrał swoją najnowszą odznakę Honorowego Dawcy Krwi, za oddanie 20 litrów tej życiodajnej substancji. Zwykły niezwykły człowiek opowiedział trochę o sobie naszej redakcji.
Foto: Daniel Niezdropa
Służbę pełni od 2008 r. Początkowo planował iść do wojska, bo zawsze w stronę właśnie tej formacji go ciągnęło, ale życie napisało inny scenariusz i trafił do Policji. Absolutnie nie żałuje tej decyzji, bo znakomicie się tu odnalazł i lubi to co robi, a to chyba najważniejsze. Do KSP trafił z KRP Warszawa V, gdzie można rzec, był człowiekiem od wszystkiego.
W KSP ma pracę spokojniejszą, ale bardziej wymagającą. Jest tu odpowiedzialny m.in. za działanie oprogramowań i urządzeń oraz sprawny dostęp do sieci. Jak większość naprawdę dobrych specjalistów z zakresu teleinformatyki jest w wielu rzeczach samoukiem. – Stawiam na rozwój własny, kursy, szkolenia i ciągłe dokształacanie się. Jeśli nie ma się umiejętności praktycznych, to żaden papierek nie pomoże. Dlatego praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka – przyznaje.
Po godzinach mąż, tata i złota rączka, która zawsze ma co robić. Mówi o sobie, że nie umie bezczynnie siedzieć przed telewizorem. Wolny czas lubi spędzać w przydomowym ogrodzie, gdzie najczęściej majsterkuje. – Jestem szczęściarzem, bo mam ten swój własny kawałeczek ziemi, który jest nie tylko odskocznią od zwykłej codzienności, ale i wspaniałym miejscem na relaks z rodziną. Uwielbiam tu przebywać – przyznaje.
Marcin to skromny człowiek. Nie usłyszycie od niego przechwałek na temat własnych dokonań, nie zobaczycie osoby oczekującej oklasków, ale ujrzycie cichego bohatera, który zamiast czerwonej peleryny ma po prostu dobre serce, a na klatce piersiowej zamiast widocznego „S”, niewidoczne B Rh+.
Od 2005 roku jest krwiodawcą. Ten pierwszy raz, gdy oddał krew, był całkiem spontaniczny. Ktoś jej po prostu potrzebował, a on się nie zawahał i wziął udział w zorganizowanej akcji. Przez kolejne lata oddawał krew nieregularnie, ale to się zmieniło w 2014 roku. Po sześciu litrach oddanej krwi otrzymał swój pierwszy tytuł „Zasłużonego Honorowego Dawcy Krwi III stopnia” i brązową odznakę honorową o tej samej nazwie. Kolejne tytuły i odznaki otrzymał po dwunastu (srebrną) oraz osiemnastu (złotą) litrach oddanej krwi. Do tej pory oddał już 21,9 litra krwi, za co otrzymał odznakę „Honorowy Dawca Krwi – Zasłużony dla Zdrowia Narodu” oraz legitymację potwierdzającą uzyskanie tego zaszczytnego tytułu. Odebrał je w połowie czerwca w Światowy Dzień Krwiodawcy.
Marcin należy do Klubu Honorowych Dawców Krwi PCK przy Komendzie Stołecznej Policji, który działa od 17 lutego 2015 roku i na tę chwilę zrzesza 319 członków. Został do niego zwerbowany na samym początku jego istnienia, przez samego prezesa klubu Pawła Bojarskiego.
Bohater mojego artykułu otwarcie przyznaje, że oddawanie krwi nie jest dla niego żadną przyjemnością, przede wszystkim ze względu na wielkość igieł i ból, który czasem idzie z nimi w parze. Lecz chęć niesienia pomocy jest tak wielka, że wszystko mu rekompensuje. Świadomość, że gdzieś tam są ludzie, którzy walczą o życie, jest dla niego siłą napędową, aby co dwa miesiące iść i oddać te przepisowe 450 ml. Dla niego to tyle co nic, krew przecież na nowo się wytworzy, a dla niektórych to ostatnia deska ratunku. – Zawsze, gdy jest taka potrzeba, to tylko jedno słowo i jestem gotów oddać krew potrzebującym. Najgorsza jednak jest ta myśl, że nie wszystkim da się pomóc i dlatego to takie ważne, aby krwiodawców było coraz więcej. Niestety wiem z życiowego doświadczenia, że jest spora znieczulica wśród ludzi i ciężko się ich motywuje do czegokolwiek. Wielu jest takich, że dopóki sami nie doświadczą jakiejś tragedii, nie kiwną nawet palcem, aby pomagać innym. To bardzo smutne, ale niestety prawdziwe – mówi.
Marcin na razie skupia się na oddawaniu krwi, ale myślami już odbiega w przyszłość, widząc siebie jako dawcę szpiku. – To jest kolejna rzecz, którą będę chciał robić, jeśli zdrowie pozwoli. Póki co, nie chcę się zbytnio forsować i przeciążać organizmu. Zwłaszcza, że oddawanie szpiku to trochę bardziej skomplikowana sprawa, niż oddawanie krwi, które zresztą też czasem może dać do wiwatu, jeśli nie zastosujemy się do kilku zasad. Organizmu nie oszukamy, zawsze da nam znać, gdy coś będzie nie tak. Trzeba pamiętać, że idąc oddać krew musimy być wypoczęci i odpowiednio nawodnieni. Ze zdrowiem nie ma żartów, warto więc dbać o siebie i o innych.
Zapytany o to, jak można zmotywować ludzi do oddawania krwi powiedział żartobliwie z uśmiechem: jeżeli czekolada i przysługujący dzień wolny na osłodę nie są w stanie zmotywować, to już chyba nic nie da rady tego zrobić. Ale tak, prawdę mówiąc, czy jest coś lepszego niż świadomość, że dzięki nam ktoś żyje?