Aktualności

Policjantka, Amazonka, Kaskaderka

12.07.2022 • Daniel Niezdropa

Policjantka z komisariatu rzecznego, post. Julia Nowakowska odkąd pamięta, jest prawdziwą miłośniczką koni. Sentyment do wierzchowców z dziecięcego hobby przerodził się w prawdziwą pasję. Potrafi się odnaleźć zarówno w stajni, jak i na planie filmowym. Na swoim koncie ma ukończonych wiele kursów oraz szkoleń z różnych dziedzin, które wykorzystuje w służbie i poza nią. Od kilku lat swoją jeździecką pasję łączy z rolą kaskaderki. Zadaliśmy Julii kilka pytań, aby lepiej poznać ten świat wspaniałej przygody.


Foto: Archiwum prywatne Julii Nowakowskiej

Masz dużo pasji, ale mam wrażenie, że całym Twoim życiem są konie?

Zdecydowanie, konie to jest całe moje życie. Mój tata kiedyś jeździł konno i bawił się w kaskaderkę. Te zwierzęta są naprawdę cudowne. Gdy byłam mała, pracowałam na Bródnie w stajni, gdzie prowadzone były zajęcia z hipoterapii. Byłam tam wolontariuszką. W zamian za moją pomoc otrzymywałam darmowe jazdy. Było to dla mnie spełnienie marzeń. Mogłam spędzać czas z końmi, uczyć się jeździć i poznawać świat jeździectwa.

Jak znalazłaś się w stowarzyszeniu?

Jeździłam konno kilkanaście lat. Wychodziło mi to całkiem nieźle. Dlatego udało mi się wstąpić do stowarzyszenia. Na początku uczyłam się musztry konnej (jazda pojedyncza, dwójkami, równo itd.). Kiedy już opanowałam te umiejętności, zaczęły się zajęcia z obsługi białej broni, lancy, szabli, a nawet łuku. Miałam wtedy około 16 lat, chodziłam do pierwszej klasy szkoły średniej. To był dla mnie najlepszy moment w stowarzyszeniu. Najpierw ćwiczyliśmy same statyczne ruchy. Na ćwiczeniach początkowo korzystaliśmy z pozorników, na których były ustawione np. worki, w które uczyłam się celować. Następnym punktem szkoleń była umiejętność zsuwania się, upadków, czyli tego, jak spaść żeby sobie nic nie zrobić, tak jak np. w trakcie treningów judo. Teraz na treningach prowadzimy między sobą inscenizowane walki.

Czy masz swojego ulubionego konia?

Oczywiście. Moim oczkiem w głowie jest koń czystej krwi arabskiej o imieniu Urodzony. Jest on cudownym wierzchowcem, oddanym i bardzo inteligentnym. Poświęcam mu 100 % mojego czasu. Ma 7 lat. Zajmuję się nim od 4. Wiem, że nauczyłam go już prawie wszystkiego i jestem z niego dumna.

Instruktor nauki jazdy konnej, patent żeglarski i motorowodny, kaskaderski. Które z tych uprawnień najbardziej wykorzystujesz w służbie i codziennym życiu?

Wszystkie kursy, jakie ukończyłam, przydają mi się na co dzień. Bez wątpienia instruktor nauki jazdy konnej i hipoterapii powiązany jest z moją pasją. Większość czasu spędzam z końmi, więc ciągle doskonalę się w tej dziedzinie. Natomiast patent żeglarski pomaga mi w służbie na komisariacie rzecznym, kiedy realizuję interwencje z udziałem „żagli”. Lubię to i charakter pracy na rzece również mi odpowiada. Słyszałam o planowanych regatach, a jeśli odbędą się, to chciałabym w nich wziąć udział. Umiejętności kaskaderskie uzyskane w stowarzyszeniu do jakiego należę, pomagają mi realizować się po służbie. Dzięki treningom stale je rozwijam.


Foto: Archiwum prywatne Julii Nowakowskiej

Co najbardziej podoba Ci się w służbie na rzece?

Bardzo lubię pomagać ludziom. Ratowanie ludzkiego życia to niesamowita adrenalina, mało kto może tego doświadczyć. Jest to specjalistyczna służba, która daje satysfakcję. Uwielbiam adrenalinę i wszystko co związane z wodą i myślę, że odnajduję się tam. Owszem połączyć służbę z pasją do koni mogłoby być ciekawym doświadczeniem, niemniej jednak obawiam się, że w takiej sytuacji mógłby nastąpić przesyt świata konnego w moim życiu. Dlatego uważam, że służba w komisariacie rzecznym jest dla mnie dobrą opcją. Jak już wspomniałam, lubię wodę, sporty wodne i sprawia mi to wiele frajdy.

Po kim odziedziczyłaś tak odważny charakter?

Raczej po ojcu. Mój tata działa spontanicznie i niemal wszystkie jego czyny cieszą się sukcesem. Natomiast mama jest bardziej poukładana, w tym sensie, że spokojna. Martwi się o moje treningi kaskaderskie, obawia się upadków i kontuzji. Nawet przestała przychodzić na moje pokazy, mówiąc, że nie może na to patrzeć. Tata jest tak samo energiczny, jak ja i za młodu sam bawił się w kaskaderkę, dlatego w tej kwestii jest bardziej wyrozumiały.

Nie bałaś się zostać kaskaderką?

Konno jeżdżę od co najmniej 10 lat. Od dziecka darzyłam wielkim uczuciem te zwierzęta. W trakcie nauki jazdy konnej startowałam w lokalnych i regionalnych zawodach. Były one związane z różnymi dyscyplinami, nie mogłam jednak znaleźć w nich w pełni tego „czegoś”. Zdarzyło mi się czasem nawet stanąć na podium, ale nigdy mnie to szczególnie nie kręciło. W końcu usłyszałam o stowarzyszeniu i zaczęłam się tym na poważnie interesować. Pewnego dnia, a miałam wtedy prawie 16 lat, spotkałam na swojej drodze rotmistrza Adama Sujeckiego, który wprowadził mnie w świat bitew oraz ich rekonstrukcji. Pojechałam na trening i strasznie mi się to spodobało. Był to dla mnie zupełnie inny charakter obcowania z koniem, więzi oraz porozumiewania się. Postanowiłam tam zostać. Dziś uczę się zeskoków z konia, upadków, lewad i innych sztuczek. Tam właśnie poznałam Urodzonego, który jest członkiem naszej rodziny.


Foto: OŻEŻ studio Joanna Sujecka

Rekonstrukcje bitew, walk – interesowałaś się zawsze historią?

Nie zawsze pasjonowała mnie historia. Uczęszczałam jednak do szkoły z historią jako przedmiotem rozszerzonym, więc wiedza na temat danej bitwy przydaje się. Często dostosowujemy się do różnych okresów historycznych. Powinniśmy wiedzieć, w jakich latach miały miejsce, co charakterystycznego, wiodącego było w tych czasach. Stroje dobieramy również pod daną walkę, bitwę. Przeważnie odgrywam role męskie. Zakładam spodnie zamiast sukienki, chowam włosy pod czapkę, używam bandaży.

Prowadziłaś zajęcia hipoterapii, lubisz pracę z dziećmi?

Tak. Praca z najmłodszymi daje dużo satysfakcji. Prowadziłam kilka lat 206 Warszawską Wodną Drużynę Harcerską. Spotykałam się z nimi raz w tygodniu w szkole podstawowej, gdzie ustalaliśmy wspólnie tematykę zbiórki. Były to głównie tematy związane z wodą. Harcerstwo posiada własne łodzie znajdujące się na Zegrzu, z których również korzystaliśmy. Jeździliśmy na obozy harcerskie m.in. na Mazury - były to głównie obozy żeglarskie. Zajęcia z dziećmi z hipoterapii dały mi porządnego kopa do działania. Miałam taki przypadek, że na jazdy przychodziła dziewczynka w wieku około 10 lat, która chorowała na porażenie mózgowe. Oprócz ograniczeń ruchowych, dziewczynka miała prawdopodobnie blokadę w głowie i nie potrafiła mówić. Dzięki częstemu obcowaniu z sierścią konia, dotykiem, wskazywaniem przez nią różnych części ciała zwierzęcia, nasza „amazonka” zaczęła mówić. Było to niesamowite uczucie, że ja wspólnie z koleżankami ze stajni przyczyniłyśmy się do takiego cudu. Praca z dziećmi niepełnosprawnymi nie należy do łatwych. Tutaj oprócz skupienia się na dziecku, musimy również mieć na uwadze konia prowadzącego. One są oczywiście odpowiednio szkolone i posiadają szczególne cechy charakteru, są to zazwyczaj hucuły, koniki polskie. Dobrze sprawdzają się również fiordy.

Jaki powinien być koń kaskaderski?

Mój ulubiony koń Urodzony ma cechy charakteru, które naprawdę jest ciężko ocenić. Jestem z nim na takim poziomie wyszkolenia, że ufam mu bezgranicznie. Jest świetnie przygotowany i stworzony do roli kaskadera. Samo szkolenie konia kaskaderskiego nie należy do łatwych, koń musi mieć to coś... Zmieniamy zwierzę płochliwe jak sarna w tzw. maszynę. Takie zwierzę nie odczuwa strachu, lęku i jest bardzo wytrzymałe. Uważam, że konie są najbardziej inteligentnymi stworzeniami na świecie. Urodzony czyli arab, na którym jeżdżę, nie jest łatwym wierzchowcem, ponieważ świetnie wykorzystuje brak umiejętności i błędy człowieka. Z czasem wyszkolone konie kaskaderskie uczą się klękania, wywrotek i stawania dęba na dwóch tylnych nogach, co jest bardzo pokazową sztuczką. Jak to robię? Pobudzam go konkretnie wzmożoną pracą łydek i jednocześnie podnoszę wodze do góry w kierunku uszu konia. Jednak nie każdy koń nadaje się do kaskaderki, to się czuje od momentu wejścia do stajni czy na pastwisko. Ja osobiście, jak weszłam do stajni w Starej Miłosnej i zobaczyłam Urodzonego - to od razu wiedziałam, że będzie z niego kaskader. Jeśli dane zwierzę nie ma wymaganych cech charakteru, to wykorzystywane będzie do innych form jeździeckich np. nauki jazdy, ujeżdżania czy skoków przez przeszkody. To tak jak w przypadku ludzi, jeden sprawdzi się w pływaniu, a jeszcze inny w bieganiu.

Jak wygląda Twój trening kaskaderski?

Co najmniej trzy razy w tygodniu jeżdżę konno, stępuję, kłusuję i galopuję - zazwyczaj w terenie. Jest to przyjemniejsza, ale trudniejsza forma treningu, która rozwija konia. Koń ma dodatkowo trzy razy w tygodniu swój trening, który prowadzę. Wtedy pracujemy „z ziemi” lub na lonży. Praca z ziemi polega na trenowaniu konia w okrągłym padoku o niewielkich wymiarach. Tworzymy wtedy między sobą więź. Poprzez porozumienie i wzajemne odczytywanie swoich gestów jesteśmy w stanie spowodować każde zachowanie wierzchowca. Poprzez działanie pod wpływem presji oraz odpuszczenie jej, koń uczy się kiedy robi dobrze, a kiedy nie. Gdy między mną, a koniem dojdzie do tzw. porozumienia i zaufania, wówczas zaczynamy szkolenie z poszczególnymi przedmiotami, a także z ogniem. To jest cała magia jeździectwa.

Przyjęłaś się do Policji dość szybko. Czy w przyszłości wiążesz swoje plany z nauką jazdy konnej?

Chciałabym założyć swoją stajnię. Jest to moje marzenie i na pewno, jak przejdę na emeryturę, to chcę dzielić się swoją wiedzą z innymi. Ciągle się doskonale i chcę to wykorzystać. Aktualnie studiuję psychologię rodzinną. To również może być przydatne w służbie i nie tylko. W zajęciach hippiki psychologia odgrywa ważną rolę, ponieważ duże znaczenie mają nie tylko ćwiczenia z koniem, ale przede wszystkim podejście i relacje między mną, koniem i osobą, która uczestniczy w terapii.

Twoje największe marzenie?

Własna stajnia. Kameralna stajnia mieści maksymalnie 12 koni. Chciałabym mieć konie kaskaderskie, one idealnie nadają się do nauki jazdy konnej. Marzy mi się przyjmować ludzi energicznych, których np. nie stać na rozwój w tej dziedzinie. Chciałam również mieć w grupie dziewczyny, których jest naprawdę mało. Może uda mi się stworzyć damską szkołę kaskaderek…

Sama projektujesz stroje na pokazy? Czym się inspirujesz?

Uwielbiam ubierać się w mundury. Mam ich kilka. Najczęściej używam w rekonstrukcjach strojów bolszewika. Mundury w barwach karmazynowo - białych zakładam na szczególne uroczystości mojego stowarzyszenia np. 3 maja, 11 listopada czy 15 sierpnia, kiedy obchodzone jest Święto Wojska Polskiego w Warszawie. Często stroje kupuję sama, ponieważ zostawiam je sobie na pamiątkę i na przyszłość, bo możne je zawsze później wykorzystać. Dwa stroje projektowałam sama z dziewczynami ze stowarzyszenia. Szablon projektu nie zajął nam dużo czasu, bo już miałyśmy pomysły, jak mają wyglądać. Kierujemy się przede wszystkim wygodą i pożytkiem. Ubrania muszą cechować się funkcjonalnością. Próbujemy wyobrazić sobie, jak byśmy wyglądały w nich na koniach i dbamy o odpowiednie barwy.


Foto: Archiwum prywatne Julii Nowakowskiej

Gdzie planujesz najbliższe pokazy i rekonstrukcje?

W lipcu chcę wykorzystać urlop na rekonstrukcję bitwy pod Komarowem w 1920 roku. Będziemy jechali tam na koniach przez około 5 dni. Nasi kaskaderzy na czterech nogach będą pokonywać blisko 70 kilometrów dziennie. Będzie to aktywna forma spędzania czasu, wspólny rajd. Noce spędzimy w namiotach, już przygotowujemy mapy kartograficzne. Zostajemy tam na kilka dni, aby odgrywać sceny rekonstrukcyjne bitwy. Wiele osób przyjeżdża, aby to obejrzeć.

Trenujesz konia kaskaderskiego, to kto Ciebie tego wszystkiego nauczył?

Początkowo rotmistrz Adam Sujecki. To on zaszczepił we mnie kaskaderkę i rekonstrukcję. Z kolei rotmistrz Robert Woronowicz był przede wszystkim świetnym szkoleniowcem. Jest bardzo znaną postacią. Jego klacz Dumka żyła 29 lat. To on prowadził treningi musztry kawaleryjskiej. Ma ogromną wiedzę. Nic tylko go słuchać… Obecnie trenuję pod okiem rotmistrza Jakuba Czekaja,
który przekazuje mi swoje cenne doświadczenia.

Miałaś jakieś urazy, wypadki na pokazach?

Nigdy nie obawiam się upadków. Myślę, że po wielu próbach zeskakiwania, skoków, wchodzenia itd. mam już nabytą pamięć mięśniową. Na zajęciach uczymy się właściwie upadać, wyjmować szybko stopy ze strzemion itd. celem uniknięcia kontuzji, urazów. Rozgrzewamy również nadgarstki, kark i przede wszystkim stopy, które są bardzo ważne. To one są najbardziej narażone na wszelkiego rodzaju urazy. Owszem, miałam kiedyś taką sytuację na jednym z pokazów, miałam specjalnie zsunąć się z konia, najlepiej w galopie. Dla mnie nie było z tym żadnego problemu. Był to dla mnie chleb powszedni. Wybrałam sobie odpowiednie bezpieczne miejsce do tego zadania. Gdy już wyczułam moment wykonania tej sztuczki i zsunęłam się z konia, to nagle mój towarzysz nieplanowanie potknął się i razem przekoziołkowaliśmy kilkukrotnie po ziemi. Trochę obleciał mnie strach, z racji, że koń waży około 500 kg. Na szczęście nic wielkiego się nie stało, czułam jeszcze adrenalinę. Po upadku kamerzysta prosił mnie o powtórzenie tej sceny jeszcze kilka razy, ale i tak finalnie spodobała im się moja
pierwsza spontaniczna i nieplanowana próba. Była również jedna sytuacja, gdzie złamałam palec. W trakcie wykonywania tricku kaskaderskiego, uderzając o zad innego konia nie przewidziałam pewnego niespodziewanego ruchu i wtedy doszło do tego urazu. Oczywiście cała akcja odbywała się w galopie.

Dziękuję za rozmowę.