Wykładowca, naukowiec, pisarka
14.09.2022 • Daniel Niezdropa
Podinspektor Iwona Bogusz jest starszym wykładowcą w Centrum Szkolenia Policji w Legionowie, nauczycielem wielu pokoleń techników kryminalistyki, wydawać by się mogło ścisłym umysłem, dla którego wyjaśnienie zjawisk i zdarzeń zależy od rzeczowej analizy, badań i sprawdzeń. Jednak pod tą otoczką naukowca kryje się mistrz pióra i wyobraźni, potrafiący wymyślać niesamowite historie kryminalne i tworzyć ciekawe fabuły powieści. Niczym naukowiec mieszając w menzurce różne składniki, aby otrzymać tą właściwą substancję, Iwona Bogusz potrafi umiejętnie łączyć fantazję z wiarygodną wiedzą. Tak powstał „Aptekarz”, mistyczny thriller osadzony w realiach Wejherowa, położonego na pograniczu Pojezierza Kaszubskiego i Pradoliny Redy–Łeby. Przeczytajcie wywiad z bardzo ciekawą osobowością, policjantką, naukowcem i wykładowcą. Opowie nam o swojej pisarskiej ścieżce.
Środowisko policyjne to ludzie w mundurach i nie tylko, kobiety, mężczyźni. Każdy z nich, każdy z nas ma swoją historię, służbę i pracę. Każdy może także mieć pasję, zainteresowania, dzięki którym daje ujście swoim emocjom, a jednocześnie wykorzystuje zdobyte doświadczenie, wiedzę i umiejętności. W policyjnych szeregach nie brakuje ludzi z wyobraźnią, kreatywnych i takich, którzy stawiają przed sobą wiele wyzwań, potrafiąc umiejętnie połączyć pracę i służbę z czymś jeszcze. Pasja to odskocznia i takich powinno się mieć jak najwięcej. A pasja pisarska, przelewanie na papier, dzisiaj już głównie przy użyciu komputerowej klawiatury kolejnych wersów, rozdziałów wciągających powieści kryminalnych? Tacy pasjonaci też są w Policji i z taką osobą będzie ten wywiad. Porozmawiamy z podinsp. Iwoną Bogusz o tym, jak została autorką kryminałów i jak umiejętnie potrafi pogodzić zajęcie wykładowcy z pracą naukową, znajdując czas na pisanie powieści kryminalnych. Pierwszą z nich jest „Aptekarz” wydany w 2021 roku. Wierzymy, że powstaną kolejne. Ale o tym wszystkim przeczytacie w wywiadzie i szczerej rozmowie z pisarką.
Foto: Kasper Molski
Na początek proszę, powiedz parę słów o sobie, o służbie w Policji, doświadczeniu itd. Jak najwięcej: szkoła, przeszkolenie, przebieg służby.
Mam 23 lata służby w Policji, pierwszą moją jednostką była Komenda Powiatowa Policji w Wejherowie, gdzie pracowałam jako oficer prasowy, zajmowałam się też problematyką nieletnich i prewencją kryminalną. Kolejne lata służby związane były z pracą w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym w „Genetyce”. Obecnie jestem dydaktykiem w Centrum Szkolenia Policji w Legionowie, pracując jako starszy wykładowca w Zespole Techniki Kryminalistycznej (Zakład Szkoleń Specjalnych) w zakresie prowadzenia zajęć z ujawniania i zabezpieczania śladów kryminalistycznych na miejscu zdarzenia, prowadzenia oględzin.
Twoje doświadczenie na stanowisku oficera prasowego, można powiedzieć, że było związane z tzw. pionierskimi przedsięwzięciami, nawet w historii Policji, bo w tych latach, kiedy Ty byłaś „prasowym” organizowano pierwsze specjalistyczne kursy ze współpracy z mediami po 2000 roku i Ty w nich uczestniczyłaś, prawda?
Tak, patrząc na daty, o ile dobrze pamiętam, to było w 2002 lub 2003 roku. Wtedy właśnie byłam na kursie dla oficerów prasowych, który był organizowany w Słupsku, konkretnej daty nie pamiętam, ale już właśnie wtedy byliśmy uczeni, w jaki sposób współpracować z przedstawicielami środków masowego przekazu, jak udzielać informacji, jakie mamy obowiązki, czego nie możemy mówić itd.
Czy kończyłaś jakiś profil humanistyczny, może w szkole średniej. To mogłoby potwierdzać Twoje predyspozycje do pisania opowiadań i powieści?
Nie, jestem z wykształcenia biologiem i taki kierunek ukończyłam na Uniwersytecie Gdańskim. Generalnie rzecz biorąc, zawsze byłam umysłem ścisłym. Matematyka, fizyka, biologia, chemia, to są moje przedmioty. Raczej te humanistyczne były gdzieś tam daleko, zwykle na drugim planie. Mnie zawsze absorbowało badanie, liczenie i rozwiązywanie, a jeżeli chodzi o sporządzanie nawet notatek, to było krótko, zwięźle od podpunktu, nigdy rozwlekle, jakieś długie zdania złożone – to nie było w moim stylu.
Czyli Twoje prace z języka polskiego, cofając się do lat szkolnych, to nie były prace, które emanowałyby bogactwem treści i wyobraźni?
Zawsze były pisane prostym językiem, po pierwsze muszę powiedzieć szczerze, że miałam z tym kiedyś mały problem, co trochę nie pasowało do mojej bogatej fantazji i rozbudowanej wyobraźni. Tym problemem było przelanie myśli na papier. Owszem potrafiłam analitycznie przedstawić wszystko od podstaw, punkt po punkcie, ale żeby zrobić z tego piękne wypracowanie, to w szkole średniej czułam wewnętrzne ograniczenie. Nie wiem dlaczego? Nie potrafię tego uzasadnić, natomiast to się w pewnym momencie jakby…
Ta blokada zeszła w pewnym momencie, tak?
To się samoistnie pojawiło. Nagle zaczęłam pisać i nawet sprawiało mi to satysfakcję.
Czyli z umysłu ścisłego objawił się humanista, prawda?
Można tak powiedzieć. Na pewno wtedy bardzo dużo czytałam książek. Mieszkałam w centrum Wejherowa, na deptaku, gdzie dosłownie kilkadziesiąt metrów ode mnie znajdowała się duża biblioteka, w której bardzo często wypożyczałam książki. Pamiętam też taki moment niedosytu, gdzie idę do biblioteki i pani bibliotekarka nie jest w stanie mi nic zaoferować, bo ja już to wszystko czytałam. Zresztą pamiętajmy, że czasy, w których rozwijałam swoją pasję czytelniczą – szkołę średnią rozpoczęłam w 1983, a ukończyłam w 1987 roku – to były czasy może nie kryzysu, ale takiej chwilowej pustki, gdzie w księgarniach stało się dosłownie po książki, było ich mało, a biblioteka też nie dostawała tak często nowych tytułów. Dlatego był dostępny tylko ten zasób, z którego się korzystało. Dlatego w pewnej chwili dla mnie po prostu zabrakło książek do czytania (śmiech).
W jakim wieku zaczęłaś czytać książki? Może to były czasopisma? Dzieci zaczynają zwykle od przeglądania gazet. Tych dedykowanych dzieciom nie było dużo, był „Miś” „Płomyk”…
No właśnie, nawet niedawno rozmawiałam z Jolą, moją bliską przyjaciółką, która jest bibliotekarką, a tak na marginesie nauczycielką języka polskiego. Wspominałyśmy nasze szkolne czasy. W drugiej albo w trzeciej klasie szkoły podstawowej, całą naszą klasę zaprowadzono do biblioteki. Bibliotekarka opowiadała nam o książkach i pamiętam wszystko dokładnie, jakbym tam była dzisiaj. To było niesamowite wrażenie dla mnie, małej dziewczynki, kiedy patrzyłam ciekawskim wzrokiem na wysokie, prawie sięgające sufitu półki, wypełnione mnóstwem książek… I wtedy właśnie dostałam do przeczytania, to znaczy wypożyczyłam swoją pierwszą książkę. To była baśń, nie pamiętam już tytułu, ale to spowodowało, że wróciłam do biblioteki po kolejną, i tak wracałam i czytałam coraz więcej.
Może to były „Baśnie Braci Grimm”?
Oczywiście, że były, ale chyba nie jako pierwsza książka. Już na początku przeczytałam owszem i baśnie Braci Grimm i Andersena, a później wszystko co było można tylko w szkole wypożyczyć. Natomiast nie pamiętam tej pierwszej baśni, która zrobiła w moim umyśle prawdziwą rewolucję. To była fascynacja, która rozwijała się przez kolejne lata mojego życia. Pokochałam książki i czytanie. W każdym razie wielki ukłon dla tej pani, bo doskonale wstrzeliła się z tą pierwszą książką i sprawiła, że później do biblioteki ciągle wracałam. Tak jakbym spotkała na swojej drodze dobrą wróżkę, która pokazała mi drogę do wspaniałego świata baśni i książek, krainy fantazji.
Zaczynałaś od baśni, od książek bardzo tajemniczych, co bez wątpienia pobudzało tylko Twoją wyobraźnię. Czy miałaś coś takiego, że kiedy zaczynałaś czytać książkę, to nie pozwoliłaś jej się zamknąć, dopóki jej nie skończyłaś?
Z niektórymi książkami tak miałam, to były sytuacje w szkole, tak jak powiedziałam zdarzało mi się czytać na lekcjach, na przerwach. Ale taką książką, przez którą zarwałam całą noc, był „Król szczurów” James Clavella. To było na studiach, dostałam sie wtedy na biologię, był 1987 rok. Wtedy akurat był taki czas, że my studenci mieliśmy obowiązek odpracowywania praktyk. W ramach tej „odróbki” pracowaliśmy w Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni. Zamiataliśmy tam ulice, sprzątaliśmy statki, w tym czyściliśmy zęzę, czyli takie miejsce w kadłubie statku, gdzie zbierały się nieczystości. Zresztą mile wspominam ten czas. Żadna praca nie hańbi, a fizyczna i ciężka też kształtuje charakter. Pamiętam, że wtedy dostałam od koleżanki do przeczytania „Króla szczurów”. Po jednym z ciężkich fizycznie dni, wróciłam do domu, nie powiem bardzo zmęczona, ale coś mnie tknęło, żeby otworzyć pożyczoną książkę. I domyślasz się, że skoro otworzyłam…to zaczęłam czytać. Nawet się nie zorientowałam, że minęła noc i zastał mnie poranek. Książkę przeczytałam, była bardzo ciekawa.
Czy liczyłaś ile książek przeczytałaś? Po jaki rodzaj literatury najchętniej sięgałaś?
Nigdy tego nie liczyłam, nie prowadziłam takiej statystyki, było ich na pewno dużo. Pierwsze były baśnie, później książki młodzieżowe i obyczajowe. Kolejna doszła literatura grozy – horrory, a następnie kryminały, które czytam do dziś. Nie ominęłam oczywiście Sherlocka Holmesa autorstwa Artura Conan Doyle’a, który jest podstawową pozycją kanonu kryminalnych nowel i powieści. Jednak dla mnie prawdziwą królową kryminałów na zawsze pozostanie Agatha Christie. Mam całą jej kolekcję. Nigdy nie byłam na sztuce, ale bardzo chciałabym ją zobaczyć, wiem że często są wystawiane na Broadway‘u, moim marzeniem jest zobaczyć taki spektakl, kto wie, może kiedyś…
Są interaktywne, a przy tym jest dużo śmiechu i zabawy. Zawsze, jak widzę jakiś film z Herkulesem Poirot, to sobie myślę, aby to był tylko taki, który opowiada inną historię, niż tą, którą już przeczytałam. Bo tak jak powiedziałam uwielbiam tę pisarkę i mam wszystkie jej książki. Chociaż niektórzy uważają, że w jej twórczości niczego głębokiego nie ma. Ja wręcz przeciwnie, ponieważ ona pokazała prawdziwy research (badania, analizy) tzn. zrobisz książkę, to musisz zrobić badanie. Agatha Christie pisze wiele o truciznach, szczególnie o arszeniku, a także o obrażeniach, zgonie, miejscu zbrodni i widać, że musiała tę wiedzę zdobyć. A jak dzisiaj się ją zdobywa? Siadasz sobie, odpalasz internet i w wyszukiwarce szukasz tego, co ci jest potrzebne, ewentualnie możesz tylko postarać się oddzielić prawdę od fałszu, dokonując selekcji. Agatha nie miała tak prosto, musiała się skonsultować z kimś, kto się na tym znał i wiedzę posiadał, może lekarzem, naukowcem albo zebrać odpowiednią literaturę i ją przeczytać, a nie było to łatwe. W tamtych czasach dziedziny nauki nie były tak rozwinięte, ani kryminalistyka, ani kryminologia czy toksykologia sądowa. To dopiero się tworzyło, jednak w jej książkach, te motywy, to co opisuje - jest prawdziwe i widać, że miała tę wiedzę. Tym też mi zaimponowała, jako autorka wiarygodna.
Twój osąd w kwestii oceny książki czy też wiedzy autora jest teraz bez wątpienia bardziej ugruntowany. Masz wiedzę popartą doświadczeniem. Jesteś w stanie wychwycić, ile jest w książce prawdziwych źródeł i odniesień, a ile wymyślonych?
To się zgadza, jeżeli ktoś pisze na podstawie swojego wyobrażenia, a nie zrobi badań, nie potwierdzi u wiarygodnych źródeł, nie podeprze się czymś rzeczywistym, nie przeszuka, nie sprawdzi, to wiemy, jaki może być efekt. Tak miałam z kilkoma polskimi autorami. Czytając ich książki, dochodziłam szybko do wniosku i odnosiłam wrażenie, że ich wiedza na temat pracy Policji czy służb, nie była zbyt duża. Chociaż z drugiej strony autor ma swoistą furtkę, takie prawo do pisania swojej historii. Przecież pisanie powieści to jego imaginacja, przedstawianie świata jego oczami. Z reguły czytelnik nie zorientuje się, to są detale, jednak ja osobiście zwracam na to uwagę. Chociaż też mogłabym pisać o czymś z dziedziny medycyny, a lekarz czytając to, mógłby ocenić moje słowa przez pryzmat swojego doświadczenia. Książki są źródłem wiedzy, dlatego według mnie powinny być też wiarygodnym, po oddzieleniu fantazji – źródłem informacji, nauki o życiu, o świecie i zjawiskach. Dlatego te bardziej wiarygodne dadzą rzeczywistą wiedzę. Wielu dzisiejszych autorów konsultuje treści swoich książek. Pamiętajmy, że każdy będzie specjalistą w swojej dziedzinie, dlatego ja nie podejmuję się oceny zjawisk i zdarzeń, które nie są moją domeną. Znam się na śladach kryminalistycznych, ale w kwestii szczegółowej rekonstrukcji i wyjaśniania np. zdarzeń drogowych, nie wypowiadałabym się, bo to nie moja dziedzina. Dobrze jest mieć taką świadomość i szanować wiedzę innych.
Foto: Kasper Molski
Ile książek, powieści do tej pory powstało, jakie są to publikacje, jak trafiły na rynek? Osobie spoza branży autorskiej, jeszcze w dziedzinie kryminałów i thrillerów nie jest łatwo przebić się na dzisiejszym rynku wydawniczym. Czy to było ukoronowanie pasji, drzemiących w środku możliwości?
„Aptekarz” jest moją pierwszą powieścią kryminalną, która została opublikowana. Dobrze to nazwałeś, może to faktycznie ukoronowanie pasji i możliwości, które we mnie dojrzewały przez wiele lat. To jest w sumie szósta powieść, a pozostałe to tzw. książki do szuflady. Napisałam też dwa opowiadania. Nie wykluczam tego, że mogą one kiedyś trafić na półkę do księgarni czy biblioteki. Nie jestem zawodowym pisarzem. Pewnym problemem, który wpływa na rozwój mojego warsztatu są ograniczenia czasowe, bo to jest moje hobby, któremu mogę poświęcać się tylko w czasie wolnym. Cały czas pracuję, rozwijam się naukowo, czasami odnoszę wrażenie, że doba jest za krótka, a 24 godziny to za mało. Szczerze mówiąc jestem w trakcie pisania kolejnej powieści, można powiedzieć już 80 % ukończyłam.
O czym były poprzednie książki, a o czym jest „Aptekarz”, czy inspiracją do fabuły były prawdziwe wydarzenia, może uczestniczyłaś w czynnościach na miejscu zabójstwa bądź znałaś z policyjnej autopsji jakąś historię zbrodni?
To kryminał, ale też książka psychologiczna, zawiera dużo wątków obyczajowych i wątek mistyczny, główny bohater ma zdolność słyszenia ludzkich myśli, zwłaszcza wtedy, kiedy ludzie potrzebują pomocy. To jest właśnie moja wyobraźnia, tak sobie to wymyśliłam. Jest specyficzną książką. To, co dotyczy miejsca zdarzenia i kryminalistyki ma mocne oparcie w rzeczywistości i jest podparte wiedzą i doświadczeniem. „Aptekarz” został wydany w 2021 roku w Gdyni. Wszystkie moje powieści są kryminałami z racji moich zainteresowań, doświadczenia. Żadna z nich nie jest oparta na faktach czy prawdziwych wydarzeniach. Mam tak bogatą wyobraźnię, że potrafię stworzyć historię, sprawę od podstaw. Inspiracja rodzi się w głowie, przechodzę ulicą i patrzę na ludzi, wyobrażam sobie sytuację, zadaję pytanie – co stałoby się gdy? Tak rozwijam kolejne myśli, wyobrażam sobie, staram się wyjaśnić, jakie czynniki wpłynęły na to, że doszło bądź może dojdzie do jakiegoś zdarzenia. Do tej mojej literackiej „miski” dokładam trochę fantazji, „miksuję” i powstaje książka (śmiech).
Czy Twoje kryminały łączy jedna, konkretna postać głównego bohatera?
Każda książka to odrębna historia i odrębni bohaterowie. Jeżeli chodzi o „Aptekarza”, to z zamysłu jest on początkiem trzyczęściowego cyklu, który zamierzam stworzyć. Będzie o tym, jak było przed i po. Szczegółów jednak nie zdradzę. Mam jeszcze pomysł na rozwinięcie jednej ze swoich powieści, w której głównym bohaterem jest policjant, aby też wystąpił w pełnym cyklu. Taki mam zamysł. A jak będzie - zobaczymy…
Czyli złożone, na razie bynajmniej, do szuflady książki - mogą okazać się kiedyś bestsellerami wydawniczymi, tego Ci życzę?
Mam nadzieję… Bardzo Ci dziękuję.
Co dzieje się wtedy, kiedy nagle pojawia się u Ciebie wena twórcza, Twoje myśli płyną przez palce do klawiszy klawiatury, a na ekranie monitora pojawiają się kolejne wersy powieści. A tu nagle przypomina się praca, myśl lub ktoś, inne obowiązki, co wtedy?
To jest denerwujące, to fakt, masz wenę, piszesz, ja to nazywam, że „zaciągnęłam”, gdy nagle muszę się od pisania w danej chwili oderwać. Generalnie, zaczynając powieść, mam zawsze zarys tego, co będę robić, gdzie, kiedy i jak. Mogłabym nawet powiedzieć, że zadaję sobie 7 złotych pytań kryminalistycznych, planuję. Mój warsztat pisarski nie jest taki, że zaczynam i w trakcie coś się rozwinie, tylko ja już wiem, co i jak. W trakcie samego pisania pracuje już wyobraźnia i czasami myślę sobie, może nie ten, co miał być, a inny będzie sprawcą i tak robię przeróbki. Tak wprowadzam zmiany.
Czyli nie pracujesz typowo „maszynowo”, np. zgodnie z planem śledztwa, punkt po punkcie, aby wszystkie zrealizować?
Zgadza się, założenie staram się realizować, jednak po drodze zawsze pojawiają się zmiany. W pisaniu powinno się dać ujście wenie, jednak mam obowiązki, szkoła, dom, praca naukowa. Gdybym skupiała się tylko na pisaniu, to myślę, że jedna książka na rok mogłaby powstać. Ale moje myśli musiałyby wtedy skupiać się wyłącznie na pracy twórczej. Napisanie to jest jedno, ale później trzeba zrobić redakcję tego, co się stworzyło, korektę, sprawdzić. To nie jest taka prosta droga. I jest to też czasochłonne.
To długa droga, aby w końcu osiągnąć najwyższy poziom satysfakcji i zadowolenia z wykonanej pracy.
Kiedy piszesz, to czy potrzebujesz odosobnienia, wyciszenia, a może muzyki, jeżeli tak, to jakiej?
Cisza, bez muzyki, nic nie może mnie rozpraszać, tylko odosobnienie, woda z plasterkiem cytryny. To mi w zupełności wystarczy. I bez weny ani rusz (śmiech).
Jakie masz nagrody literackie?
Zostałam mile zaskoczona w konkursie zorganizowanym przez miasto Wejherowo. Otrzymałam od kapituły nagrodę „Gryfa Literackiego” za „Aptekarza” dla autora najlepszej powieści poświęconej tematyce regionu Kaszub. Wręczono mi go 4 lipca tego roku na uroczystym spotkaniu w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Wejherowie. Było to dla mnie bardzo nobilitujące i wzruszające. Tym bardziej, że pochodzę z Kaszub, urodziłam się w Wejherowie, które uważam za jedno z piękniejszych miast w Polsce. Jest pełne zabytków, ma piękny park i nie wykluczam, że może jeszcze tam kiedyś wrócę, a może też zostanę tam na stałe. To miasto w pewien sposób też mnie zainspirowało, to w nim osadziłam fabułę „Aptekarza”. Dzięki temu, że zostałam laureatką, to weszłam w skład kapituły, która będzie w kolejnych edycjach wyłaniała zwycięzców wśród innych pisarzy. Czuję się przez to wyróżniona i zaszczycona. Jestem też bardzo dumna z faktu, że „Aptekarz” został zgłoszony do „Kryminalnego Debiutu Roku”, konkursu organizowanego przez Książnicę Kopernikańską w Toruniu we współpracy z Fundacją Kult Kultury.
Jesteś skromną autorką książek, dzielisz pracę zawodową ze swoją pasją, nie zawsze jest to wszystko łatwo pogodzić, a gdzie czas na promocję, na spotkania z czytelnikami?
Nie zawsze mam na to czas. Dla takiego pisarza, jak ja, samym spełnieniem jest pisanie. Już sama świadomość tego, że się udało i książka trafiła do czytelników, bardzo cieszy i nobilituje.
Czym zajmujesz się w swojej pracy naukowej? Jakich tematów się podejmujesz?
Zajmuję się biologią kryminalistyczną. Robię badania nad okrzemkami, glonami występującymi w każdym środowisku wodnym. Są one o tyle specyficzne, że w każdym środowisku są inne. I co to daje? Jeżeli będę analizowała te środowiska, pozwól, że pokrótce wyjaśnię. Dajmy na to, że sprawca był na miejscu zbrodni, zakopał gdzieś zwłoki i na jego obuwiu pozostanie gleba, mało tego skarpetki oraz odzież ubrudzą się od gleby i wody. W ten oto sposób, na te przedmioty przeniosą się okrzemki. Stosując następnie analizę porównawczą, zestawimy okrzemki z miejsca zbrodni z tymi zabezpieczonymi na odzieży potencjalnego sprawcy – podejrzanego. Jeżeli będą te same, to bingo, mamy dowód i zapewne też i zabójcę. W amerykańskim czasopiśmie naukowym „Journal of Forensic Sciences” w styczniu tego roku ukazała się publikacja o okrzemkach, przy której pracowałam wspólnie z moim mężem Markiem Boguszem, który również zajmuje się badaniem okrzemków oraz profesor Joanną Żelazną-Wieczorek, opiekunem naszych doktoratów. Badanie tych glonów jest arcyciekawe, a ich wykorzystanie w procesie wykrywczym jest nieocenione. To jednak będzie przedmiotem artykułu, który przygotuję w jednym z kolejnych wydań Stołecznego Magazynu Policyjnego. Opowiem w nim o badaniach i o tym, jakie wyniki udało się osiągnąć w toku prowadzonych przez nasz zespół prac badawczych. Moja praca naukowa, to przede wszystkim badania, prowadzenie analiz i obserwacji. Część pracy naukowej jest przeze mnie i mojego męża realizowana w Zakładzie Medycy Sadowej w Warszawie, korzystamy również z zaplecza techniczno-naukowego Katedry Algologii i Mykologii Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego. Tworzyłam również publikacje naukowe dotyczące kryminalistyki, które wydawało Centralne Laboratorium Kryminalistyczne KGP, pisałam też artykuły do Kwartalnika Policyjnego Centrum Szkolenia Policji. Tworzyłam również skrypty dla potrzeb dydaktyki i szkoleń, z zakresu biologii kryminalistycznej, analizy plam krwawych, pracy nad okrzemkami.
Twój cały rozwój naukowy, kontakt z ludźmi z różnych sfer życia społecznego, dziedzin zawodowych i naukowych, w tym również spoza resortu, sprawia, że zdobywasz wiedzę, wzmacniasz tę, którą już posiadasz, co powoduje, że Twoje pisarstwo ma mocne oparcie. Wydaje się oczywistym, że powieści pisze osoba doświadczona w określonej dziedzinie, jak myślisz?
Zgodzę się z tym, niewielu bowiem jest pisarzy, którzy wiedzą czym jest miejsce przestępstwa, jak się zabezpiecza ślady kryminalistyczne, jak one wyglądają, jaka jest ich trwałość, na co są wrażliwe, jak możemy je dalej je wykorzystać. To jest wąskie grono pisarzy, którzy mają taką wiedzę.
Ta grupa pisarzy oczywiście nie jest szeroka, dla autorów powieści kryminalnych często inspiracją stają się inni ludzie, ich zawody, wywiady z nimi. Tak było z jednym z bohaterów, którego stworzyła pisarka Katarzyna Bonda. Ciebie zainspirowało własne doświadczenie zawodowe i zdolności poznawcze?
Ciekawość to jest właśnie inspiracja. Wyobraźnia u mnie rozwinęła się już wtedy, kiedy byłam dzieckiem, pomogło mi w tym czytanie książek. Do tego doszła ciekawość biologa, naukowca, że chciałam się czegoś się dowiedzieć, zobaczyć, doświadczyć. To wszystko złożyło się na inspirację i chęć zastania literackim twórcą, pisarzem. Te wszystkie cechy spowodowały, że zaczęłam pisać i wymyślać, bo pisanie to też wymyślanie.
Czy Twoja domowa pracownia naukowa to też miejsce, gdzie piszesz powieści?
Czasami może się zdarzyć, jednak piszę głównie w salonie lub na tarasie. Nasza pracownia, którą dzielę wspólnie z mężem, to taka mała świątynia wiedzy.
Jak udaje Ci się łączyć pisanie powieści z pracą wykładowcy i naukowca, jak to wszystko godzisz?
Staram się zawsze znaleźć na to wolną chwilę. Chociaż prawda jest taka, że pochłania mnie praca zawodowa i naukowa. Jeżeli ją mam i czuję wenę, to „nie ma bata” (śmiech), siadam i z chęcią piszę.
Pewnie nam nie zdradzisz, ale za wiele lat (śmiech) policyjny mundur zajmie stałe miejsce na wieszaku w garderobie, co wtedy, masz może jakieś plany, zostaniesz wykładowcą na uczelni, a może zostaniesz zawodową pisarką?
Mam dwa plany, mogę o nich powiedzieć. Pierwszy to rozwój naukowy i bycie wykładowcą na uczelni. Co już realizuję, ponieważ pracuję na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego, na nowoutworzonym kierunku Biologia Kryminalistyczna. Tam też robię doktorat. Drugi plan to właśnie to, o czym rozmawiamy, czyli pisarstwo. Myślę, że na pisanie będę miała wtedy więcej czasu. Jednak zakładam, że gdy skończę już doktorat, to owszem będę dalej robiła badania naukowe, ale czasu na pewno będzie więcej. „Aptekarz” nie jest moim ostatnim słowem pisanym (śmiech).
Dziękuję za rozmowę
Jeżeli już kiedyś policyjny mundur na stałe trafi do pokrowca i spocznie na wieszaku w szafie, to na pewno doświadczenie, które Iwona Bogusz zdobyła w swojej służbie i pracy, będzie nadal procentowało na kartkach kolejnych książek. Zachęcamy do przeczytania „Aptekarza” i czekamy na kolejne hitowe pozycje naszej policyjnej powieściopisarki.