Aktualności

Patriotycznie i przygodowo, motocyklem po Europie

20.01.2023 • Daniel Niezdropa

Motocyklowe pasje gościły już na łamach Stołecznego Magazynu Policyjnego, pisaliśmy o policjantkach łączących miłość do motocykli ze służbą na jednośladzie w ruchu drogowym, a nawet o policjantach, którzy pasję do dwóch kółek potrafili zaszczepić w swoich małych dzieciach. Tym razem znowu będzie o kobiecie i też motocyklistce, ale dla odmiany, bo pismo jest przecież skierowane do wszystkich pracujących w naszym garnizonie, o pracującej w Wydziale Postępowań Administracyjnych KSP – Annie WĘGLEWSKIEJ, która z motocyklami zaprzyjaźniła się sześć lat temu. Od 3 lat jednak, po uzyskaniu uprawnień na motocykl (wcześniej była jego pasażerką), po krajowych i europejskich trasach prowadzi własny mechaniczny jednoślad, obecnie jest nim BMW R 1200 RT. W ciągu ostatniego roku przejechała motocyklem wiele tysięcy kilometrów, łącząc rekreację z przygodą i patriotyzmem, bo kilka motocyklowych wyjazdów właśnie taki miało charakter. Teraz planuje kolejne eskapady, a gdzie i dokąd, o tym i nie tylko, o planach i marzeniach porozmawiamy z naszą motocyklistką.


Wyjazd motocyklowy Austria 2021
Foto: Archiwum prywatne Anny Węglewskiej

KOBIETY NA MOTOCYKLACH

Kiedyś był to widok niecodzienny, ale dzisiaj, jak czytamy prasowe lub internetowe publikacje, czy też słyszymy wypowiedzi instruktorów w szkołach jazdy, to liczba kobiet zainteresowanych zdobyciem uprawnień na motocykl wciąż rośnie i coraz więcej przedstawicielek płci pięknej jest zainteresowanych posiadaniem własnego jednośladu. Kobiety nie ograniczają się już do rekreacyjnej, miejskiej jazdy na skuterach, ale celują w o wiele wyższe kategorie motocykli, nakedy, ścigacze, szosowo-turystyczne czy nawet duże choppery i ciężkie cruisery. Motocyklowe niewiasty nie gardzą też mocą i doskonale radzą sobie z jazdą na egzemplarzach napędzanych kilkusetkonnymi silnikami. Nie przeraża też ich waga motocykli, bo wystarczy dobra technika, żeby poradzić sobie nawet z 300 kilogramowym „zawodnikiem”, ustawiając go na stojaku.

Kobiety zrzeszają się też w klubach motocyklowych i to niekoniecznie takich, do których należą również mężczyźni, bo mają własne grupy, do których, żeby należeć, to trzeba być tylko kobietą. Umiejętnościami jazdy nie ustępują też „brzydszej” płci, czego dają przykład na torach wyścigowych. Jednym słowem dzisiaj motocyklisty nie zdziwi widok motocyklistki. Inaczej było w początkach motocyklowej motoryzacji u schyłku i w pierwszej dekadzie XX wieku, gdzie widok kobiety jeżdżącej na mechanicznym jednośladzie należał do wyjątkowej rzadkości. Dla dzisiejszych kobiet udział w motocyklowym wyścigu czy podróżniczej eskapadzie – to żaden wyczyn, to chleb powszedni. I tak jak już to podkreśliliśmy, doskonale dają sobie z tym radę.

W naszej formacji też nie brakuje motocyklistek, niektóre swoją prywatną pasję mogą z równym sukcesem rozwijać w służbie. Mówimy tu o policjantkach ruchu drogowego, które charyzmą i uporem, a także stanowczością, wiedzą i umiejętnościami – nie ustępują w żaden sposób kolegom policjantom. Nie tylko policjantki mają motocyklowe zainteresowania i pasje. Wśród licznej rzeszy kobiet zatrudnionych na stanowiskach cywilnych, też nie brakuje takich, które mogą pochwalić się umiejętnością jazdy na motocyklu. Z jedną z nich, Anną Węglewską – pracującą już od 16 lat w Wydziale Postępowań Administracyjnych Komendy Stołecznej Policji, porozmawiamy o jej motocyklowym „bakcylu”, o tyle ciekawej pasji, że połączonej z podróżami w różne zakątki Europy.


Widoki potrafią zapierać dech w piersiach. Kosowo 2021
Foto: Archiwum prywatne Anny Węglewskiej

ANIA WĘGLEWSKA. Z MOTOCYKLEM ZA PAN BRAT

Wspomniałem już o Twoim jakże słusznym stażu pracy w WPA. Czym się dokładnie zajmujesz i czy Twoja praca jest ciekawa? Podobno petenci to w zdecydowanej większości mężczyźni?

To prawda, staż pracy w WPA mam zacny, biorąc pod uwagę dość dużą rotację osób zatrudnionych na stanowiskach cywilnych. Już niewiele moich koleżanek i kolegów zostało z czasów, w których ja zaczynałam pracę w tym wydziale, a szkoda, bo przez wiele lat przewinęło się sporo fajnych ludzi, których wspominam z wielką sympatią. Ale też z wielką sympatią podchodzę do tematyki mojej pracy. Od samego początku pracuję w Zespole ds. Pozwoleń na Broń i choć zajmuję się administracyjną „obróbką” dokumentów, to również zdobyłam chyba dość dużą wiedzę na temat broni palnej, jej rodzajów i historii, co w perspektywie czasu jest bardzo ciekawą umiejętnością, biorąc pod uwagę to, że jestem cały czas świadkiem zmian zachodzących na rynku broni. Wiedza, którą zdobywałam, opierała się na egzemplarzach broni pochodzących z przedziału czasów m. in. od II wojny światowej do lat 90-tych. Obecnie szereg jednostek broni już wypadła z rynku, jednak wciąż pojawiają się nowe rozwiązania technologiczne i zapotrzebowania osób zainteresowanych jej posiadaniem. Zatem, nie da się poprzestać na raz zdobytej wiedzy i wciąż można rozwijać się w tej samej tematyce. Nie ma nudy. Ktoś by powiedział, że ustawy stanowiące źródło naszej pracy, takie jak: Kodeks postępowania administracyjnego i Ustawa o broni i amunicji, są krótkie i proste, to każdego dnia nasi klienci nas zaskakują i zmuszają do szukania wciąż nowych rozwiązań prawnych i administracyjnych, aby nasze relacje przebiegały korzystnie dla wszystkich. Nie poprzestajemy na piciu kawy i słuchaniu radia, klientów mamy bardzo dużo i to właśnie oni sprawiają, że nasza praca jest ciekawa i wymagająca. Oczywiście w większości, nasi klienci to mężczyźni, choć podobnie jak w świecie motocyklizmu, kobiety również zaczynają coraz częściej pojawiać się w gronie pasjonatów broni i wiem, że radzą sobie równie dobrze jak panowie, a czasem nawet lepiej. Przez te wszystkie lata poznałam wiele bardzo ciekawych osób, miłośników broni, którzy dzielili się swoją pasją. To dzięki takim osobom niejednokrotnie uczestniczyłam w wystawach broni, spotkaniach i pogadankach, które również miały pozytywny wpływ na moją pracę, bo wiedziałam, że to co robimy daje tym ludziom szansę na tworzenie własnych kolekcji broni, organizowanie szkoleń i zajęć, zdobywanie własnych osiągnięć oraz szerzenie tej tematyki w dalszych kręgach osób. Jestem już osobą rozpoznawalną wśród naszych „klientów”, wracają często do mnie, aby pochwalić się nowymi militarnymi nabytkami czy swoimi osiągnięciami. Wracają
też po fachowe porady albo z dobrym słowem. Czasem nawet doceniają to, że z kobietą mogą porozmawiać o broni, bo przecież własnym żonom czy partnerkom nie mówi się tego, ile broń kosztowała, a także ile ta pasja kosztuje. Każdy pracujący powinien widzieć sens tego, co robi na co dzień. We mnie sens tego, co robię, zaszczepił obecny Zastępca Naczelnika WPA, który sam jest wielkim pasjonatem, nie tylko tej pracy, ale również broni. Dlatego i ja, idąc jego śladem, również czerpię radość z tego, co robimy.

Nie ukrywam, że wśród tych wszystkich spotkanych osób, w ciągu minionych lat pojawili się pasjonaci broni – motocykliści, z którymi niejednokrotnie przy okazji spraw służbowych rozmawialiśmy o motocyklowych wyprawach. I to właśnie wśród tych osób pojawiła się dziś najważniejsza dla mnie osoba, dzięki której mogę powiedzieć: „TAK, JESTEM MOTOCYKLISTKĄ”.


Podróż jednośladem wymnaga dobrej formy. Austria 2020
Foto: Archiwum prywatne Anny Węglewskiej

Pasja do motocykli, opowiedz o swoich początkach? Czy w końcu dałaś upust swoim marzeniom, a może zainteresowaniom z czasów dzieciństwa, lat szkolnych, decydując się na zakup motocykla i zdobycie uprawnień? Czy od razu znalazłaś się wprost za kierownicą jednośladu?

Nie było to nigdy takie oczywiste. Jak prawie w każdym domu, tato jeździł na jakimś motocyklu – wykorzystując go tylko jako środek transportu. Później starszy brat miał motocykl, a ja patrzyłam na to, jak na męskie sprawy. Kiedy już mogłam, to szybko polubiłam jazdę samochodem i wszelkie podróże. Od najmłodszych lat rodzice zabierali nas na wycieczki, byłam na wszystkich szkolnych wyjazdach, a gdy zostałam harcerzem – również na obozach harcerskich. Aż w końcu, kiedy zdobyłam uprawnienia na kat. B, to zaczęłam podróżować z pasją na „czterech kółkach”. Wtedy wykorzystywałam każdy wolny dzień na to, aby gdzieś pojechać, choćby blisko, ale mieć zaliczony ciekawy wyjazd. Mijając wiele razy po drodze motocyklistów, nie raz stukałam się w czoło z myślą, że za zimno, za gorąco, że nic nie da się spakować, a w ogóle to żadnych wygód. Więc nie, motocykl nie był marzeniem, ani zainteresowaniem. Jednak to właśnie w pracy spotkałam prawdziwego pasjonata broni i jak się później okazało również motocykli, a do tego jeszcze podróży jednośladem. I tak zaczęliśmy się wymieniać, ja wiedzę na temat broni, a on przekazał mi miłość do motocykli. W końcu motocyklem dotarliśmy na wystawy broni, łącząc dwie pasje i zainteresowania. Ktoś mógłby powiedzieć, może nietypowo, ale jakże romantycznie (śmiech). I ta nasza wspólna podróż wciąż trwa.

Kiedy przyszedł ten dzień pierwszego dużego wyjazdu, to wsiadłam jako tzw. „plecak” (pasażerka) z przerażeniem, strachem i kompletnie nieprzygotowana – ze słowami „wieziesz moje życie”. Nie wierzyłam, że to się uda. Nie wspomnę już o trudnościach w spakowaniu rzeczy, aby wystarczyły na dwa tygodnie, na różną pogodę i potrzeby (cóż takie są przecież kobiety). W 2017 r. zaliczyłam na dwóch kołach moje pierwsze 5500 km przez kraje bałkańskie. Udało się, ale do podjęcia decyzji o własnym motocyklu minęło kilkadziesiąt tysięcy kilometrów na tylnym siedzeniu. Z czasem bardzo polubiłam tę opcję, bo kiedy przestałam się bać, to zaczęłam dostrzegać walory bycia „plecakiem”. Robiłam zdjęcia, nagrywałam filmy i zachwycałam się tym wszystkim, co jest dookoła. W każdej chwili mogłam się napić, coś przekąsić i tak naprawdę nic nie robić – tylko odpoczywać. Przyszedł jednak czas, kiedy zaczęłam spoglądać przez ramię i zastanawiać, jak to się robi. Oczywiście patrząc na motocyklistę doskonałego, odniosłam wrażenie, że to wszystko jest takie łatwe. W 2019 r. zapisałam się na kurs, nic nikomu nie mówiąc. Pierwsza lekcja zweryfikowała jednak wszystkie moje przemyślenia, ponieważ instruktor kazał mi jeździć na motocyklu o pojemności 125 cm3 dookoła placu manewrowego. Wtedy okazało się, że nie byłam w stanie zmieścić się na tym wielkim placu, a motocykl nie skręcał (śmiech). Nie poddawałam się jednak, cierpliwie nauczyłam się wszystkich zadań wymaganych na egzaminie i latem 2019 r. uprawnienia zdobyłam.

Mój wspaniały i doświadczony motocyklista uwierzył we mnie, moje możliwości i tym samym przekonał mnie do zakupu motocykla turystycznego, ogromnego, wielkiej pojemności i mocy. Dodam, że to nie była moja miłość od pierwszego wejrzenia do dużego motocykla. Potrzebowałam czasu, żeby się z nim bardziej zaprzyjaźnić – z tym motocyklem (śmiech). Wtedy właśnie zaczął się prawdziwy kurs nauki jazdy. Walczyłam ze sobą, z motocyklem i rozpoczynającymi się w tym temacie marzeniami. Gdyby nie potężna moc cierpliwości mojego wyrozumiałego i cudownego nauczyciela – motocyklisty i wiary we mnie, dziś nie byłoby tej romantycznej opowieści. Niedawno minęły 3 lata od zdobycia uprawnień i mogę powiedzieć, że zaczęłam się lubić z moim motocyklem. Własnymi siłami pokonałam najpiękniejsze 45 tysięcy kilometrów, w każdych możliwych warunkach drogowych i pogodowych.


Niskie temperatury nie odstraszają. Rumunia 2019
Foto: Archiwum prywatne Anny Węglewskiej

Czy oprócz jazdy, masz zainteresowania związane z serwisowaniem motocykla? Czy dobrze jest znać się na obsłudze mechanicznej, przecież niekiedy w trasie trzeba sobie poradzić, czy jednak preferujesz dobry pakiet assistance?

W każdym sezonie wyposażam się w pakiet assistance i to jest chyba wystarczające, aby nie myśleć o jakiejś grubszej obsłudze technicznej podczas wyprawy. Jeszcze nie nauczyłam się wymiany niezbędnych płynów, póki co przyglądam się, a przy ewentualnej złapanej gumie – jestem przekonana, że co najmniej połowa najbliższej wsi udostępni wszelką pomoc. Mieliśmy taką awaryjną perypetię w Rumuni, gdzieś daleko w górach. Kiedy całkiem zawiodły średniowieczne pompki przyniesione przez tubylców, bezpiecznie przetransportowali nas do wulkanizatora. Do tego jeden dobry człowiek udostępnił nam swój dom, abyśmy mogli zregenerować się po trudach związanych z łataniem dziury w kole. Dzielnie przyglądam się renowacji starych motocykli JAWA, uważnie słucham opowieści na temat ich działania i z wielkim zainteresowaniem uczestniczę w bazarach, gdzie pasjonaci tego typu staroci zaopatrują się w unikatowe elementy wyposażenia. Jednym z naszych ulubionych miejsc jest „MOTO WETERAN BAZAR” w Łodzi, w którym uczestniczymy regularnie dwa razy w roku. Nie potrafię sama zajmować się renowacją, aczkolwiek każdorazowo oczekuję efektów końcowych i z wielką satysfakcją oraz uśmiechem od ucha do ucha wsiadam na klasyka.

Czy motocyklem dojeżdżasz do pracy, czy oddajesz się jeździe tylko w czasie wolnym?

Oj nie, do pracy dojeżdżam na dwóch kółkach, ale takich napędzanych siłą własnych nóg (śmiech). Czasami zdarza mi się zapomnieć, że rower nie ma sprzęgła w lewej manetce, lecz tylko hamulec i to przedni, co kończy się niestety obdartymi łokciami i kolanami.


Pomnik gen. Stanisława Maczka w Normandii
Foto: Archiwum prywatne Anny Węglewskiej

Wiem, że lubisz podróżować motocyklem, czy tak jak w tytule artykułu – jest patriotycznie i przygodowo, a do tego jeszcze po Europie, chyba, że dotarłaś może już na inny kontynent? Opowiedz nam o swoich dotychczasowych podróżach, ciekawych miejscach, a może interesujących przygodach?

Każdy kilometr przejechany motocyklem, to przygoda niezależnie od celu, do którego się zmierza. Mój pierwszy wyjazd na własnym jednośladzie latem 2020 r., który chyba powinnam nazwać długą lekcją nauki jazdy – był niebywałą przygodą. Była to dwutygodniowa wyprawa, którą nazwaliśmy „Granicami RP”.

Była to dla mnie niebywale trudna wyprawa, rozpoczęta od prostych i w miarę pustych dróg Podlasia, wiodąca skrajnymi drogami Polski, poprzez wybrzeże, zachodnią ścianę, aż po górzyste tereny południa, po to, żeby namierzyć i zaliczyć jak najwięcej słupów granicznych. Jednak mimo wszystko niewiele pamiętam z tego, bo każdy kilometr był dla mnie wyzwaniem.

Tyle co wtedy nagadałam się do mojego kasku, to świat nie słyszał. Byłam okrutnie zmęczona trudami opanowania motocykla, a moje myśli ograniczały się tylko do tego, czy ja to przeżyję. I o ile nizinne tereny Polski przejechałam, to przyszedł czas na południową część, gdzie trzeba było pokonać góry. Były łzy, była radość i obietnice, że już nigdy nie wsiądę na motocykl. I jak to mówi mądre przysłowie: „nie ufaj nigdy kobiecie”. Jeszcze tego samego roku pojechałam do Austrii, ale żeby nie było, nie z zamiarem pokonywania górskich serpentyn, nie, nie. Miałam zacny plan dojechać na miejsce, odstawić motocykl i wsiąść na swoją ulubioną tylną kanapę jako „plecak”. Mój niecny plan runął bardzo szybko i tak oto znalazłam się na jednych z wyższych szczytów Alp.

I to właśnie w czasie wyjazdu do Austrii poczułam największą przyjemność z jazdy motocyklem. Wróciłam szczęśliwa, spełniona i dumna ze swoich osiągnięć. Z wielkim żalem odstawiłam motocykl na zimowanie, w oczekiwaniu na kolejny sezon. Bo to właśnie 2020 rok był tym przełomem, kiedy moje małe marzenia zaczęły wiązać się z motocyklem. Zaczęło się kupowanie ciuszków motocyklowych, kosmetyków i akcesoriów do pielęgnacji oraz pomysły na spersonalizowanie i wyróżnienie go tak, żeby był wyjątkowy – taki mój. I póki co, jadąc za mną – niejeden mężczyzna ma ochotę docisnąć pedał gazu.

Nawiązując do tytułu, faktycznie potwierdzam, że przynajmniej raz w roku jest „patriotycznie-motocyklowo” i co najmniej raz „krajoznawczo-relaksacyjnie”. Przy tym, nie raz romantycznie…

Do najważniejszych motocyklowych wypraw w duchu patriotycznym mogę zaliczyć dwukrotne uczestnictwo w „Międzynarodowym Motocyklowym Rajdzie Śladami Gąsienic Pierwszej Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka” organizowanym przez Stowarzyszenie Motocyklistów „PATRIA”. Pod patronatem Instytutu Pamięci Narodowej oddajemy hołd żołnierzom Polskich Sił Zbrojnych poległym w walkach o wyzwolenie spod okupacji niemieckiej krajów zachodniej Europy. Poza uroczystościami na wzgórzu Montormel we Francji, odwiedzamy szereg polskich cmentarzy wojennych oraz miejsc pamięci o polskich wyzwolicielach. Przez francuskie plaże Normandii, małe miasteczka Belgii, Holandii, przemierzamy szlak polskich żołnierzy. Publikacje na ten temat można znaleźć w biuletynach wydawanych przez IPN.

W 2019 r. w VI edycji opisanego rajdu, uczestniczyłam w nim jako gość tylnej kanapy motocykla, natomiast w 2022 r. brałam już aktywny udział – jadąc na swoim motocyklu. Byłam jedną z dwóch kobiet motocyklistek i w niczym nie ustępowałam trzydziestu mężczyznom, przemierzając razem z nimi Europę Zachodnią. Na tej trasie mieliśmy zaszczyt spotkać, również uczestniczącego w uroczystościach rocznicowych Bitwy o Normandię – Dowódcę Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych, generała Wojska Polskiego Jarosława Mikę, który jak się okazało też jest zapalonym motocyklistą.

Wracając jednak do moich źródeł uczestnictwa w rajdach motocyklowych, to jednym z pierwszych była wyprawa w 2018 r. „Śladami Rycerza Niepokalanej, Świętego Maksymiliana Kolbe”, który został przygotowany przez motocyklistę franciszkanina z Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych. Przemierzyliśmy drogę, którą niegdyś podążał tytułowy męczennik. W drodze tej, poza urokliwymi włoskimi zakątkami, takimi jak Padwa, Asyż czy Rzym, nie zabrakło również ukłonu w stronę generała Władysława Andersa na Monte Cassino. W drodze powrotnej odwiedziliśmy natomiast miejsce pamięci bitwy o Wiedeń, gdzie na wzgórzu Kahlenberg, do zwycięskiego boju wojska polskie poprowadził Król Jana III Sobieski.

Trudno nie wspomnieć kilku „Roztoczańskich Spotkań Motocyklistów”, gdzie dotarłam zarówno jako „plecak”, a później już sama na motocyklu, zdobywając pamiątkowe odznaczenia potwierdzające mój czynny udział w szerzeniu wiedzy o walkach Polaków o wschodnie tereny naszego kraju.

Cyklicznie, na początku września, od kilku lat bierzemy udział w imprezie „EUROPEAN BIKE WEEK” organizowanej przez Harleya-Davidsona w malowniczej krainie Austrii – Karyntii, w której uczestniczy kilkadziesiąt tysięcy motocyklistów z całej Europy. Impreza zrzesza fanów przeróżnych jednośladów oraz miłośników przełęczy alpejskich i przyjaznych motocyklistom austriackich dróg.

Do swoich wspaniałych osiągnięć na własnym motocyklu mogę również zaliczyć bałkańską wyprawę w 2021 r. przez Węgry, Serbię, Kosowo, Czarnogórę, Chorwację, Słowenię i Austrię. W międzyczasie wpadło jeszcze kilka kilometrów po przepięknej Rumunii, gdzie świat wygląda nieco inaczej niż w Europie Zachodniej, jest urokliwie, swojsko i bardzo przyjaźnie.

W Rumunii spotkało nas wiele ciekawych przygód. O jednej już wspomniałam na samym początku, przy okazji rozmowy na temat łatania dziurawego koła, kiedy zostaliśmy ugoszczeni serdecznie w prywatnym domu z widokiem na Karpaty. Również dość miła niespodzianka przydarzyła się na słynnej Drodze Transfogaraskiej DN7C, gdzie jak się okazało – pod koniec maja trwała jeszcze sroga zima i przejazd był zamknięty. Jednak nic nie powstrzymało motocyklistów, którzy forsowali betonowe zapory. Nie chcieliśmy się wyróżniać i też podjęliśmy wyzwanie, jednak stanął nam na drodze niemiecki turysta, który użyczył swojego mniejszego lżejszego i bardziej crossowego motocykla, abyśmy mogli zmierzyć się z rumuńską przełęczą zimową porą.

Poza rumuńską gościnnością i niemiecką uprzejmością, pamiętaliśmy też o miejscach opatrzonych biało-czerwonymi barwami, gdzie w miejscowości Kirlibaba znajduje się pomnik ku czci poległych żołnierzy Legionów Polskich.

Nie poprzestaję również na długodystansowych wyprawach, bo oczywiście weekendowe wyjazdy również dają wiele frajdy, nawet te najbliżej domu. W ostatnim czasie bardzo polubiłam szybkie wypady do Wilna, bo osobiście uważam, że litewskie drogi są bardzo przyjazne dla motocykli, nie są zatłoczone i można pokręcić się po byłych polskich wioskach, gdzie zamieszkują jeszcze Polacy. Z wielką radością przyjmują motocyklistów, aby porozmawiać w ojczystym języku o dawnej Polsce.

Jeśli na szybko pojeździć po polskich drogach, to oczywiście Podlasie. Dla mnie ten region obfituje we wspaniałe, puste drogi i ciekawe widokowo trasy. Zawsze można coś lokalnego zjeść. Z rozmachem zahaczając o Puszczę Białowieską – nabyć miodek, który lubi się rozkręcać w kufrze pod wpływem drgań i motocykl staje się słodki (śmiech). Zatem dróg zdobytych i tych przed nami jeszcze wiele. Trudno wszystko przytoczyć, opisać i zmieścić w kilku zdaniach. Prawda o motocyklach jest taka, że kiedy dosiada się dwukołowej maszyny, wyjeżdża w drogę, to wraz z każdym kilometrem tworzą się opowieści, których końca nie ma. Przejeżdżam ten sam kilometr kolejny raz i wciąż mam wrażenie, że nigdy tu nie byłam i tak tworzy się powód by wrócić. Taką magię mają dla mnie Alpy, do których wracać po prostu uwielbiam.

Żeby te wszystkie piękne podróże oraz krótkie przejażdżki miały swój początek i koniec, rokrocznie biorę udział w „Jasnogórskich Rozpoczęciach Sezonu Motocyklowego”, które odbywają się na początku kwietnia, z niezliczoną ilością motocyklistów, których liczba potrafi sięgać kilkudziesięciu tysięcy motocykli.


Ponad 1,5 tys. kilometrów od domu. Czarnogóra 2021.
Foto: Archiwum prywatne Anny Węglewskiej

Czy planujesz kolejne podróże, co chciałabyś zobaczyć, jakie miejsca, do których oczywiście dotarłabyś wyłącznie motocyklem?

Chyba każdy turysta motocyklowy, po odstawieniu sprzętu na zimowanie, zaczyna planować. Czas zimy to właśnie jest przerwa na poukładanie wspomnień i stworzenie przynajmniej zarysu nowego sezonu. O ile lokalne przejażdżki nie wymagają planu, to przy dalszych podróżach należy wskazać przynajmniej kierunek świata. Oczywiście mam już plany na przyszły rok i po raz kolejny będą to Bałkany, ale szczegóły są jeszcze na początku przemyśleń. W dalszych planach chciałabym zdobyć Nordkapp (Przylądek Północny w Norwegii) i choć niezbyt lubię deszcz, mgły i zimno, to mimo wszystko norweskie fiordy wpisuję w mój cel na przyszłość.

Czy należysz do jakiegoś kobiecego klubu motocyklowego? Czy uczestniczysz w tzw. „babskich” wyjazdach na motocyklach?

Jeszcze nie należę do żadnych „babskich” klubów (śmiech). Utrzymuję jednak kontakty z kobietami motocyklistkami z grup założonych on-line, gdzie wymieniamy się na bieżąco ploteczkami na temat nowych doświadczeń, nowości w ciuszkach motocyklowych, a także – jak każda kobieta motocyklista – trudami związanymi z makijażem i włosami w podróży (śmiech). O ile dziwi to każdego mężczyznę, to dla kobiety jest to nie lada wyczyn, kiedy piękne kosmyki włosów po całym dniu w kasku trzeba rozczesać.

Nie omieszkam w tym miejscu wspomnieć, że wyjazdy w męskim gronie mają jednak swoje plusy, mimo że oni niewiele rozumieją z kobiecego życia. Po pierwsze, brak kolejek do damskiej toalety, po drugie cała rajdowa grupa pilnuje drzwi do kabiny prysznicowej, żeby nikt nie wszedł, po trzecie ileż męskiej siły jest w gotowości, kiedy wydarzy się np. przewrotka, nawet nie zdążę się dobrze przewrócić, a już podnoszą, a i doradców doskonałych też nie brakuje (śmiech).


Początki nie były łatwe. Nauka jazdy 2019.
Foto: Archiwum prywatne Anny Węglewskiej

Może powiesz parę słów o motocyklu, którym jeździsz na co dzień, czy jest jakoś specjalnie przygotowany dla kobiety motocyklistki, kolor, kufry?

Moje piękne BMW R 1200 RT jest wielkim potworem, do którego musiałam dopasować najniższą wersję siedzenia, aby sięgać nóżkami do ziemi i troszkę się udało. Obecnie ma kolor błękitny, tak jak moje oczy i nie, nie był wybierany w takim kryterium, przypadek. Jednak nie byłabym sobą, gdybym poprzestała na standardowym malowaniu, bo plan na tę zimę zakłada całkowitą zmianę. Na pewno pojawi się malowidło, które będzie takie bardzo indywidualne. Kufry są nieodłącznym elementem mojego jednośladu, bo dzięki słusznej pojemności wreszcie mogę pomieścić to, co jest niezbędne i to, co zwykle kobiety pakują na wszelki wypadek. Wcześniej byłam mocno ograniczona, bo we dwoje w jeden bagaż było trudno, a teraz trzy wielkie kufry pakuję do oporu (śmiech).

Może masz jakieś plany, marzenia do spełnienia, które byłyby dopełnieniem Twojej motocykowej pasji?

Od dzieciństwa uwielbiam podróże i wszystko, co jest z nimi związane, a zatem fotografowanie i gromadzenie pamiątek. Dzięki możliwościom, jakie daje motocykl, tj. wjechanie tam, gdzie nie da rady samochód albo na przekór wszelkim zakazom, można tworzyć piękne wspomnienia. Ja swoje kiedyś spisywałam w pamiętnikach, a dziś gromadzę w albumach, które sama przygotowuję i ubieram w opisy, własne zapiski oraz kilka kartek z historii. Jestem zbieraczką magnesów, których kolekcję mam na kilka lodówek. Zatem zima czasem bywa za krótka, aby podsumować miniony sezon.

Moim marzeniem jest stworzyć na Mazowszu przystań motocyklową dla wszystkich strudzonych motocyklistów, którzy chcieliby zatrzymać się tam na pyszną kawę z pianką, herbatkę z cytryną albo przy ognisku na domową kiełbaskę.

Wyobrażam sobie to miejsce, jako swoją własną przystań wspomnień, gdzie znalazłyby również miejsce nasze pamiątki oraz klasyki marki JAWA. Oczywiście zawsze znajdujemy czas, aby odwiedzić takie miejsca w różnych częściach Europy i chyba każdy z nas ma gdzieś daleko w myślach malutkie pragnienie by swoją miłość materializować.

Moim mottem i przesłaniem są słowa Dalajlamy: „Raz w roku jedź do miejsca, w którym jeszcze nigdy nie byłeś”. Dzięki temu cały rok mam w głowie tylko to, co mnie cieszy, czyli przejechane własnym motocyklem już 45 tysięcy kilometrów. To dziesiątki tysięcy pokonane w poczuciu, że wystarczy tylko chcieć, a marzenia same będą się spełniać, to tysiące dróg pokonane razem, a do tego z moim najlepszym nauczycielem i przyjacielem, na dobre i złe… To też moje spełnione marzenie.

Dziękuję za rozmowę

Ania Węglewska umiejętnie połączyła miłość do motocykli i nie tylko, z chęcią poznawania świata. Czerpie z tego wiele pozytywnej energii i widać, że podróżowanie sprawia jej wielką przyjemność. Do tego jest spełnioną i szczęśliwą kobietą, jest wspierana przez najbliższego jej sercu mężczyznę i też motocyklistę. Podróż motocyklem to dla nich coś więcej, to jak wspólna przejażdżka przez całe życie. Dlatego kibicujemy jej życiowym i motocyklowym podróżom oraz wyborom, życząc tylko udanych i najlepszych chwil. Na koniec powiemy tylko tyle, że połączyła ich motocyklowa pasja…bo od tego wszystko się zaczęło.