Aktualności

Bushcraft - czy to zabawa w stylu Rambo?

10.02.2023 • Daniel Niezdropa

Ilu policjantów, tyle pasji i zainteresowań. Praktycznie każdy z nich ma odskocznię od codziennej służby, która niekiedy potrafi dobrze dać w kość. Zmianowy tryb wykonywanych zadań, częste realizacje i wyjazdy służbowe, przedłużające się niekiedy, wielogodzinne czynności. Przecież nikt nie mówił, że będzie łatwo, wiadomo służba, dlatego dobrze jest mieć jakiegoś pozazawodowego bakcyla, żeby dać upust emocjom i zapomnieć o stresie, a tym samym zminimalizować go do zera. Jedni kochają podróże, drudzy uprawiają sport, inni przywracają do życia stare samochody i motocykle, a są też tacy, którzy potrzebują odreagowania w leśnych ostępach, odludnych miejscach, z dala od cywilizacji, wyposażeni w tzw. traperskie atrybuty, krzesiwo oraz nóż. Podkomisarz KAMIL DANIŁOWICZ, technik kryminalistyki i specjalista od plam krwawych w jednej osobie, ma właśnie taką nietypową pasję. Niczym filmowy „Rambo”, jednak z własnej nieprzymuszonej woli, a nie jak filmowa postać, ścigany i zmuszony uciekać do lasu, co jakiś czas opuszcza miejski zgiełk i wyrusza w poszukiwaniu odludnych miejsc. Kamil od wielu lat preferuje taki sposób spędzania wolnego czasu, z jednej strony sprawdzenia się w roli trapera żyjącego w zgodzie z przyrodą, z drugiej relaksu, odpoczynku, naładowania baterii, znalezienia najlepszego sposobu na odreagowanie od trudu codziennej służby.

POLSKIE KORZENIE BUSHCRAFTU

Kto by pomyślał, że traperski styl życia i spędzania czasu z naturą za pan brat, rozpropagował nie kto inny, jak syn polskich emigrantów, którzy Kanadę wybrali na swoją drugą ojczyznę. Mors Kochanski to kanadyjski autor książek, a także pionier w organizacji survivalowych szkoleń i pierwszych szkół przetrwania na świecie. W dostępnych źródłach i prezentacjach osoby Morsa Kochanskiego, jako autora publikacji z zakresu Bushcraftu i Survivalu, można dowiedzieć się, że był wielkim miłośnikiem przyrody i obcowania z naturą, a swoje traperskie pasje rozwijał już od wczesnego dzieciństwa. Nie ma się co dziwić, bo Kanada to przecież drugie co do wielkości państwo na świecie, gdzie praktycznie na każdym kroku można dostrzec dzikość natury. Góry, jeziora, prerie, lasy, a wśród nich wciśnięte skupiska ludzkie. Ten pełen różnorodności krajobrazowej kraj był idealnym miejsce do rozwijania Bushcraftowych umiejętności i poznawania wszechobecnej, niekiedy nieznanej wręcz, a czasami też nieprzewidywalnej przyrody. Mors Kochanski swoją pasję przeniósł również na grunt wojskowy. Ukończył między innymi Królewską Kanadyjską Szkołę Kadetów i jako doskonale znający środowisko żołnierzy i specyfikę służby wojskowej, zajmował się nawet ich szkoleniem, nie tylko w Kanadzie, ale również w USA i w Szwecji, a także w Wielkiej Brytanii. Uczył przetrwania w trudnych warunkach i umiejętności radzenia się w różnych sytuacjach, w poszanowaniu wszystkiego co żywe, natury, która ma być sprzymierzeńcem, a nie wrogiem człowieka. Jego mottem stały się słowa: „The more you know, the less you carry” (tłum. ang.: im więcej wiesz, tym mniej nosisz). Oznacza to, że im więcej zdobędzie się wiedzy na temat tego, jak przetrwać w dziczy, w trudnych warunkach, tym mniej przedmiotów trzeba nosić ze sobą. Doświadczonemu Bushcrafterowi wystarczą bowiem podstawowe narzędzia, nóż, siekierka, a nawet mała proc. Powinien bowiem potrafić dostrzegać to, co oferuje przyroda i przydatnych przedmiotów szukać właśnie w niej, z poszanowaniem jej praw, zarówno fauny, jak i flory. Obecnie Bushcraft ma miliony zwolenników na całym świecie, w tym również w Polsce.

BUSHCRAFT TO NIE SURVIVAL?

Jak już przytoczyliśmy, w założeniach Bushcraftu, chodzi oczywiście o bytowanie w naturze, ale nie tak jak w Survivalu, aby poradzić sobie w niej za wszelką ceną, przeżyć przy dostępie do tego, co ma się przy sobie, zdobyć pożywienie, polować, zbudować szałas, sprawdzić swój organizm, czy jest się w stanie wytrzymać ekstremalne warunki. Bushcraft ma bez wątpienia wiele cech wspólnych i niektórzy mogą niekiedy mylić te pojęcia. Bushcrafter świadomie i planowo wyrusza do przysłowiowej dziczy, buduje szałas, czy też rozstawia namiot i bytuje. Często zabiera do lasu śpiwór, jedzenie i przygotowuje się na warunki, które może zastać, deszcz, wilgoć, śnieg, mróz czy też ewentualny kontakt z drapieżnymi zwierzętami. Survivalowiec ma zrobić wszystko, żeby przetrwać, Bushcrafter nie musi, bo korzysta z zaplecza survivalowego i outdoorowego, wyposażenia i ubioru, a bytując w lesie czy gdziekolwiek w innym odludnym miejscu, stara się nie niszczyć i nie usuwać stanu naturalnego, a korzystać z niego tak, aby wręcz dbać o dobrostan przyrody. Jedno łączy na pewno, zarówno w Survivalu, jak i w Bushcrafcie, mamy do czynienia z trudnymi warunkami, w których trzeba umieć sobie poradzić.


Zdjęcie: Marina Kovalchuk

BUSHCRAFTER Z KOMENDY STOŁECZNEJ POLICJI

Zapowiedzieliśmy go już na wstępie, technik kryminalistyki, specjalista od plam krwawych, uczestniczący w czynnościach policyjnych w najpoważniejszych zdarzeniach na terenie Warszawy i sąsiednich powiatów. Podkomisarz Kamil Daniłowicz na co dzień realizuje zadania, które wymagają od niego skupienia, koncentracji, dokładności i przede wszystkim odpowiedzialności. Kiedy jednak opuszcza teren Pałacu Mostowskich, to może nie codziennie, ale raz na jakiś czas, zamienia kryminalistyczną walizkę, aparaty oraz inne atrybuty technika kryminalistyki, na plecak, śpiwór oraz wszelkie akcesoria, które w traperskim życiu okażą się przydatne. Porozmawiajmy zatem o Bushcrafcie z pasjonatem i co najważniejsze policjantem z naszego garnizonu.

 
Wypad zaczyna się w momencie założenia plecaka. Gdy rozpalenie ognia nie jest możliwe, przydaje się kuchenka gazowa.
Zdjęcia: Marina Kovalchuk
                                                                               

Skąd wzięły się u Ciebie takie zainteresowania? Czy byłeś harcerzem, skautem, a może zainspirowała Cie znana postać, np. jakiegoś trapera rodem z dzikiego zachodu?

Niestety, nigdy nie byłem harcerzem czy skautem, ale już od młodych lat ciekawiła mnie przyroda i równowaga, jaka w niej panuje. Początkowo też kształciłem się w tym kierunku, ukończyłem Technikum Leśne w Biłgoraju o profilu Technik Leśnik. Miałem być leśniczym, a zostałem policjantem. Jednak pomimo zmiany kierunku zawodowego, pozostała we mnie chęć obcowania z przyrodą. Może zabrzmi to śmiesznie, ale zawsze pociągało mnie życie samotnika na Alasce. To były jednak zawsze tylko przemyślenia, takie młodzieńcze marzenia, bo na Alaskę do tej pory jednak nie dotarłem. Nie ukrywam też, że bardzo chciałbym ją kiedyś zobaczyć. Może jeszcze kiedyś…

Czym jest Bushcraft według Ciebie? Czy trzymasz się zasad Morsa Kochanskiego, czy może masz jakieś swoje własne pomysły na traperowanie?

Bushcraft to przede wszystkim umiejętność przetrwania na łonie natury. Tak naprawdę każdy ma na to swoją definicję, ponieważ każdy trochę czego innego oczekuje od natury.

Dla mnie Bushcraft to na pewno świetna zabawa i możliwość wyciszenia. To także świetna okazja do zobaczenia pięknych miejsc, a czasem też wykonania naprawdę ciekawego zdjęcia. Osobiście preferuję połączenie Bushcraftu z wędrówkami. Wyznaczam sobie dwa punkty na mapie tj. A i B, zakładam plecak i podążam z jednego do drugiego. Kiedy zbliża się noc, to wtedy rozbijam obóz. Staram się wtedy przygotować coś do jedzenia, czasem z owoców czy nawet grzybów znalezionych po drodze. Mi taki styl Bushcraftu podoba się najbardziej. Co do zasad Morsa Kochanskiego – to uważam, że każda osoba przebywająca na łonie natury powinna się nimi kierować. Musimy szanować to, co mamy i starać się współpracować z naturą, na ile jest to możliwe.

Czy czytasz książki o Bushcrafcie, oglądasz filmy, wzbogacasz swoją wiedzę w tym zakresie?

Jasne że tak, Bushcraft to bardzo rozległa dziedzina, jest dużo do zgłębiana i uczenia się, na przykład rozpalania ognia czy wiązania węzłów do mocowania i napinania zadaszenia. Oglądam kanały na YouTube, takie jak „EDC” czy „Bushcraftowy”. Czasem też korzystam z wiedzy kolegów, którzy mają większe doświadczenie w tej dziedzinie.

Czy należysz do klubu Bushcrafterów, czy swoją pasję rozwijasz samodzielnie, czy też masz grono przyjaciół, kolegów, z którymi organizujesz wspólne wyjazdy?

Nie należę do żadnego klubu. Początki mojej pasji były solo. Chciałem zobaczyć, czy to w ogóle jest dla mnie. Jak mówiłem, że „idę spać do lasu”, to moi bliscy czy znajomi pukali się w głowę (śmiech). Dopiero po jakimś czasie, jak zobaczyli zdjęcia i filmy z moich wypadów, zaczęli się przekonywać i dołączać do mnie. Obecnie jestem na etapie planowania wypraw i biwaków na ten rok i mam sporo znajomych, którzy dopisują się do moich wypadów. Również policjantów z naszego garnizonu.

Jak przygotowujesz się do wyjazdu, na ile czasu opuszczasz dom? Co na to Twoi bliscy?

Najczęściej jest to klasyczna lista, na której wcześniej zapisuję wszystkie potrzebne rzeczy. Każdy plan eskapady jest uzależniony od czasu, jaki zamierzam spędzić w dziczy i terenu, po którym będę się poruszał. Potem zaczyna się pakowanie w plecak. Nie jest to takie proste. Waga ekwipunku nie powinna bowiem przekraczać 10% masy ciała. Chodzi o wygodę marszu i wędrówki. Ważne dla mnie jest wcześniejsze rozpoznanie terenu. Sprawdzam jaka jest dostępność źródeł wody i ewentualnych wiat turystycznych, w razie jakiś nieprzewidzianych kłopotów. Najczęściej znikam (śmiech), to znaczy wyruszam na weekend, czasem na tydzień. Moja rodzina początkowo nie podzielała mojej pasji. Bliscy nie mogli zrozumieć, jak można spać w lesie. Przecież tam są wilki, dziki czy nawet łosie. Trochę ich to przerażało. Zrozumienie przyszło jednak z czasem. Obecnie na tyle się przekonali, że w planach wyprawowych na ten rok musiałem koniecznie uwzględnić damę mojego serca. I nie było słowa sprzeciwu. Lista chętnych powiększa się i jest cały czas otwarta (śmiech).

Czy masz jakiegoś konkretne miejsca, do których się udajesz? Jak to wygląda, czy zostawiasz gdzieś samochód i dalej idziesz pieszo, do miejsca docelowego, czy może jedziesz pociągiem, a później ruszasz do lasu, a może w góry?

Mam kilka swoich ulubionych miejsc, do których lubię wracać i nigdy mi się nie znudzą. To między innymi Półwysep Helski, w to miejsce jeżdżę co rok. Zostawiam samochód we Władysławowie i pieszo plażą idę do Helu. Kolejnym miejscem jest Roztocze. Baza szlaków jest tam ogromna. Zazwyczaj proszę kogoś z rodziny, aby mnie podwiózł w określone miejsce, a potem odebrał. Zawsze zmieniam lokalizację. Roztocze to dla mnie magiczna i bajkowa wręcz kraina. Staram się też odkrywać nowe miejsca. Czasem inspiruje się wcześniej wspomnianymi kanałami na YouTube. Wygląda to najczęściej tak, że zostawiam samochód w bezpiecznym miejscu i ruszam pieszo dalej, starając się wykonać pętlę. Jeśli wykonanie pętli jest niemożliwe, to staram się wrócić np. pociągiem, a później dotrzeć do samochodu.


Jeżeli wiem, że teren będzie podmokły, to za schronienie robi hamak i tarp.
Zdjęcie: Marina Kovalchuk

Jak wygląda taki wypad? Budujesz szałas, łowisz ryby? Czy korzystasz z tradycyjnych narzędzi, a do tego wykorzystujesz to, co daje przyroda, czy też jesteś przygotowany, rozbijasz namiot, podłączasz kuchenkę? Czy masz swój survivalowy niezbędnik i co się na niego składa? Jak wygląda Twój ekwipunek?

Sam wypad zaczyna się w momencie założenia plecaka. Ruszam na szlak lub na obrany azymut. Wyłączam się wtedy, nie myślę o pracy oraz innych rzeczach, ale wyłącznie o tym, co mnie otacza. Podczas marszu robię przerwy na wypicie ciepłej herbaty czy kawy. Pod wieczór szukam jakiejś fajnej miejscówki. Wtedy rozbijam obóz. To z czego się on składa zależy od terenu, w jakim się poruszam. Jeśli mamy tereny suche, piaszczyste, wtedy używam namiotu. Jeśli teren ma być podmokły, to za schronienie robi hamak i tarp. Szałasu nie robię, ryb też staram się nie łowić, ale pozyskuję naturalne materiały do rozpalania ognia tj. korę brzozy czy suche drobne gałązki. W miejscach bezpiecznych rozpalam małe ognisko, w miejscach gdzie jest to zabronione lub niebezpieczne – mam zawsze przygotowaną kuchenkę gazową. Po rozbiciu obozu i zjedzeniu kolacji, zostaje tylko podziwianie i słuchanie odgłosów natury, bujając się w hamaku. Następnego dnia robię śniadanie, zwijam obóz i ruszam dalej. Pytasz o survivalowy niezbędnik? Sam nie wiem, czy ja coś takiego mam. Fakt, że zawsze jestem przygotowany. To nie jest żaden standardowy zestaw przedmiotów i narzędzi. Zabieram apteczkę wyposażoną w niezbędne rzeczy do pierwszej pomocy, no i nóż, to podstawa. Cała reszta zależy od miejsca, do którego wyruszam. Mój ekwipunek zawsze składa się też ze schronienia, czyli hamaku lub namiotu oraz minimalnego zapasu jedzenia. Staram się nie dźwigać zbyt dużo. Bywa, że schodzę z obranego kursu, aby odwiedzić jakiś mały, lokalny sklepik i uzupełnić zapasy. Do tego zabieram co najmniej 1,5 litra wody i jakiegoś batona, w razie spadku energii. Mam również takie rzeczy jak: kuchenka gazowa, krzesiwo, garnek i patelnia – oczywiście w wersji kompaktowej.

Co robisz podczas takich wypadów? Czytasz książki, spacerujesz, poznajesz miejsce, w którym jesteś, a może obserwujesz zwierzęta, ustawiasz fotopułapki, robisz z ukrycia zdjęcia?

Podczas marszu podziwiam przyrodę, wsłuchuję się w odgłosy natury i delektuję się spokojem, jaki mnie otacza. Na miejscu biwaku, czy też podczas wolnego czasu, staram się robić zdjęcia. Czasem nawet uda się uchwycić jakiegoś zwierzaka. Nie ustawiam fotopułapek, ponieważ co noc śpię gdzie indziej, a nie chcę pamiętać, gdzie ją zostawiłem i wracać po nią.

Czy taki Bushcraftowy wyjazd pozwala się zresetować, najważniejsze – czy zrywasz w tym czasie kontakt ze światem zewnętrznym, nie zabierasz ze sobą telefonu? O czym wtedy myślisz?

Mi osobiście pozwala się zresetować. Nabieram mnóstwo energii i wracam pełen entuzjazmu. Kontaktu ze światem nie zrywam, ale staram się go ograniczyć do minimum, wysyłam tylko położenie z mapy Google mojej dziewczynie, żeby wiedziała gdzie jestem i nie martwiła się o mnie. Chociaż, jak powiedziałem, moja ukochana wyjeżdża też często ze mną. Smartfon nie służy wyłącznie do dzwonienia. Sam używam go jako nawigacji i do obserwowania oraz sprawdzania – czy w otoczeniu nie mijam jakiegoś ciekawego miejsca do zobaczenia. Podczas wędrówki oraz biwaku staram się myśleć wyłącznie o tym, co jest w danej chwili, nie myślę na zapas, nie analizuję, jestem tu i teraz. Ciekawe są też noce, np. w hamaku. Trzeba pamiętać że ludzka wyobraźnia lubi płatać figle. Wiele razy, jak było ciemno, słyszałem, jak coś (wydawało się ogromnego) buszuje w krzakach tuż obok mojego hamaku, a po zapaleniu latarki okazywało się, że to np. sarna. Bardziej bała się mnie, niż ja jej (śmiech).

Ile takich wyjazdów masz już na swoim koncie? W jakich porach roku najchętniej Bushcraftujesz?

Tak na poważnie zająłem się tym jakieś 4 lata temu. Od tamtej pory staram się wyjeżdżać, kiedy tylko znajdę czas, zazwyczaj są to w roku co najmniej trzy dłuższe wypady 3/6 dniowe oraz weekendy chociaż raz w miesiącu. Do tej pory Bushcraftowałem wyłącznie w sezonie wiosna/jesień. Ten czas wydawał mi się najciekawszy. Na zimowy biwak w tym roku wyruszyłem pierwszy raz. Nie każdy się na to decyduje, może dlatego, że większość z nas jest ciepłolubna. Co nie znaczy, że nie doświadczyłem nigdy podczas moich wypraw chłodu. Noce potrafiły być zimne.

Nie obawiasz dzikich zwierząt, czy spotkałeś na swojej drodze, wilka, niedźwiedzia? Może miałeś ciekawą przygodę podczas Bushcraftowania?

Mówi się między ludźmi, który bawią się w Bushcraft, że podczas takich wypraw obawiać trzeba się tylko ludzi. Dzika zwierzyna robi wszystko, aby nas omijać, a jeśli tylko damy jej szansę się zauważyć, to zawsze ucieknie. Dlatego nie obawiam się dzikich zwierząt. Z takich ciekawszych spotkań, to miałem tylko jedno przez te cztery lata. Było to spotkanie z wilkiem. Podczas jednej z wypraw na Roztoczu, jak przemieszczałem się szlakiem, wymieniliśmy się spojrzeniami. Wilk znajdował się w odległości około 50 metrów ode mnie. Początkowo myślałem, że to jakiś ogromny pies, ale jak się przyjrzałem dokładniej, to nie miałem już wątpliwości kim jest ten waćpan… On też się mi przyjrzał i majestatycznie poszedł spokojnym krokiem w swoją stronę. Marzy mi się kiedyś spotkać niedźwiedzia, ale wolałbym obserwować go z bezpiecznej odległości. Wszystkie inne spotkania dotyczyły zwierzyny drobnej, zajęcy, wiewiórek i innych małych leśnych istot.

Czy dokumentujesz swoje eskapady?

Na początku dla samego siebie i na pamiątkę myślałem o tworzeniu filmów i dodawaniu ich na YouTube. Uznałem jednak, że chyba nie nadaję się przed kamerę (śmiech). Przy tym, nagrywając to co robię, traciłem czas, który mógłbym poświęcić na delektowanie się przyrodą. Podczas Bushcraftowania robię wyłącznie zdjęcia, które przechowuję w moim domowym archiwum. Nie tworzę z tego albumów czy fotoksiążek, jednak dość często, szczególnie w porze zimowej, wracam do nich i wspomnień.


Zdjęcie: Marina Kovalchuk

Kiedy najbliższy wyjazd i jak zachęciłbyś innych do uprawiania Bushcraftu?

Na obecny rok plan wypadów jest dość ambitny. Postawiłem sobie wysoko poprzeczkę. Najbliższą, dłuższą wyprawą będzie pieszy rajd w okolice Olsztynka, gdzie jest sporo jezior i gęstych lasów. Pytasz – czym bym zachęcił? Ciężko jest mi coś wymyśleć. Na pewno takie wypady są warte widoków. To bezcenne wspomnienia. Można odnaleźć spokój i mieć czas spędzony z rodziną, inaczej niż przed komputerem czy TV. Pamiętajmy, że te wypady nie muszą być kilkudniowe, można pojechać gdzieś na jedną noc, a powiem więcej – pierwsze wypady mogą być nawet jednodniowe, a chęć przenocowania w lesie sama się pojawi po pewnym czasie. To jak las zasypia, a potem rano się budzi, jest niesamowitym przeżyciem, zawsze chce się potem do tego wracać. Czysta magia, dlatego, żeby trafić do tej cudownej krainy, trzeba po prostu spróbować Bushcraftu.

Dziękuję za rozmowę.