30 lat minęło jak jeden dzień - w służbie na ulicach Warszawy
15.03.2023 • Tomasz Oleszczuk
Wszyscy wiemy, jak czasem ciężko jest w naszej służbie i jak bardzo ta specyficzna praca ingeruje w życie prywatne. Wielu z nas z niecierpliwością wyczekuje kolejnych przepracowanych lat, przeliczając sobie na kalkulatorach wysokość świadczenia emerytalnego. Jednak w naszych szeregach nie brakuje takich ludzi, dla których policyjna codzienność jest sensem życia. Ta praca jest dla nich największą przygodą i pomimo wielu trudności i przeszkód, które pojawiają się po drodze, jest ich wielką pasją i spełnieniem. Jedną z takich osób jest podinsp. MAREK ŁEMPICKI Zastępca Naczelnika Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji.
Foto: Tomasz Oleszczuk
Jak zaczynał Pan swoją przygodę ze służbą? Czy od samego początku miał to być właśnie ruch drogowy?
Moja droga zawodowa rozpoczęła się w Wydziale Ruchu Drogowego w 1993 r. Pamiętam, jakby to było wczoraj, gdy przechodziłem przez bramę wejściową naszych budynków przy ul. Karolkowej. Świat był wtedy zupełnie inny, pochłaniały nas inne sprawy, na ulicach jeździły inne samochody, a my byliśmy znacznie młodsi. Ruch drogowy nie był przypadkowym wyborem, gdyż przed służbą pracowałem jako kierowca w pogotowiu ratunkowym. Naszym dyspozytorem w tamtym czasie był emerytowany policjant, który powtarzał mi, że powinienem pójść do służby. Mawiał, że praca kierowcy karetki nie jest dla mnie, a w Policji będę mógł rozwinąć skrzydła. W tamtym czasie Wydział Ruchu Drogowego KSP organizował nabór do służby i to była dla mnie szansa na lepsze życie. Rozmowę kwalifikacyjną z naczelnikiem WRD odbyłem 31 stycznia 1993 r. W czasie spotkania zapytał mnie, kiedy chcę przyjść do pracy, a ja zapytałem, kiedy mogę? On powiedział, że choćby od jutra i tak się stało. 1 lutego tego roku minęło równo 30 lat, od kiedy rozpocząłem pracę w WRD KSP.
Po przyjęciu do służby trafiłem do 1 Kompanii Ruchu Drogowego, i już na pierwszej odprawie zauważyłem, że stopnie są ważne, ale ważniejsze są relacje między ludźmi. Byłem przekonany, że będzie dryl, jak w wojsku, a tu zaskoczyła mnie koleżeńskość i pomoc starszych kolegów.
Te lata to olbrzymie zmiany nie tylko w samej Policji, ale również w tym, z czym policjanci ruchu drogowego mają do czynienia na co dzień, czyli w motoryzacji. Jakie auta królowały wtedy na ulicach Warszawy?
Podstawowym radiowozem oznakowanym był Polonez, a motocyklem służbowym niemiecka MZ-etka. Po kilku latach mojej służby do WRD trafiły pierwsze zachodnie auta marki Opel Vectra. To było dopiero coś, auto wygodne, szybkie, czyli zupełnie inne niż te dotychczas używane. Te radiowozy nie trafiały jednak do nowicjuszy. Nimi jeździli najstarsi i najbardziej doświadczeni policjanci. Młodzi najczęściej mieli patrole piesze albo kierowali ruchem na najbardziej zatłoczonych skrzyżowaniach Warszawy. To właśnie tam uczyliśmy się policyjnej roboty. Moja pierwsza służba polegała na kierowaniu ruchem przy skrzyżowaniu Płowiecka – Marsa, gdzie teraz jest wielka estakada, ale w tamtych latach to było bardzo duże skrzyżowanie. Pamiętam, że wtedy wydarzył się wypadek i trzeba było kierować ruchem do czasu zakończenia czynności. Starsi policjanci zapytali, czy umiemy to robić? Gdy powiedzieliśmy, że nie, to we dwóch weszli na skrzyżowanie i kazali nam siebie obserwować. Po godzinie zeszli i powiedzieli, że teraz nasza kolej, aby kierować ruchem. To było przeżycie, którego nigdy nie zapomnę.
W moim przypadku, pierwszych kilka lat służby - to był stały posterunek i patrole piesze. Wtedy mogłem tylko marzyć o radiowozie. Jedyną okazją do tego, aby trafić do patrolu zmotoryzowanego, był czas, gdy starsi policjanci brali wolne i wtedy spośród nas dobierano młodego, który wspólnie ze starszym funkcjonariuszem jeździł w patrolu zmotoryzowanym.
Gdy w końcu po kilku latach dostałem starego Poloneza, poczułem się doceniony. Radiowóz był stary i ledwo jeździł, ale był. Następnym etapem służby był patrol motocyklowy. Dwa lub trzy sezony jeździłem MZ-etką, po czym, gdy przyszły pierwsze hondy - dostałem jedną z nich. To był model 750 cm3 i jak na tamte czasy był to bardzo szybki i nowoczesny motocykl.
Jakie były wtedy realia służby i jak wyglądała policyjna codzienność?
Moim zdaniem kiedyś było lepiej. Relacje międzyludzkie były zupełnie inne niż teraz. Kiedyś oprócz służby, sporo czasu spędzało się z kolegami po pracy. Wiedziałeś, że kiedy będziesz potrzebował wsparcia, to na pewno ktoś ci pomoże. Gdy w stacji było wezwanie, że jakaś załoga ma problem, to od razu na miejsce jechało kilka patroli.
Zresztą, odkąd pamiętam, to w ruchu drogowym policjanci zawsze trzymali się razem. W tamtym czasie WRD KSP był jednostką w pewnym sensie elitarną i służba w niej była prawdziwym wyróżnieniem. Praca tutaj znacznie różniła się od zadań wykonywanych w innych wydziałach KSP. To powodowało, że zawsze było więcej chętnych niż miejsc, a ludzie, którzy tu trafiali, wiedzieli, czego chcą i byli to pasjonaci oddani służbie.
Jak przebiegała służba w Policji?
Przeszedłem tutaj cały szlak „bojowy”, od posterunkowego w patrolu pieszym poprzez funkcje kierownicze do stanowiska zastępcy naczelnika całego wydziału. Wszystko zaczęło się od przejścia przez bramę i służbę w 1 kompanii. Po jakimś czasie była formowana 5 kompania motocyklowa, która odpowiadała za ruch drogowy w śródmieściu Warszawy. Wtedy też po raz pierwszy awansowałem na stanowisko dowódcy plutonu.
Następnie zostałem specjalistą, a później kierownikiem referatu (w kolejnych latach w wyniku restrukturyzacji powstały sekcje). Gdy miałem etat oficerski, to skierowano mnie na kurs do Szczytna, który ukończyłem kilka miesięcy później. Kolejnych kilkanaście lat byłem kierownikiem sekcji, aż do czasu, gdy kilka lat temu zostałem Zastępcą Naczelnika WRD do spraw liniowych.
Całe swoje życie zawodowe pracuję na pierwszej linii i ciągle jestem na drodze. Taka jak moja droga awansu, może nie jest najszybsza, ale daje ogromną satysfakcję i wiedzę o materii, którą się zajmuje. Niewiele jest spraw, które mogą mnie zaskoczyć
w tej pracy.
Trzydzieści lat to szmat czasu. Większość funkcjonariuszy rozpoczynających służbę w naszej formacji nie ma tyle jeszcze "na karku". Który z etapów ścieżki zawodowej był najlepszy? Można go wskazać?
Ciężko powiedzieć i wskazać jednoznacznie, który z moich okresów zawodowych był najlepszy, ale myślę sobie, że jednym z najciekawszych w mojej karierze był czas, kiedy zostałem kierownikiem 3 sekcji. Wtedy poznałem wspaniałych ludzi, świetnych specjalistów i wartościowych pracowników. Największą frajdę sprawiało mi uczestnictwo w Motocyklowej Asyście Honorowej. To były chyba najlepsze lata mojej służby.
Powiem ci też, że przechodząc wszystkie stopnie awansu w WRD, zauważałem różne rzeczy, które nie zawsze mi się podobały. Wtedy obiecałem sobie, że gdy będę miał jakikolwiek wpływ na to, co dzieje się w jednostce, postaram się to zmienić. Gdy tylko zostałem kierownikiem, mając niewielkie możliwości decyzyjne, starałem się zmieniać rzeczy, które mnie raziły i utrudniały wykonywanie codziennych zadań. Zawsze, gdy cokolwiek robiłem, to robiłem to z myślą o tym, żeby policjanci, którzy na co dzień ciężko pracują, mieli jak najmniej na głowie i aby ułatwić im codzienne funkcjonowanie w jednostce. Im wyżej szedłem, tym miałem większe możliwości, z których zawsze skrupulatnie korzystałem, poprawiając naszą rzeczywistość.
W bazie przy ul. Karolkowej zaszły duże zmiany, których jestem współautorem. Ostatnią z nich jest wygospodarowanie wewnętrznego parkingu dla policjantów. Kiedy na zewnątrz została utworzona strefa płatnego parkowania, podjęliśmy decyzję, aby uprzątnąć fragment terenu i udostępnić policjantom jako parking. Niby drobna sprawa, ale dla każdego z nas bardzo ważna.
Uważam, że obecnie warunki pracy policjantów są bardzo dobre. Wspominając swoje początki, widzę jak dużo w tej sprawie zmieniło się na korzyść.
Co w tej pracy było największym kłopotem?
Myślę, że nie było takich szczególnych spraw, które sprawiałyby mi kłopoty. Z natury jestem cierpliwy i nigdy nie wyrywałem się na przód. Zawsze robiłem swoje, cierpliwie czekając na moją kolej. Przychodząc do służby, nie sądziłem, że tak daleko zaprowadzi mnie moja ścieżka kariery. Na początku stanowiska dowódcy plutonu czy kierownika referatu wydawały się tak odległe, że wręcz nieosiągalne. Jednak powoli i sumiennie piąłem się po szczeblach kariery, dochodząc do miejsca, w którym jestem teraz.
Lata służby to nie tylko bagaż nabytych doświadczeń, ale również wiele sytuacji, które na stałe wpisują się w naszą pamięć. Jakie ciekawe historie z czasu dotychczasowej służby wspomina Pan najbardziej?
Jedną z najciekawszych historii mojej służby przeżyłem w latach 90, kiedy osobiście asystowałem na motocyklu, w czasie pielgrzymki do Polski naszego wielkiego rodaka Papieża Jana Pawła II. Już po powstaniu Motocyklowej Asysty Honorowej (MAH), jako jedyna taka formacja w kraju, zajmowaliśmy się obsługą najważniejszych wizyt międzynarodowych w Polsce. Gdy gościa chciano uhonorować, dostawał na czas przejazdu asystę motocyklową. Jak wspominałem, w roku 1997 pojechaliśmy jako MAH do Wrocławia, do obsługi wizyty Jana Pawła II w kraju. Gdy Papież lądował na lotnisku, to padał wtedy rzęsisty deszcz. Po przywitaniu pojechaliśmy na kołach do Zakopanego, gdzie mieliśmy asystować konwojom papieskim. W czasie pierwszego patrolu, jeden z dowódców całego zabezpieczenia zaproponował nam jazdę w bezpośredniej asyście papieskiej. Okazało się, że Papież chce odwiedzić miejsca i ludzi, którzy nie są uwzględnieni w oficjalnym wykazie spotkań, więc improwizując, zorganizowano nieoficjalny mały konwój składający się z czterech aut i naszych dwóch motocykli. I tak oficjalna delegacja jeździła po Zakopanem, a my z Papieżem jeździliśmy w zupełnie inne miejsca, m.in. do Poronina, Morskiego Oka, Czarnego Dunajca. Dzięki temu byliśmy na osobistej audiencji u Papieża, co jest niezatartym wspomnieniem tego wielkiego wydarzenia.
Jak ocenia Pan postęp technologiczny, urządzenia wspomagające pracę na drodze?
To jest ogromna przepaść, między tym, co mieliśmy do dyspozycji wtedy, a tym, czym dysponujemy teraz. Kiedyś, nie dość, że mieliśmy sprzęt jakościowo gorszy, to było go znacznie mniej. Jak już wspomniałem, to wśród radiowozów królował Polonez. Prawdziwą perełką był model z silnikiem forda. Takie rozwiązania techniczne były wówczas testowane w FSO. To było bardzo szybkie auto, co prawda nie miało odpowiednich hamulców, aby zatrzymać się z prędkości, które osiągało, ale na tamte czasy to była prawdziwa „rakieta”.
Busy, z których korzystaliśmy, to w przeważającej części były Nysy. Więc jak widzisz, to z czego korzystamy teraz, jest sprzętem zupełnie innej generacji i nie da się tego porównać. Obecnie w naszej flocie mamy znaczny udział pojazdów hybrydowych, są też oznakowane i nieoznakowane bardzo mocne auta BMW, Skody Superb, mamy też ponad 50 jednośladów BMW RT 1200, które są jednymi z najlepszych motocykli policyjnych świata.
Najnowsze radary, wideorejestratory, analizatory spalin, dymomierze, urządzenia do pomiaru przejrzystości szyb. Właściwie to policjant wyjeżdżający do służby ma do dyspozycji wszystko, czego potrzebuje.
Dalsze plany zawodowe to cały czas służba w mundurze?
Obecnie jestem Zastępcą Naczelnika WRD KSP ds. Liniowych, mamy w strukturze 9 sekcji, z czego bezpośrednio mi podlega 4, pod drugiego zastępcę 5. Obaj w razie nieobecności któregokolwiek z nas zastępujemy się nawzajem i zarządzamy całością.
Gdy w tym roku, wielu z moich znajomych zaczęło się zastanawiać nad tym, czy przejść na emeryturę, ja nawet przez chwilę nie brałem takiej opcji pod uwagę. Nie nadaję się na emeryta i dopóki dam radę i zdrowie pozwoli, zostanę w służbie.
Stare powiedzenie mówi, że nie samą pracą człowiek żyje. Jak więc wygląda spędzanie czasu wolnego i jaki sposób na oderwnie się od policyjnej rzeczywistości, zresetowanie i wyciszenie ma zastępca naczelnika stołecznej drogówki?
Bardzo lubię spędzać czas na łonie natury i chętnie wyjeżdżam na działkę, którą mam niedaleko Warszawy. Tam też ładuję akumulatory i najchętniej odpoczywam. Lubię też wędkować, ale to pewnie nie jest oryginalne, gdyż wśród policjantów jest dużo wędkarzy. Kiedyś bardzo lubiłem jazdę motocyklem, ale po dwóch poważnych wypadkach, w których uczestniczyłem, ze względów zdrowotnych musiałem zrezygnować z takiego sposobu spędzania czasu.
Do dziś mam trzy śruby w kolanie i to, że chodzę o własnych siłach, można rozpatrywać w kategorii cudu.
Młode pokolenie policjantów podobno bywa dla starszych roczników dość egzotyczne? Funkcjonują już w oparciu o inną rzeczywistość, niż miało to miejsce trzydzieści lat temu. Można im przekazać jakieś rady na początku mundurowej ścieżki życia?
Myślę, że coraz trudniej jest mi zrozumieć młode pokolenie. Oni patrzą na świat zupełnie inaczej niż osoby z mojego rocznika. Myśląc o radach, których mógłbym udzielić młodym policjantom, to jedyne co mi przychodzi do głowy, aby nie traktowali swojej służby w Policji, jak każdej innej pracy. To, co my robimy, to nie jest zwykła praca, jak w innych zawodach, to trochę jest jak powołanie. To dzięki temu, że jesteśmy na posterunku, inni ludzie mogą spać spokojnie. Tego zrozumienia kwintesencji naszej służby, u młodych policjantów brakuje mi najbardziej. Mam nadzieję, że to się zmieni, a z czasem społeczna misja naszego zawodu będzie dostrzegana przez kolejne pokolenia policjantów wchodzących do zawodu.
Dziękuję za rozmowę.