Aktualności

Nadkomisarz Gołębiowski melduje zakończenie służby

15.03.2023 • Karina Pohoska

Jedni znają go osobiście, inni tylko z głosu, który od lat słyszeli w słuchawce, gdy dzwonili do dyżurnego Stołecznego Stanowiska Kierowania Komendy Stołecznej Policji. Nadkomisarz TOMASZ GOŁĘBIOWSKI, bo o nim mowa, w Policji pracował 34 lata. Dzień, w którym przeprowadzamy z nim wywiad, 8 lutego, jest ostatnim dniem jego czynnej służby policyjnej. Jak sam mówi, nadszedł czas, aby zejść ze sceny na zasłużony odpoczynek. Odchodzi w taki sposób, w jaki zawsze chciał. Czy będzie go brakować wśród twarzy znanych od lat? Na pewno, bo Tomek to nie tylko dobry policjant z doświadczeniem, ale przede wszystkim świetny kolega z ogromnym poczuciem humoru, na którego zawsze można liczyć.


Foto: Tomasz Oleszczuk

Tomku, opowiedz nam, jak trafiłeś do Policji?

Szczerze powiedziawszy, to Policja nigdy nie była moim marzeniem. Na początku chciałem po prostu odrobić wojsko, jak większość. Jednak sytuacja na tyle pozytywnie się dla mnie rozwinęła, że zostałem w Policji po dziś dzień. 34 lata.

Od czego zaczynałeś?

Zaczynałem od jednostki antyterrorystycznej w Warszawie, w której pracowałem do 1991 r. W tym samym roku przeszedłem do jednostki o nazwie Batalion Patrolowo-Interwencyjny Komendy Stołecznej Policji, gdzie pracowałem do 2000 r. A następnie przeszedłem do Stołecznego Stanowiska Kierowania Komendy Stołecznej Policji, w którym pracuję do dnia dzisiejszego.

I dzisiaj jest dzień ostatni, tak?

Dokładnie tak. Dzisiaj jest dzień ostatni , 8 luty 2023 roku.

Jak zmieniło się funkcjonowanie SSK KSP na przestrzeni lat?

Trzeba przyznać, że zmieniło się bardzo. Gdy przyszedłem, to było stare stanowisko, były stare komputery, stare telefony na przyciski. Co innego teraz, na nowoczesnym stanowisku, które zostało otwarte w 2002 r. Obecnie wszystko jest skomputeryzowane, sale są klimatyzowane, a komfort pracy bardzo dobry i dostosowany do naszych potrzeb. Po prostu w życie weszła nowoczesność, a KSP może się pochwalić tym, że pod względem technicznym nie jesteśmy w tyle. Między innymi dlatego SSK KSP zawsze jest jednym z punktów odwiedzin delegacji służbowych, aby pokazać naszym gościom, jak wygląda nasz praca „od zaplecza”.

A stare SSK KSP było w tym samym miejscu, w którym teraz się znajduje?

Pewnie niektóre osoby, które krótko tu pracują, zaskoczy fakt, że stare SSK KSP było tam, gdzie teraz jest gabinet Komendanta Stołecznego.

To kiedy dokładnie się przeniosło?

W 2002 r. A właściwie to pod koniec 2001 r., tak mniej więcej.

Czy to było małe pomieszczenie w porównaniu do tego, co widzimy dziś?

To było pomieszczenie o długości 10 metrów, z czterema stanowiskami. W skład sekcji dyżurnych wchodził koordynator, dyżurny, dyżurny zastępca i trzech radiooperatorów, którzy obsługiwali po dwie dzielnice. Jeden Śródmieście i Mokotów, drugi Ochotę i Wolę, a trzeci Pragę Północ i Pragę Południe. Kiedyś w SSK KSP było mniej ludzi.

Na czym polegała praca w SSK KSP?

Gdy przyszedłem do SSK KSP to trafiłem na stanowisko z telefonem znanym jako 997. Odbierałem zgłoszenia od ludzi, którzy potrzebowali pomocy, przekazywałem to odpowiednim radiooperatorom na daną dzielnicę, bądź do Wydziału Ruchu Drogowego, kiedy był wypadek. I tak właśnie mijały mi moje pierwsze lata w SSK KSP. Później, jak się troszeczkę bardziej wdrożyłem i przeszkoliłem, a naczelnik uważał, że jestem wiarygodny i odpowiedzialny, czyli że mogę przejść dalej, to przeszedłem na stanowisko radiooperatora i „siedziałem” na każdej jednej dzielnicy, rozpoczynając od KRP Warszawa I, przez WRD, koordynatora SSK, zastępcę dyżurnego, no i skończyłem w dniu dzisiejszym na dyżurnym Stołecznego Stanowiska Kierowania Komendy Stołecznej Policji.

Czy telefony o zagrożeniu czyjegoś życia też odbierałeś?

My, jako dyżurni, nie odbieramy takich telefonów. Dostajemy po prostu informację od 112 lub z naszej infolinii, bo posiadamy infolinię, którą obsługuje nasz pomocnik. Aczkolwiek, jak byłem młodym policjantem, to owszem, takie telefony zdarzało się odbierać.

Jakie są plusy i minusy bycia dyżurnym w SSK?

Plusy są takie, że jest to taka, bym nawet powiedział, praca prestiżowa. Mamy bardzo dobry kontakt z kierownictwem komendy, a wiadomo, że nie każdy policjant ma taką możliwość. Sekcja dyżurnych ma zawsze zapewniony ten kontakt z przyczyn oczywistych.

A minusy, to niestety ogromny stres i odpowiedzialność, za ludzi, za wydarzenia, z którymi mamy do czynienia. Przede wszystkim dlatego, że trzeba myśleć o tym, aby każdy wiedział co ma robić, aby zadania były dobrze skoordynowane, aby wszystkie potrzebne w danej chwili służby były na miejscu. My to wszystko potem zbieramy w jedną całość i wysyłamy wiadomość, informując, o zaistniałym zdarzeniu, Panów Komendantów.

Minusem pewnie też jest fakt ile godzin spędzacie na telefonie w trakcie służby, prawda?

Dokładnie. 12 godzin na dziennej służbie i 12 godzin na nocnej. Na szczęście jest czas na odpoczynek, bo służba 12-godzinna się kończy i wtedy mamy przerwę całą noc i cały dzień, a następnie przychodzimy na noc do pracy. Po nocy są zawsze 2 dni wolnego.

Z jakimi sytuacjami miałeś do czynienia na co dzień?

Na co dzień były to wszelkie zdarzenia na terenie Komendy Stołecznej Policji. Wpływały informacje o wypadkach, o napadach, zabójstwach, samobójstwach. Trzeba było robić ustalenia, wysyłać jak najwięcej sił i środków do danego zdarzenia, aby czynności wstępne były zawsze zrobione na najwyższym poziomie, żeby później, na etapie postępowania sądowego, to nie upadło.

Nietypowe sytuacje, które przydarzały Ci się w trakcie służby.

Szczerze, to dla mnie najbardziej nietypową sytuacją był moment, w którym nasza koleżanka zasłabła na sali. Nagle zdarzenie, o których zawsze informujemy lub o których jesteśmy informowani, jako dyżurni, przeniosło się tuż obok i na dodatek sami w nim uczestniczymy. Wspólnie nieśliśmy jej pomoc, aż do przyjazdu pogotowia. Na szczęście obyło się bez RKO, ale robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby jej pomóc. Było to niezwykle stresujące, bo wiadomo, to nie był ktoś anonimowy, ale koleżanka, z którą pracuje się na co dzień. To były dla wszystkich bardzo duże emocje.

Z kolei największą traumę, jaką przeżyłem jako dyżurny, to było w momencie, gdy ustaliłem pewną informację po telefonie dyżurnego z KWP Łódź. Poinformował mnie, że na trasie A1 ma wypadek śmiertelny z udziałem policjanta z KSP. Przyjąłem to tak, jak należało. Zapisałem wszystko, oprócz informacji, kto był tym policjantem, ponieważ nie było to jeszcze ustalone. Dyżurny z Łodzi powiedział jedynie, że osoba ta jest zakleszczona w pojeździe z małym dzieckiem i to dziecko też niestety nie żyje. Dodał, że jak otrzyma resztę informacji, to do mnie zadzwoni ponownie. Zadzwonił pół godziny później i powiedział, że poda mi identyfikator, bo mają jego „blachę”. Zanotowałem ten numer, wszedłem w system, aby go sprawdzić, ponieważ posiadamy takie uprawnienia i w momencie, gdy na monitorze pojawiły się dane, to ja zamarłem i dosłownie zemdlałem. Okazało się, że to mój dobry przyjaciel, z którym pół roku byłem w jednym pokoju na szkole oficerskiej. Bardzo dobrze się znaliśmy, jeździliśmy razem na szkolenia, na wczasy z dziećmi, na łódkę itd. Był dla mnie prawie, jak członek rodziny. Trauma była tak ciężka, że nie mogłem tego dnia już pracować i do końca służby byłem po prostu załamany. Nie wiedziałem co mam robić, nie wiedziałem kogo mam powiadamiać. To było dla mnie największym traumatycznym przeżyciem podczas pracy, jako dyżurny.

Na takim stanowisku trzeba mieć jednak stalowe nerwy.

Tak, niezależnie od sytuacji, zawsze trzeba wykazać się swoim doświadczeniem i ja również wtedy musiałem. Oczywiście nie rozpłakałem się, jak małe dziecko, ale przeżywałem bardzo i to jeszcze długo mnie trzymało.

A jak myślisz, jakie cechy powinien posiadać dobry dyżurny SSK?

Na pewno stanowczość i odporność psychiczną na sytuacje skrajnie trudne. Poza tym powinien być wyrozumiały i tolerancyjny. Nie powinien podchodzić do ludzi, tak, aby czuli się traktowani z góry. Zawsze musi sobie wszystko wypośrodkować, żeby inni odczuwali, że my wszystkich traktujemy jednakowo i w naszych oczach nie ma równych i równiejszych. Zawsze jak najlepiej starałem się właśnie tak zachowywać.


Foto: Tomasz Oleszczuk

Jak radziłeś sobie ze stresem w pracy i po pracy?

Stres zawsze rozładowywałem rozmową z inną osobą, nie mówię tu o psychologu, choć może w jakichś skrajnych sytuacjach by się przydał. Bardziej mi jednak chodzi o rodzinę, przyjaciół, współpracowników z wydziału, z którymi znamy się od lat i z którymi zawsze było sporo rozmów. Każdą sprawę dokładnie omawialiśmy, żeby tego stresu nie przekazywać dalej, żeby on nie przechodził z nas na innych, bo to by było zupełnie niepotrzebne. Dla mnie najważniejsza była ta rozmowa, takie rozłożenie danej sprawy na czynniki pierwsze, żeby koniec końców wyszło na to, że nie ma po co się stresować i że można spać spokojnie. W żadnej pracy w stresie nie da się pracować, a tym bardziej tutaj. W SSK KSP nie wolno poddawać się emocjom, trzeba być trzeźwo myślącym z uwagi na to, że na szybko jest podejmowanych mnóstwo decyzji. Gdybyśmy my tu zestresowani chodzili, to ciężko by było przykładać się do powierzonych nam obowiązków służbowych. Nawet wtedy, gdy zginął mój wspomniany wcześniej kolega, to zadzwoniłem do osoby zaufanej, którą oboje znaliśmy i jakoś wspólnie te emocje rozładowaliśmy szczerą rozmową. Rozmowy są potrzebne, zawsze i wszędzie.

Masz jakieś ciekawe hobby?

Na pewno do mojego hobby zaliczę podróżowanie. Staram się dużo wyjeżdżać z rodziną zarówno w Polskę, jak i zagranicę, niezależnie od pory roku. Jest to też dla mnie forma odstresowania się. Zamykamy wtedy temat pracy, szkoły i jedziemy na typowy wypoczynek. Po za tym sporty walki, boks, karate, kickboxing i elementy samoobrony. Bardzo się w tym spełniam. Chodzę cały czas trenować z kolegami. Mamy swój klub 50+, dbamy o kondycję i trzymamy formę.

Czy definitywnie żegnasz się z Policją, czy może planujesz powrót jako cywil?

Na tę chwilę żegnam się z Policją. Mam inne plany na swoje życie na emeryturze, ale ponieważ nie wiadomo co przyniesie los, dlatego zostawiam otwartą furtkę i nie mówię ostatniego słowa, że na pewno nie wrócę.

Co zamierzasz robić na emeryturze?

Na razie będę odpoczywał. Do wakacji na pewno nie będę myślał o żadnej pracy. Mam działkę nad jeziorem i jest tam co robić. Może zacznę o czymś konkretniej myśleć po 1 września, a póki co, totalne odseparowanie się, tzw. „reset”.

Gdybyś nigdy nie trafił do Policji to…

Byłbym kierowcą tira! Mój Tato był kierowcą i mnie również zawsze do tego ciągnęło. Gdy brał mnie za kierownicę, to myślałem sobie, że jak będę już duży, to będę kierowcą tira. Ale stało się tak, że zostałem policjantem.

Ale za to teraz droga wolna, możesz więc zostać kierowcą tira.

Teraz to już mi się nie chce raczej. Teraz, jakby coś, to chcę mieć spokojniejszą pracę. Nawet poszedłbym w treningi, w sensie w trenowanie ludzi w zakresie sztuk walki.

Czy będziesz dobrze wspominał lata pracy w Policji?

Całokształt pracy w Policji odbieram jako bardzo pozytywny. Dlatego właśnie przepracowałem tu aż 34 lata, a nie 15. Jakby było coś nie tak, to bym odszedł dużo wcześniej, a pracowało mi się bardzo dobrze i w dobrym składzie. Szczególnie te ostatnie lata pracy w SSK bardzo miło wspominam. Wspaniała kadra, wspaniali ludzie, przychylni, w każdej chwili pomocni. Komendanci sympatyczni, gdy tylko czegoś potrzebowałem, to drzwi zawsze były dla mnie otwarte. Na pewno będzie mi tego brakować, ale „trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym”…

Dziękujemy za rozmowę i dołączamy do słów koleżanek i kolegów Tomka ze Stołecznego Stanowiska Kierowania KSP – będziemy Cię miło wspominać!