Detektorysta, Eksplorator i Strażnik Historii
12.07.2024 • Daniel Niezdropa
Wykrywacz (detektor), to urządzenie, które pozwala na eksplorację gruntu, a nawet wody w celu zlokalizowania różnych rodzajów metali. To znajomy widok dla amatorów bałtyckiego krajobrazu, którzy mogą zobaczyć na opustoszałych plażach osoby przeczesujące piasek takim urządzeniem. Te poszukiwania nie mają jednak nic wspólnego z odkrywaniem historycznych artefaktów i przedmiotów mających związek z historią i nie takiej eksploracji poświęcimy ten artykuł. Poruszymy w nim natomiast kwestię wykorzystania detektorów i zezwoleń, które należy posiadać, aby legalnie wydobywać „skarby” historii. Zadedykujemy go tym detektorystom, których najważniejszym celem jest odkrywanie tajemnic, aby wyrwane ziemi unikaty pokazać światu i ludziom, edukować i uczyć, nie tylko innych, ale też samemu zdobywać i zgłębiać wiedzę. To nietypowa pasja zrodzona z prawdziwej potrzeby poznawania świata, jego zagadek oraz historii, która ciągle odkrywana, za każdym razem przynosi nam coś nowego, dając wielką satysfakcję tym, których określić można mianem strażników historii. Wśród nich mamy też „naszego człowieka” – naszego, bo wywodzącego się ze środowiska policyjnego, kiedyś dzielnicowego, a obecnie spełniającego się w roli pedagoga w Środowiskowym Domu Samopomocy w Mrozach. Janusz Chmielowski, bo o nim właśnie mowa, należy do Mazowieckiego Stowarzyszenia Pasjonatów Historii „Ryngraf”, które ma na koncie wiele historycznych perełek, odkrytych przy pomocy wykrywaczy metali, między innymi ostatnie poszukiwania niemieckich pocisków V-1 na Pustyni Błędowskiej. W tym artykule podzieli się on z nami nie tylko praktyczną wiedzą na temat wykorzystywanego w eksploracjach sprzętu, ale też opowie trochę o sobie, historycznych odkryciach, muzeum, a także przybliży nam prawne aspekty prowadzenia legalnych eksploracji.
Zdjęcie: Archiwum prywatne Janusza Chmielowskiego
KIM JEST JANUSZ?
„Są takie chwile, gdy członkowie mówią, że są dumni, będąc częścią stowarzyszenia. Jest to dla nas nobilitacja i zadowolenie, ponieważ spełnia się nasz założony cel. Jednak przy Tobie, członku naszej grupy, to my musimy się nisko pokłonić i skromnie tylko skomentować: „Jasiu jesteś WIELKI i to my cieszymy się, że jesteś z nami”. Tak dobrej i pozytywnej osoby wszyscy mogą nam pozazdrościć” – cyt. Mazowieckie Stowarzyszenie Pasjonatów Historii „Ryngraf” (Facebook 02.03.2024 r.)
Z tego wpisu można tylko wywnioskować, jakim szacunkiem środowisko detektorystów darzy Janusza Chmielowskiego, który jest prawdziwym człowiekiem-orkiestrą. Z naszej strony możemy dodać, że był dzielnicowym miasta i gminy Mrozy i na pewno dał się poznać mieszkańcom jako kompetentny i życiowy funkcjonariusz, który policyjną dewizę „Pomagać i chronić” zawsze nosił głęboko w sercu i tym wszystkim, którzy byli w trudnym położeniu, nigdy pomocy nie odmówił.
Wiele zawodowych cech może dzisiaj wykorzystać, realizując swoją pasję, którą odkrył jeszcze jako policjant tzn. poszukiwać „skarbów” historii przy wykorzystaniu wykrywacza metali. Można powiedzieć, że Janusz to taki współczesny „Pan Samochodzik” (bohater serii książek Zbigniewa Nienackiego – pasjonat historii, strzegący dziedzictwa i kultywujący historię wśród młodych pokoleń). Może Janusz na co dzień nie ściga fałszerzy i przestępców kradnących dzieła sztuki jak przytoczony książkowy bohater, do którego go przyrównaliśmy, ale aktywnie pomaga w odkrywaniu historycznych przedmiotów wspólnie z innymi zaangażowanymi detektorystami, którzy podobnie jak on – bardzo kochają historię, przygodę i odkrywają świadectwa minionych wydarzeń z wielką pasją i zaangażowaniem. Mają zresztą na koncie wiele eksploracji i ekspedycji na terenie całej Polski.
Janusz Chmielowski od kilku lat aktywnie działa w środowisku eksploratorów w stowarzyszeniu „Ryngraf”, a dzisiaj posiada już nie tylko profesjonalny zestaw sprzętu do poszukiwań, ale też umiejętności i wiedzę, które są niezbędne do pracy z detektorem. Dlatego w rozmowie z Januszem postaramy się dowiedzieć jak najwięcej nie tylko o jego pasji, ale również o tym, jak można legalnie poszukiwać „skarbów” historii. Zapytamy go też o to, jaki skompletować sprzęt, jak uzyskać zezwolenie oraz w jakich ciekawych przedsięwzięciach można wziąć udział – będąc członkiem stowarzyszenia bądź grupy osób zajmujących się poszukiwaniem, lokalizowaniem i wydobywaniem namacalnych dowodów pochodzących z przeszłości.
ROZMAWIAMY O DETEKTORACH I NIE TYLKO
Januszu opowiedz nam o tym, jak rozpoczęła się Twoja przygoda z detektorem? Co Ciebie zainspirowało? Czy interesowałeś się historią i jaki okres w dziejach jest Ci najbliższy? Co daje Ci ta pasja, czy tylko emocje, adrenalinę, nowe znajomości, a może coś innego?
Historią, z tego, co pamiętam, interesowałem się już od najmłodszych lat. Okresy w dziejach, które najbardziej mnie fascynowały, to przede wszystkim Powstanie Styczniowe, które trwało od 22 stycznia 1863 roku do 11 kwietnia 1864 roku oraz czas II Wojny Światowej, od 1 września 1939 roku do 2 września 1945 roku.
Wiadomo jednak, że sama historia to nie wszystko i coraz częściej zacząłem myśleć o eksploracji za pomocą wykrywacza metali miejsc i terenów, na których były prowadzone działania wojenne, jednak ciężko było mi znaleźć rzetelne, a przede wszystkim proste informacje o tym, jak zacząć legalną przygodę eksploracyjną. Bycie policjantem zobowiązuje do przestrzegania prawa i jeżeli już chcemy się czegoś podjąć, to warto zrobić to w sposób uczciwy. I tak oto rozpocząłem poszukiwania detektorystów, którzy wprowadziliby mnie w świat wykrywaczy metali.
Pamiętam, że byłem wtedy dzielnicowym w Mrozach, kiedy usłyszałem o Mazowieckim Stowarzyszeniu Pasjonatów Historii „RYNGRAF”. Wtedy pomyślałem, że jest to ścieżka, którą muszę podążyć, aby zrealizować swój cel i marzenie. Jawili mi się jako elitarna grupa tajemniczych poszukiwaczy historii i powiedziałem sobie, że „muszę do Nich wstąpić” (taka druga służba – stanie na straży historii – jak „Pan Samochodzik” – śmiech).
Od ludzi się zaczęło, bo to najpierw poznając kolejnych detektorystów, prowadząc z nimi rozmowy, zadając im dziesiątki pytań, nabierałem tego historycznego apetytu i w końcu dotarłem do końca tej drogi, stając się w 2021 roku pełnoprawnym członkiem Stowarzyszenia „Ryngraf”. Mogę tylko powiedzieć, że była to jedna z lepszych decyzji, które w życiu podjąłem. „Ryngraf” to dla mnie przede wszystkim niesamowici ludzie z pasją i potężną wiedzą, a także miejsca, które mamy możliwość eksplorować oraz przedmioty, które znajdujemy. To jest coś fantastycznego. To więcej niż stowarzyszenie, to cudowna rodzina i prawdziwi przyjaciele.
Poszukiwania pocisku V-1 na terenie pustyni Błędowskiej – Archiwum Mazowieckiego Stowarzyszenia PasjonatówHistorii „Ryngraf”
i Stowarzyszenia Pasjonatów Historii „Polonia Minor”.
Jak powiedziałeś, jesteś członkiem Mazowieckiego Stowarzyszenia Pasjonatów Historii „Ryngraf”. Opowiedz nam więcej o tej organizacji? Czym się dokładnie zajmujecie, ilu liczy członków/członkiń? W jakich akcjach/eksploracjach brali dotychczas udział detektoryści z „Ryngrafa”? Czy jakieś znaczące znaleziska o dużej wadze historycznej mają na koncie? Gdzie, w jakich muzeach można zobaczyć Wasze zbiory? Czy poszukujecie „skarbów” historii tylko w Polsce, a może też za granicą?
Mazowieckie Stowarzyszenie Pasjonatów Historii „Ryngraf” to grupa osób (zapaleńców), których połączyło zamiłowanie do historii. Wyjaśnię, że skupiamy się na propagowaniu jej szerokiemu gronu osób, a zwłaszcza tam – gdzie ludzie nie mają dostępu do placówek muzealnych, jak w dużych aglomeracjach, czyli na przysłowiowej prowincji, w małych miasteczkach i miejscowościach. Pokazywana przez nas historia przedstawiana jest w odmienny sposób niż w książkach. U nas eksponatów można dotknąć i posłuchać często osobistej historii danego przedmiotu lub pasjonujących opowiadań o naszych przygodach podczas poszukiwań. Takie mamy założenie, żeby nasz przekaz był czytelny dla każdej grupy wiekowej, ponieważ czasy się zmieniają i oczekiwania społeczne również. Cieszy nas zwłaszcza to, że zauważamy bardzo duże zainteresowanie wśród młodzieży – na czym nam szczególnie zależy.
Grupa liczy obecnie 33 aktywnych członków, w tym również kobiety, a przekrój wiekowy to 17 – 60 lat. Stowarzyszenie powstało w 2018 roku i cały czas prężnie się rozwija. Skupiamy się jednakowo na muzealnictwie, współpracując z wieloma placówkami tego typu, ale również na prowadzeniu poszukiwań zabytków (działalność zasadnicza), które skrywa ziemia. Na tym podłożu prowadzimy akcje na terenie całego kraju, także z zaprzyjaźnionymi stowarzyszeniami, archeologami oraz muzeami. Realizujemy przede wszystkim eksploracje krajowe, co do zagranicy, to kto wie, dokąd jeszcze zawiedzie nas potrzeba odkrycia kolejnych historycznych skarbów.
Jest wiele ciekawych projektów „Ryngrafa”, o których warto wspomnieć. Dodam tylko, że duża część z nich jest kontynuowana. Wymienię może te najważniejsze. Zacznę od zakończonych sukcesem poszukiwań samolotu Junkers JU 87 (z niem. Sturzkampfflugzeug), który udało się nam odnaleźć, w tym części i osobiste rzeczy pilota zestrzelonego nad miejscowością Polaki w dzisiejszym powiecie siedleckim, w gminie Kotuń.
Kolejne warte podkreślenia przedsięwzięcie, to badania prowadzone wraz z archeologami na terenie Zamku w Liwie, gdzie odnaleziono wiele dzisiejszych eksponatów, które można podziwiać w tamtejszym muzeum. Prowadziliśmy również prace poszukiwawcze w otoczeniu Zamku w Golubiu-Dobrzyniu. I znowu z pozytywnym zakończeniem, bo odnalezione przedmioty można dzisiaj zobaczyć na ekspozycjach.
Bardzo ważne były dla nas badania prowadzone w miejscu Bitwy pod Iganiami (stoczonej w 1831 r.), gdzie wszystkie odkryte zabytki zasilą w przyszłości powstające w tym miejscu muzeum. Wspieraliśmy również prace archeologiczne na terenie Obozu Zagłady Treblinka, podczas których odnaleziono ponad 6 tysięcy przedmiotów, z których duża część to obecne ekspozycje.
Stowarzyszenie ma wielu przyjaciół w całej Polsce, bo takich grup jak my działa więcej. Bardzo wspieramy już od kilku lat koleżanki i kolegów ze Stowarzyszenia „Galicja”. W ich rodzimych Bieszczadach na Górze Manyłowa prowadzone są ekshumacje żołnierzy poległych w Wielkiej Wojnie. Te miejsca również były przedmiotem naszych eksploracji.
Wreszcie ostatni historyczny sukces, to znalezisko o wielkiej wadze, można powiedzieć na skalę światową. Wspólne prace wspomagające Stowarzyszenie Pasjonatów Historii „Polonia Minor”, zakończyły się odnalezieniem tajnej broni Hitlera – pocisku V-1 na terenie Pustyni Błędowskiej.
Poszukiwania pocisku V-1 na terenie pustyni Błędowskiej– Archiwum Mazowieckiego Stowarzyszenia PasjonatówHistorii „Ryngraf”
i Stowarzyszenia Pasjonatów Historii „Polonia Minor”.
Jak wygląda kwestia odnajdywanych przez Was znalezisk? Czy przekazujecie je od razu wskazanym podmiotom, np. muzeom, czy macie obowiązek powiadamiania konkretnych organów, np. Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, a może inne instytucje? Czy sami zabezpieczacie wykopane znaleziska? Czy czekacie np. na przybycie konserwatora zabytków lub archeologów?
Przedmioty przez nas znalezione w zależności od tego, czy są prowadzone na podstawie uzyskanych przez nas zgód od Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, czy też przy współpracy z archeologami bądź muzeami – przechodzą różną drogę. Finalnie i tak są weryfikowane przez właściwego terytorialnego konserwatora, który podejmuję decyzję co do ich dalszego losu. Nasze działania nie obejmują stanowisk archeologicznych, chyba że przy ścisłej współpracy i pod nadzorem archeologa.
Czy współpracujecie z archeologami, jeżeli tak, to w jakich sytuacjach mieliście okazję razem działać?
Praktycznie cały czas od początku istnienia stowarzyszenia współpracujemy z archeologami i muszę powiedzieć, że ta współpraca jest wzorowa. Daje ona nam wiele satysfakcji oraz jest żywym przykładem na to, że zarówno jedni, jak i drudzy dzielą się ze sobą nie tylko zaufaniem, szacunkiem, ale również wiedzą. Przykładami takiej współpracy są poszukiwania w Treblince, w Zamku Liw, w Zamku Golubskim, czy na dawnym polu Bitwy pod Iganiami.
Kim są członkowie „Ryngrafa”? Czy macie w swoim gronie historyków, archeologów, policjantów, żołnierzy? Odnośnie do tych ostatnich, eksplorując np. miejsca, gdzie mogą znajdować się pociski np. takie jak V-1 na Pustyni Błędowskiej, to czy saper nie wydaje się niezbędny, oczywiście nie w kwestii zabezpieczenia odnalezionego niewybuchu, ale raczej zachowania zasad bezpieczeństwa, fachowej porady, wstępnej oceny znaleziska? Czy macie w Waszym środowisku takie osoby? Czy zdarzało się Wam odnajdywać niewybuchy albo ukryte pod ziemią składy amunicji z czasów np. II wojny światowej?
Nasze stowarzyszenie ma w swoich szeregach osoby mundurowe, zarówno żołnierzy i policjantów, jak i sapera czynnie działającego. Wielu członków ma przeszkolenie saperskie i w tym zakresie staramy się również edukować, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że podczas naszych poszukiwań możemy natrafić na przedmioty niebezpieczne.
Zdarza się, że na takie trafiamy i tu warto wspomnieć o poszukiwaniach, gdzie trafiliśmy na skład ponad 30 niewypałów z okresu II wojny światowej, wśród których były bomby lotnicze o wagomiarach 100, 200 i 500 kilogramów. Podczas poszukiwań, gdzie z góry zakładamy, z czym prawdopodobnie będziemy mieli do czynienia, towarzyszy nam nadzór saperski.
Czy współpracujecie bezpośrednio z Wojskiem, Strażą Pożarną, a może Policją, np. podczas działań poszukiwawczych? Dysponujecie przecież profesjonalnym sprzętem, który można byłoby w niektórych sytuacjach wykorzystać.
Z Wojskiem, Strażą czy Policją oczywiście stykamy się podczas tego typu akcji, najczęściej po wykonaniu połączenia na numer alarmowy 112, bo taka jest procedura. Zazwyczaj mamy kontakt ze skierowanym na miejsce patrolem Policji.
Należy również wspomnieć o Służbie Leśnej, bo to z nimi najczęściej nawiązujemy pierwszy kontakt z racji prowadzonych licznie poszukiwań na terenach kompleksów leśnych.
Wiem, że stowarzyszenie prowadzi muzeum. Opowiedz nam o nim, jakie eksponaty się tam znajdują? Co warto w nim zobaczyć?
Dzięki uprzejmości Burmistrza Miasta Mrozy stworzyliśmy placówkę muzealną w Grodzisku, która cieszy się dużym zainteresowaniem, zwłaszcza podczas organizowanych przez nas pikników. Znajduje się tam wiele eksponatów historycznych, począwszy od XVIII wieku do lat współczesnych. Powiem nieskromnie, że wiele z nich to prawdziwe białe kruki.
Lokal jest mały i nie mamy takich możliwości, aby móc pokazać wszystko, ale za to nadrabiamy ciekawym przedstawieniem eksponatów. Znajdują się tam przedmioty pochodzące głównie z wyposażenia wojskowego, a także bardzo osobiste rzeczy w postaci dokumentów osób, których dotknęła tragedia II wojny światowej. Współpracujemy też z wieloma placówkami tego typu w Polsce, gdzie można podziwiać ich czasowe wystawy, wzbogacane naszymi eksponatami.
Muzeum w Grodzisku (gm. Mrozy) – Archiwum Mazowieckiego Stowarzyszenia Pasjonatów Historii „Ryngraf”.
Powiedz nam, jak można zostać legalnym detektorystą i w jakich sytuacjach wymagane jest zezwolenie, czy w każdym przypadku posiadania i używania takiego sprzętu jest ono potrzebne? Czy amatorskie przeszukiwanie piasku na plażach jest legalne, czy też wymaga zezwolenia?
Legalnym detektorystą może zostać i być dosłownie każdy. Musimy jednak pamiętać o tym, że o ile detektor można posiadać i swobodnie poszukiwać na plażach nadmorskich (piaszczystym pasie nadmorskim), to już poszukiwanie w innych miejscach niż plaża, w tym również zabytków wiąże się z uzyskaniem pozwoleń zarówno od właściciela terenu, jak i Urzędu Ochrony Zabytków tj. Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Regulują to przepisy Ustawy z dnia 23 lipca 2003 r. o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami (Dz. U. 2003 Nr 162 poz. 1568), tj. art. 36 ust. 1 pkt 12, który mówi, że pozwolenia Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków
wymaga – „poszukiwanie ukrytych lub porzuconych zabytków ruchomych, w tym zabytków archeologicznych, przy użyciu wszelkiego rodzaju urządzeń elektronicznych i technicznych oraz sprzętu do nurkowania”. Brak takiego pozwolenia to naruszenie prawa podlegające ocenie sądu i sankcji w postaci grzywny, kary ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2 (o czym mówi art. 109c wspomnianej ustawy). Zainteresowanych odsyłam do przytoczonej ustawy, aby pogłębili wiedzę prawną na ten temat.
Pamiętajmy o tym, aby nie wejść jednak w konflikt z prawem, zadać sobie odrobinę trudu i posiadać zgodę na eksplorację, żeby nie tylko cieszyć się swoim hobby, a co najważniejsze – zrobić coś dobrego dla dziedzictwa narodowego i pokoleń, dla których każdy odkryty przez nas przedmiot będzie nie tylko dowodem z przeszłości, ale cennym źródłem informacji o tym, jak to było i wyglądało kiedyś.
Teraz o samym sprzęcie, opowiedz nam o detektorach, ich rodzajach, technologii. W co należy się wyposażyć, żeby skutecznie penetrować grunty, ale pewnie też nie tylko. Jaki Ty posiadasz zestaw urządzeń? Czy to jest kosztowne hobby? Czy detektorem sprawdza się tylko ziemię, a może też wodę, bagna, grzęzawiska, albo płytkie zbiorniki wodne? Powiedz nam, jak dokładnie działa detektor metali? Do jakiej głębokości jest w stanie wykryć metale i czy jest tak inteligentny, że potrafi rozpoznać ich rodzaje?
Obecnie na rynku jest tak wielka gama wykrywaczy, że to temat rzeka. Są amatorskie urządzenia, z którymi można rozpocząć przygodę, aż po sprzęt mocno zaawansowany. To, w jaki się wyposażymy, zależy tylko od zasobności portfela, jak i preferencji poszukiwacza. Jedni szukają drobnych przedmiotów na polach, a inni głębiej zakopanych dużych gabarytów, zarówno w ziemi, jak i w wodzie. W zależności od tego, do czego chcemy używać detektora, to decydujemy się na jego wybór.
Sam posiadam dwa tego typu urządzenia marki MINELAB oraz rodzimej produkcji RUTUS. Ten drugi jest dla większości członków stowarzyszenia świadomym wyborem i jest to sprzęt najbardziej uniwersalny. Praktycznie wszystkie nowe dostępne na rynku detektory posiadają dyskryminację metali, a ich możliwości – jak już wspomniałem – zależą od wielu czynników.
Moje hobby, jak i każde inne, niestety potrafi kosztować. Osobiście nigdy nie odżałowałem, wydając na nie swoje oszczędności. Może tylko moja żona jest mniej zadowolona z tych wydatków (śmiech), ale muszę wspomnieć, że wśród nas są całe rodziny, które tak właśnie spędzają swój czas wolny. Mówiłem na początku, że jesteśmy jak jedna wielka rodzina.
Detektor to nie wszystko, co jest jeszcze potrzebne w bezpiecznej realizacji tej pasji, odzież, lokalizator gps, a może też tzw. plecak przetrwania. W poszukiwaniu świadectw historii eksploruje się różne miejsca, również te trudno dostępne i nieprzyjazne człowiekowi np. bagna.
Oczywiście wykrywacz to nie wszystko. Potrzebny jest odpowiedni ubiór, sprzęt do kopania, a przy trudniejszych akcjach wykorzystanie odpowiedniego sprzętu typu wykrywacz ramowy, magnetometr. Jednak aż tak skomplikowanych poszukiwań jeszcze nie mieliśmy. Zazwyczaj nasze działania polegają na wysiłku fizycznym przy kopaniu i kilometrach przemierzonych w terenie. Jednak w planach przed nami jest sprawdzenie bagna, a w nim, jak to w każdym bagnie może być czołg, samolot, a może złoty pociąg (śmiech). Nie powiem, może być ciężko. Jednak dla chcącego nic trudnego.
Mierzeja Wiślana – Zlot Detektorystów i Piknik Rodzinny, Muzeum
– Archiwum Mazowieckiego Stowarzyszenia Pasjonatów Historii „Ryngraf”.
Wcześniej porównałem Cię do książkowego „Pana Samochodzika”, nieustępliwego detektywa (czasami), który walczył z handlarzami dzieł sztuki i złodziejami historycznych skarbów. Czy czujesz się choć trochę taką osobą, odpowiedzialną za historię, za to, co odnajdziesz i odkopiesz, aby nie zaginęło i trafiło do właściwych rąk? Czy czujesz się nie tylko odkrywcą, ale też strażnikiem historii?
Porównanie każdego z nas do „Pana Samochodzika” wcale nie jest takie nietrafne. Większości z nas – mówię tu o poszukiwaczach – przyświecają wyższe cele. Mamy świadomość tego, jak w wielu przypadkach te odkrycia są ważne. Samo przywracanie przedmiotom znalezionym rangi już nieporzuconych i zaginionych jest kluczowe. Można oczywiście mówić górnolotnie o znaczeniu dla historii i dziedzictwa, ale nie wiem, czy
w wielu przypadkach nieśmiertelnik oddany członkom rodziny, czy nawet tak prozaiczna sprawa, jak odnalezienie zagubionej obrączki – nie są równie ważne.
Jak to jest z takim podejściem u każdego poszukiwacza? Trudno mi ocenić. Zapewne jak w każdym środowisku są i nieuczciwi, a ja na szczęście na takich nie trafiłem. „Ryngraf”, do którego należę, to ludzie z oddaniem i szacunkiem dla historii.
Bardzo podoba mi się określenie – strażnik historii, to tak jakby kontynuacja służby w Policji (śmiech).
Jak zachęciłbyś do eksploracji potencjalnych zainteresowanych? To nie tylko przygoda, to też… Proszę, abyś rozwinął tę myśl.
Zachęcam, aby każdy miał w życiu jakiś cel i pasję. W nim musi się po prostu coś dziać. Jeżeli chodzi o detektorystykę, to przygoda, turystyka i adrenalina akurat w tym przypadku jest na porządku dziennym. I co w tym wszystkim najważniejsze – spotkanie na mojej drodze ludzi, z którymi zawiązały się przyjaźnie na całe życie.
Miło jest mi słyszeć słowa, które przytoczyłeś na początku – mówiące o tym, że moi przyjaciele z „Ryngrafa” cieszą się, że jestem z nimi. Teraz ja powiem, tak od serca, że dziękuję im za te wszystkie wspaniałe przygody i zapewniam, że w niejednej jeszcze zamierzam brać udział.
Dodam na zakończenie, że wspólnie spędzany czas również z całymi poszukiwawczymi rodzinami, długie rozmowy przy ogniskach, liczne wyjazdy oraz serdeczne wsparcie, kiedy jest nam najzwyczajniej źle lub coś się nie układa, a i pośmiać się też zawsze można. To są chyba najważniejsze rzeczy w tej mojej pasji.
Dziękuję za rozmowę.
CO WARTO WIEDZIEĆ O DETEKTORACH/WYKRYWACZACH METALI:
Jak działa detektor? – Wykrywacz metali wytwarza pole elektromagnetyczne w tzw. cewce, które następnie przechodzi w głąb ziemi/gruntu, powodując, że wszystkie metalowe obiekty znajdujące się w zasięgu jego pracy zostają „wzbudzone” i emitują własne pola elektromagnetyczne, odbierane następnie przez wspomnianą cewkę, która generuje sygnał dźwiękowy (zjawisko detekcji pola elektromagnetycznego).
Jakie rodzaje detektorów są obecnie wykorzystywane? – Wyróżnić można trzy rodzaje detektorów. Pierwszy to tzw. PI (Pulse Induction), czyli detektor dedykowany do poszukiwań na większej głębokości. Drugi to tzw. BFO (Beat Frequency Oscillation), określany mianem urządzenia dla stawiających pierwsze kroki w poszukiwaniach (amatorów), który generuje dwa sygnały elektromagnetyczne, trzeci to tzw. MF (Multi-Frequency) dla zaawansowanych detektorystów i prawdziwych poszukiwaczy skarbów (zaawansowane technologicznie urządzenie generujące wiele częstotliwości i pozwalające rozróżniać różne metale, posiadające szereg funkcji, które mogą zwiększyć skuteczność prowadzonych eksploracji).
Na jakiej głębokości działa detektor metali? – Ile urządzeń, tyle parametrów, opinii oraz ocen wynikających z użytkowania urządzeń. Możemy przyjąć, że współczesne detektory potrafią wykryć drobne przedmioty na głębokości 10-20 cm, a w przypadku większych gabarytów nawet w granicach 2-3 metrów. To wszystko zależy jednak od wielu czynników, rodzaju urządzenia i jego funkcji, a także od rozmiaru poszukiwanych przedmiotów, od tego, jaki mają kształt, jak są umiejscowione (pionowo bądź poziomo), a także jakiego rodzaju są metalem. Ważnym aspektem wykrywania metali jest rodzaj gruntu i jego mineralizacja (im słabsza, tym na większej głębokości można wykryć metalowy przedmiot).
Kto stworzył pierwszy przenośny detektor metali? – W stworzenie współczesnych detektorów metali swój wkład wniosło wielu badaczy i konstruktorów, którzy mniej więcej od lat 30. XIX wieku tworzyli pierwsze wynalazki. Byli to w kolejności: brytyjski geolog Robert Were Fox (zaprojektował urządzenie do poszukiwania rud metali pod ziemią), francuski inżynier Gustave Pierre Trouve (stworzył detektor, który lokalizował kule w ciele człowieka), szkocki naukowiec Alexander Graham Bell (rozwijał technologię Trouve’a – zbudował m.in. wykrywacz, który wykorzystał do odnalezienia pocisku w ciele postrzelonego Prezydenta USA Jamesa Garfielda). Ostatecznie w 1925 roku twórcą pierwszego przenośnego wykrywacza został niemiecki wynalazca Gerard Fisher, otrzymując amerykański patent na urządzenie. Detektor metali – wykrywacz min? Zgadza się, nad tą technologią pracował Józef Stanisław Kosacki polski naukowiec, wynalazca, żołnierz i saper, tworząc pierwszy na świecie wykrywacz min wspólnie z Andrzejem Garbosiem (po tragedii na szkockiej plaży w rejonie Arbroath, gdzie na polu minowym w 1941 roku zginęli polscy żołnierze). Urządzenie otrzymało oficjalną nazwę „Mine Detector Polish Mark I” i bardzo szybko rozpoczęła się jego seryjna produkcja. Ten wynalazek stał się ważnym przyczynkiem do zwycięstwa aliantów nad hitlerowcami. Z jego powstaniem związana jest też jedna ciekawa historia. Kiedy brytyjskie Ministerstwo Wojny ogłosiło konkurs na patent tego wynalazku, to urządzenie stworzone przez Kosackiego zdeklasowało konkurencję, odnajdując rozrzuconą na plaży garść monet o nominale 1 pensa. Polski wykrywacz min tak naprawdę stał się produktem brytyjskim, ponieważ jego twórca nie opatentował wynalazku, podarowując go armii brytyjskiej. Ten wynalazek był unowocześniany kilkukrotnie, a w wersji Mark 4c wykorzystywany był do połowy lat 90w Zatoce Perskiej.