„Racuch” - Łowca Kości (Bone Hunter)
22.08.2024 • Tomasz Oleszczuk
W policyjnej służbie, wiele ważnych ról odgrywają zwierzęcy funkcjonariusze. Gdy o nich mowa od razu przed oczami widzimy policyjne konie, które wraz z jeźdźcami zabezpieczają duże imprezy masowe i zgromadzenia publiczne. Są także policyjne psy, które w wielu specjalnościach na co dzień wspierają swym nosem i oddaniem ciężką służbę policjantów. Wśród czworonożnych stróżów prawa, mamy psy do wyszukiwania zapachu środków odurzających, materiałów wybuchowych, tropiące ślady ludzkie i patrolowe. Jedną z najmniej znanych psich specjalizacji jest ta do wyszukiwania zapachu zwłok ludzkich. To bardzo trudna i stresująca praca nie tylko dla ludzi, ale także dla zwierząt. O tym, jak wygląda codzienność takiego zwierzaka, jak się go trenuje i czego można od niego wymagać, opowie nam st. asp. Kamil Malicki z Wydziału Wywiadowczo-Patrolowego KSP, który jest przewodnikiem takiego psa.
Zdjęcia z archiwum prywatnego Kamila Malickiego
Na początku naszej rozmowy chciałbym zapytać o Twoją służbę. Skąd wziął się pomysł na pracę z policyjnymi psami?
Moją przygodę z Policją rozpocząłem w 2008 roku w garnizonie Łódzkim. Tam pracując jako policyjny wywiadowca, często myślałem o pracy ze zwierzętami, ale wtedy nie było takiej możliwości. Kolejnym etapem pracy było przeniesienie w 2013 roku do Komendy Stołecznej Policji i rozpoczęcie służby w Wydziale Kryminalnym KRP Warszawa V.
W tamtym okresie coraz poważniej myślałem o pracy ze zwierzętami. Punktem zwrotnym okazała się budowa domu i związany z tym zakup czworonoga, gdyż od najmłodszych lat psy były obecne w moim życiu. W czasie poszukiwania „przyjaciela na czterech łapach” trafiłem do środowiska wolontariuszy – członków Ochotniczych Straży Pożarnych, którzy zajmowali się pracą i szkoleniem psów ratowniczych. Wtedy postanowiłem, że kupię mojego pierwszego zwierzaka i zacznę go szkolić jako psa ratowniczego. Wstąpiłem więc do Ochotniczej Straży Pożarnej – Ratownictwo Wodne w Nowym Dworze Mazowieckim, gdzie zdobywałem wiedzę i szkoliłem się wraz z moim psim ratownikiem.
Bardzo mnie to zainteresowało i stało się wielką życiową pasją. W 2018 roku, w ramach aktywności w OSP (Ochotniczej Straży Pożarnej), stworzyłem grupę psów ratowniczych, która działa do dzisiaj. Przez wiele lat byłem jej dowódcą i wtedy też wyszkoliłem mojego pierwszego psa „Regara”, który otrzymał certyfikat psa ratowniczego specjalności gruzowiskowej. Był to pierwszy zwierzak spoza Państwowej Straży Pożarnej, który otrzymał takie uprawnienia w województwie mazowieckim. Doświadczenie, które nabyłem w trakcie tego szkolenia, okazało się bezcenne w czasie mojej dalszej pracy z psami.
Gdy byłem już pewien, że praca ze zwierzętami jest tym, co chcę w życiu robić i mam do tego talent, to postanowiłem przenieść się z pionu kryminalnego do Wydziału Wywiadowczo-Patrolowego KSP, który mógł mi zaoferować takie możliwości. Na tych przenosinach w związku z niższą grupą trochę straciłem finansowo, ale postanowiłem zaryzykować – uznając, że w tej dziedzinie będę lepszy. Ostatecznie wszystko się udało, a ja zostałem przewodnikiem psów służbowych. Pierwszym moim czworonogiem był „Wojciech”, który specjalizował się w wyszukiwaniu materiałów wybuchowych. Mam go do dzisiaj i tworzymy zgrany duet.
Niedługo potem pojawiła się okazja w postaci kursu przewodnika psa do wyszukiwania zapachu zwłok ludzkich. Z uwagi na moje spore doświadczenie z psami szkolonymi do poszukiwania osób żywych i działań ratunkowych, zostałem skierowany na taki kurs. Tam właśnie poznałem „Racucha” rasy Labrador, mojego drugiego psa, z którym obecnie najczęściej pracujemy. Właśnie on jest specjalistą do wyszukiwania zwłok.
Jakie ukończyłeś kursy, szkolenia psów, co cię zainspirowało?
Od zawsze pasjonowała mnie umiejętność wyszukiwania zapachów przez psy. To fascynująca dziedzina wiedzy i bardzo rozległa. Lubię obserwować zwierzaki podczas pracy, a jednocześnie kształtować ich zachowania, tak aby działania przynosiły największe korzyści. Bardzo interesują mnie mechanizmy myślenia psów, zachowania behawioralne i sposoby działania. To pasjonująca część wiedzy kynologicznej. Zawsze chciałem robić coś konkretnego, namacalnego i dlatego zająłem się tą specjalizacją tj. wyszukiwaniem zwłok ludzkich. Ta dziedzina bardzo różni się od tradycyjnych działań psich funkcjonariuszy, dlatego że używa się innego sprzętu, pracuje w innym środowisku, co wymaga dużego zaangażowania i skrupulatnego planowania podejmowanych czynności.
Kolejną rzeczą, która mi odpowiada, jest bardzo duża samodzielność prowadzonych działań. To ja decyduję o taktyce, miejscu i czasie prowadzonych czynności i zawsze biorę pełną odpowiedzialność za ich efekty. Na chwilę obecną mam ukończone dwa szkolenia w zakładzie Kynologii Policyjnej w Sułkowicach. Jedno dotyczące wyszukiwania zapachu materiałów wybuchowych, a drugie właśnie w zakresie wyszukiwania zapachu zwłok ludzkich. Do tego mam kurs przewodników psów ratowniczych, taktyk i technik wykorzystania psów ratowniczych (obydwa ukończone w Państwowej Straży Pożarnej). Mam także ukończonych wiele innych kursów i szkoleń w zakresie pracy psów w obszarze posłuszeństwa, psiego fitnessu itp.
Jednak wyjątkowym szkoleniem, w którym uczestniczyłem był kurs w Stanach Zjednoczonych w Forensic Anthropology Center Texas State USA, w zakresie wyszukiwania zwłok ludzkich na tzw. Farmie Zwłok.
Jak wygląda szkolenie psów specjalizujących się w poszukiwaniach zapachu zwłok ludzkich?
Nasze szkolenie policyjne obejmuje około 80 dni tresurowych. Pies przyjęty na taki trening powinien posiadać rozwinięty popęd łupu, czyli chęć pogoni za przedmiotem uciekającym oraz mieć przyswojone podstawy posłuszeństwa. Przez czas kursu mamy go nauczyć wyszukiwania i wskazywania przewodnikowi zapachu zwłok ludzkich oraz rozwinąć jego sprawność i posłuszeństwo.
Uważam, że jest to doskonały czas, aby nawiązać relację z psem i nauczyć go podstaw wyszukiwania zwłok, ale jest to zbyt krótki okres, aby idealnie przygotować go do prawdziwych działań. Jest to więc taki wstęp do tej pracy. W tym czasie pies zdobędzie podstawowe umiejętności, które w czasie późniejszego szkolenia należy nieustannie rozwijać. Trening psów poszukiwawczych to jest proces, który obejmuje całe ich życie i z każdym kolejnym rokiem prowadzony właściwie pies jest coraz lepszym poszukiwaczem.
Materia pracy psów zwłokowych jest bardzo skomplikowana, gdyż zakres zapachów, z którymi spotyka się zwierzak, jest ogromnie złożony. Począwszy od zwłok świeżych po całkowicie zeszkieletowane, na każdym etapie rozkładu tkanki ludzkie mają inny zapach. Do tego dochodzą okoliczności, takie jak np. spalenie, zakopanie oraz inne warunki środowiskowe – wilgotność lub temperatura otoczenia.
Wiele czynników ma wpływ na to, jak pies będzie reagował w pracy terenowej, dlatego proces szkolenia jest ciągły i im lepiej będzie przygotowany do pracy, tym lepiej będzie ją wykonywał. Mitem jest mówienie o tym, że zapach zwłok ludzkich jest tylko jeden. Jest to zupełna nieprawda. Oczywiście ten zapach na różnych etapach rozkładu będzie miał cechy wspólne, ale ich natężenie, zrównoważenie, nałożone warunki środowiskowe oraz rozpraszacze będą zmieniały warunki pracy psa.
Co pomogło Ci w zdobyciu wiedzy psach? Książki, Internet, a może wspólne zainteresowania wśród znajomych policjantów?
Nie wiem czy wiesz, ale ratownictwo w Polsce opiera się w 80 – 90 procentach na wolontariuszach. Państwowa Straż Pożarna ma kilkanaście procent psów ratowniczych, a reszta działa w ramach wolontariatu głównie w Ochotniczych Strażach Pożarnych.
Kultura szkolenia takich zwierząt opiera się głównie na tym, że starsi przewodnicy i instruktorzy za darmo szkolą młodych przewodników i psy. Ten system funkcjonuje już od wielu lat, a ja jako starszy przewodnik również dzielę się wiedzą z młodszymi kolegami. Sam również zdobywałem wiedzę i umiejętności w ten sposób. System szkolenia pokoleniowego jest także uzasadniony z innych powodów, ponieważ w Polsce właściwie nie ma żadnych materiałów szkoleniowych w zakresie trenowania psów ratowniczych. Jest trochę literatury anglojęzycznej, ale naszych krajowych materiałów to właściwie nie ma.
Najciekawszą literaturę na ten temat mają Amerykanie, ponieważ każdy element szkolenia jest rozpisany na oddzielną książkę. Wynika to z tego, że u nich są olbrzymie odległości pomiędzy różnymi ośrodkami szkoleniowymi, czasem są to tysiące kilometrów. Wobec tego wielu policjantów musi szkolić się samodzielnie, stąd taka dokładna i analityczna literatura fachowa.
Jedynym problemem według mnie jest to, że są to książki pisane na warunki amerykańskie (nie dotyczy uwarunkowań prawnych, ale bardziej warunków klimatycznych). Na przykład w Teksasie, gdzie byłem na szkoleniu, ze względu na suchy klimat rozkład zwłok następuje zupełnie inaczej niż w naszym kraju. Gdy mi tam pokazano zwłoki trzydniowe, ja byłem przekonany, że mają co najmniej miesiąc. W naszych warunkach klimatycznych właśnie tak wyglądałyby zwłoki po miesiącu. Jednak tam, ze względu na inny klimat, proces rozkładu przebiega znacznie szybciej.
Korzystanie z tej literatury też nie jest łatwe, bo nawet biegła znajomość języka angielskiego nie gwarantuje sukcesu. Dzieje się tak, ponieważ słownictwo używane w tych książkach jest bardzo specyficzne i często niespotykane gdzie indziej. Dlatego czasem dzwonię do znajomych w USA, prosząc o pomoc w zrozumieniu jakiegoś problemu. Nieraz zdarzało się, że tłumaczenie fragmentu książki okazywało się błędne i dopiero telefon do przyjaciela pozwalał na zgłębienie tajników tej wiedzy i jej właściwą interpretację.
Na przykład szczekanie psa w naszej literaturze opisywane jest jako „WOF WOF”, a w literaturze anglojęzycznej jako „BARK BARK”. To są tylko podstawy. Zresztą amerykanie lubują się w języku skrótowym i ich książki, również są w ten sposób pisane, tak więc praca na ich literaturze nie jest łatwym zajęciem.
Czy są jakieś uwarunkowania ras psów, które najlepiej sprawdzą się w roli poszukiwaczy zwłok ludzkich? Jak to się stało, że akurat jesteś przewodnikiem labradora, czyli rasy rzadko spotykanej w Policji?
Wiele psów wśród poszukiwaczy ludzi żywych i zwłok to rasy psów myśliwskich. Oprócz labradora mamy na stanie także wyżła, pointera oraz płochacza niemieckiego. Główną zaletą tych psów jest naturalna zdolność do poruszania się w trudnym leśnym terenie, gdzie te zwierzęta czują się swobodnie i są w swoim żywiole.
W przypadku tych ras odchodzi nam element szkoleniowy konieczny do przepracowania z innymi rasami psów, a elementem tym jest praca terenowa. Dla psów myśliwskich ten właśnie teren jest środowiskiem naturalnym. Do tego wszystkie rasy myśliwskie mają taką ciekawość poznawczą, czyli pewnego rodzaju samodzielność odchodzenia od przewodnika i sprawdzania różnych miejsc i przedmiotów w terenie. Trudno jest go wytworzyć u psa bez takich predyspozycji, a jest to niezbędne do pracy poszukiwawczej.
Podstawową cechą jest chęć pracy z człowiekiem dlatego, że nie da się zmusić zwierzaka do działania, którego nie chce wykonać. Czasem poszukiwania są wielogodzinnym sprawdzaniem terenu, tak więc pies musi być przygotowany do takich wyzwań i ciężkiej pracy. Aby utrzymał gotowość do takich działań, musi tego chcieć i być silnie zmotywowanym. Nie da się go do tego zmusić. Natomiast domowo te psy nie są „supergrzeczne” i potrafią mieć swoje zdanie. Zdarza się, że zwiną coś ze stołu, lubią zdobywać, ale to też jest kwestia popędu. Te psy dążą do uzyskania nagrody, co także wykorzystujemy w treningu i wzmacniamy takie zachowania. Dla mnie idealnym psem nie jest grzeczny kanapowiec, lecz niegrzeczny, ale zdolny łobuz. Twardy, niebojący się, nie wycofujący, to jest najlepszy pies do poszukiwań.
Lubię pracować z niepokornymi psami, bo uważam, że praca z nimi przynosi najlepsze efekty poszukiwawcze. Cenię sobie ich niezależność, ekspresję, motywację i moje zwierzęta takie właśnie są. Dlatego tak dobrze mi się z nimi pracuje, a im ze mną.
Współpracujesz z innymi służbami? Czy Racuch podróżuje po całej Polsce?
Obecnie wspieramy swoimi działaniami całe województwo mazowieckie, podlaskie, świętokrzyskie i lubelskie oraz niedawno doszedł garnizon łódzki, ponieważ kolega, który tam pracował z psem do poszukiwań zwłok, odszedł na emeryturę. Niedługo wybieram się także do Katowic, w celu poszukiwania szkieletu ludzkiego, gdyż tylko my w kraju jesteśmy do tego przygotowani. Nasze terminarze są już zapełnione na wiele tygodni naprzód, więc nie narzekamy na brak zajęć.
W sezonie „zwłokowym”, czyli od wiosny do późnej jesieni, potrafimy mieć w miesiącu kilkanaście wyjazdów poszukiwawczych. Z tak intensywnej pracy, wynika także szczególna dbałość o ogólny dobrostan zwierząt, ich kondycję i komfort. Zawsze zabieram im dodatkowe posłania i kamizelki, aby się nie wychładzały oraz inne przedmioty poprawiające ich samopoczucie.
Nie wiem, czy wiesz, że pies służbowy może po ukończeniu 9 lat odejść w stan spoczynku bez podawania przyczyny. Dzieje się tak tylko w przypadku poważnych chorób i niemożności dalszej pracy. W praktyce te psy służą dłużej, bo zdarza się, że nawet kilkanaście lat. To jest podobnie jak u ludzi, gdzie decydują cechy indywidualne i genetyka. Racuch dopiero w tym roku skończy 4 lata, dlatego przed nami jeszcze wiele lat pracy poszukiwawczej. Literatura kynologiczna twierdzi, że idealny wiek psa poszukiwawczego to jest okres pomiędzy 5 a 8 rokiem życia i najlepsze lata Racuch ma jeszcze przed sobą.
Wracając do współpracy z jednostkami, to oprócz innych policyjnych garnizonów czasem współpracujemy ze Strażą Pożarną, prokuraturami, ale główny ciężar naszej pracy, koncentruje się na jednostkach Policji w garnizonie stołecznym.
Jaka jest różnica w szkoleniu psów przeznaczonych do szukania ludzi żywych, a tych szukających zwłok?
Główną różnicą jest materiał, na którym się szkolimy. Pozyskanie osoby żywej do treningu psa nie jest żadnym problemem, natomiast w zwłokach największym wyzwaniem jest pozyskanie zapachu i przygotowanie psa na to wszystko, z czym może się spotkać w swojej służbie.
Porównując szkolenia w naszym kraju do techniki szkolenia w USA, to podstawową różnicą jest właśnie ten zapach treningowy. U nas stosuje się preparat syntetyczny, przygotowywany przez firmę Sigma. Ten zapach czują tylko psy, a dla ludzi jest niewyczuwalny. Zapach nie jest jedynym elementem pracy psa. To, w jakich okolicznościach zostanie ujawniony, ma ogromne znaczenie w procesie poszukiwań. Dlatego uznałem, że szkolenie oparte tylko o zapachy syntetyczne jest zbyt ubogie i nie przygotowuje psa na to, co może go spotkać w realnym świecie w czasie prawdziwych działań. Zresztą nie jest to tylko moje zdanie na ten temat, a materiał syntetyczny używany do szkolenia w naszym kraju w wielu miejscach na świecie nie jest już wykorzystywany. Potrzeba, ale i chęć osiągania jak najlepszych wyników wskazuje na koniecznośc wprowadzenia pewnych zmian.
Chodzi przede wszystkim o dwie sprawy. Pierwszą jest efekt „so much”, który polega na tym, że gdy zbyt dużo bodźców lub zbyt mocny sygnał dociera do psa, to ten nie jest w stanie dobrze pracować. Zwrócili na to uwagę Amerykanie, którzy używali psów do wyszukiwania materiałów wybuchowych w czasie operacji Pustynna Burza, kiedy okazało się, że pies doskonale wykrywał kostkę trotylu, a nie był w stanie znaleźć całej ciężarówki wypełnionej materiałami wybuchowymi. Wtedy właśnie określono ten syndrom.
Drugim czynnikiem jest efekt figury. Polega to na tym, że człowiek w momencie zgonu bardzo często ma grymas pośmiertny. Psy umieją rozpoznawać ludzką mimikę i właśnie taki grymas dla psa jest przerażający. Takie połączenie intensywnego zapachu i wyrazu twarzy może być problematyczne. Zresztą nie jest to w literaturze anglosaskiej uważane za błąd dydaktyczny, ponieważ zwierzak ma prawo reagować strachem na taką sytuację. Często takie psy nie oznaczają miejsca odnalezienia zwłok, co w naszym kraju oceniane jest jako błąd. Oni to traktują jako etap treningu.
Kolejną różnicą jest fakt, że przy szkoleniu do poszukiwań osób żywych, osoba udająca poszukiwanego po odnalezieniu przez psa może go nagrodzić, w przypadku poszukiwania zwłok takiej możliwości nie ma, więc trzeba zmodyfikować metodę treningu.
Jaka jest metodologia poszukiwania zwłok i ile czasu potrzeba, aby dokładnie sprawdzić dany obszar?
Najczęstszymi akcjami poszukiwawczymi, w których bierzemy udział, są poszukiwania osób zaginionych, które nie zostały odnalezione jako żywe. Przeważnie są to starsi ludzie z różnymi schorzeniami albo osoby idące do lasu, aby popełnić samobójstwo. (W ten sposób wykorzystuje się psy zwłokowe obecnie, bo dawnej korzystało się z nich głównie w sprawach kryminalnych). Kolejną kategorią są zwłoki ukryte, czyli zakopane. I to już jest typowe działanie w sprawie kryminalnej.
W samych poszukiwaniach najważniejsze jest wyznaczenie ich obszaru. Zajmują się tym komórki kryminalne, które zlecają działania. Najczęściej jednak jest tak, że miejscowi policjanci ostatecznie konsultują się z nami, gdzie na podstawie doświadczenia uważamy, że należy przeszukać teren. W tym zakresie korzysta się ze statystyki, którą stworzył Robert Koster. On przeanalizował kilkanaście tysięcy zaginięć i przeliczył na podstawie typów zaginięć, na jakim obszarze należy poszukiwać zwłok.
Podstawowym rejonem, który należy sprawdzić, jest teren w promieniu kilometra od miejsca, gdzie dana osoba była widziana po raz ostatni. W praktyce okazuje się, że jest to bardzo rozległy obszar, bo daje nam około 300 hektarów terenu do przeszukania. Biorąc pod uwagę fakt, że pies jednorazowo może przeszukać 20 hektarów, to okazuje się, że aby dany obszar mógł być zbadany, to zwierzak potrzebuje 15 dni pracy. W związku z tym, kluczowym wyborem jest obszar wytypowany do przeszukania w pierwszej kolejności. Ważna jest wiedza i doświadczenie w zakresie profilowania osób zaginionych oraz statystyki zaginięć, a także obsługa programów planistycznych.
Samo poszukiwanie polega na wytypowaniu obszaru do sprawdzenia, naniesienie go w programie planistycznym na mapę, następnie wgranie danych do nawigacji, którą przewodnik nosi ze sobą. Nawigacja jest połączona z obrożą i nasz ślad oraz ślad psa zapisywane są na mapie. Taka mapa stanowi dokumentację z naszej pracy albo wskazuje miejsce, gdzie ujawniono zwłoki lub szkielet. To bardzo wygodne narzędzie zwiększające bezpieczeństwo psa, a jednocześnie poprawiające jakość pracy. W sytuacji, gdy dzieje się coś złego z psem, np. wpadnie do studni, możemy natychmiast podjąć działania ratunkowe.
Możesz nam zdradzić, w ilu akcjach poszukiwawczych Racuch odnalazł zwłoki ludzkie?
W niecałe dwa lata naszej wspólnej służby braliśmy udział w 90 akcjach poszukiwawczych. To bardzo duża ilość, jeśli chodzi o użycie psów służbowych. Z czego 13 z nich zakończyliśmy odnalezieniem zwłok lub fragmentów szkieletu. Każde z tych działań dokładnie pamiętam. W czasie jednego z nich pojechałem z psem do poszukiwania osób żywych, ale będąc na miejscu, doszedłem do wniosku, że w takich okolicznościach raczej przyda się pies do zwłok. Jako że często jadę na działania, zabierając dwa lub trzy psy, tym razem był ze mną także Racuch, z którym przystąpiłem do poszukiwań. Tam ujawniliśmy zwłoki starszego mężczyzny, który zmarł z wychłodzenia. W wyniku kolejnej akcji ujawniliśmy ukryte w studni zwłoki męskie, a ostatnim naszym działaniem było ujawnienie w piwnicy jednej z kamienic na Warszawskiej Woli częściowo zakopanych zwłok.
Od czego zależy sukces działań w przypadku poszukiwania zapachu zwłok ludzkich? Jakie czynniki mogą wpłynąć na skuteczność takich działań?
Jak już wcześniej wspominałem, najważniejszym czynnikiem jest dobre zaplanowanie działań. To jest podstawa sukcesu, ponieważ aby znaleźć zwłoki – musimy dobrze wytypować miejsce. Tu istotna jest praca pionu kryminalnego i ich analiza danych. Jeśli właściwie wykonają swoją „robotę”, jest duża szansa na to, że znajdziemy poszukiwane zwłoki.
Ważnym elementem naszej pracy jest przestrzeganie zasady wzajemnego uznawania decyzji. To znaczy, że ja nie ingeruję w decyzje psa, który ma swobodę wyboru miejsca pracy – oczywiście w ramach miejsca prowadzonych poszukiwań. Natomiast on nie kwestionuje moich decyzji i ma do mnie pełne zaufanie. W praktyce oznacza to, że ja zabieram nas w miejsce wyznaczone do przeszukania i pilnuję systematycznego sprawdzenia tego terenu, ale to Racuch decyduje, jak i gdzie porusza się i jeśli uznaje, że trzeba coś sprawdzić, ja w to nie ingeruję, tylko pozwalam mu działać. Był taki przypadek, gdzie w czasie poszukiwań ja przeszedłem nad fragmentem szkieletu, a on zawrócił i zasygnalizował znalezisko. Po odkopaniu wierzchniej warstwy ziemi ujawniłem podartą skarpetkę z kośćmi śródstopia wewnątrz. W przypadku poszukiwania kości, wytypowany obszar przeszukuje się kilkukrotnie, gdyż ich zapach jest dużo słabszy niż w przypadku całych zwłok.
Jakie sygnały wysyła Racuch w przypadku wyczucia zapachu zwłok ludzkich? Szczeka, kładzie się?
Najczęściej objawia się to w postaci zmiany zachowania z takiego luźnego w skupione na jednym miejscu, często są to bardzo niewielkie różnice, dlatego doświadczony przewodnik musi umieć „czytać” zachowanie swojego psa. W przypadku Racucha to charakterystyczne dla niego jest uniesienie głowy połączone z intensywną pracą nosem. Następnie jest podejście.
Dodatkowo widać duże napięcie u psa, który również się stresuje. W przypadku kości to Racuch w miejscu, gdzie coś wyczuje, delikatnie rusza łapą, tak jakby chciał w powietrzu coś odkopać. Wygląda to osobliwie i bardzo ciekawie. Czasem też mocniej machnie łapą i potrafi wykopać z ziemi kość, ale to się rzadko zdarza. Trzeba być bardzo uważnym, aby nie przegapić żadnego zainteresowania czy aktywności psa, bo przy tak małej ilości zapachu można coś ważnego przeoczyć.
Inaczej też wygląda oznaczenie miejsca znalezienia całych zwłok, a inaczej miejsca, gdzie są kości, bo to są zupełnie różne zapachy o różnej intensywności. Mitem jest też informacja, że zwłoki mają silny odór. Owszem, jeśli są zamknięte w pomieszczeniu bez cyrkulacji powietrza, to dają charakterystyczny zapach, ale jeśli są na zewnątrz, to prawie wcale tego nie czuć, nawet jak się stoi blisko. Najczęściej zapachem wskazywanym przez ludzi, który mylony jest z zapachem zwłok, jest woń bagna i rozkładu roślin. Amerykanie, ćwicząc szukanie kości, puszczają swobodnie psa i nagrywają z drona jego reakcje. Na tej podstawie oznaczają zachowanie psa, które wskazuje na znalezienie minimalnego źródła zapachu. Bardzo ciekawa metoda pracy.
Czy byłeś na szkoleniach psów również za granicą? Czy tam obowiązują podobne procedury?
Na szkolenie na „Trupią Farmę”, czyli Forensic Anthropology Center Texas State USA, trafiłem przez swoją ciekawość i chęć przecierania nowych niezbadanych szlaków. Farma, gdzie byłem na szkoleniu, znajduje się w miejscowości San Marcos, ok. 30 km od Austin stolicy stanu Texas. Właśnie ta jednostka szkoleniowa specjalizuje się w treningu psów służbowych różnych formacji w USA, zajmujących się wyszukiwaniem zwłok i szkieletów ludzkich. Stworzył ją dr Ben Alexander, antropolog pracujący na Uniwersytecie Teksańskim, zajmujący się szkoleniem psów do poszukiwań ludzkich zwłok. To właśnie on opisał wiele ciekawych obserwacji i zjawisk związanych ze szkoleniem psów w tej wąskiej specjalizacji. Ośrodek w San Marcos został zaprojektowany specjalnie dla psów i ich przewodników, ponieważ inne podobne ośrodki stworzone dla śledczych kryminalistyki nie były w stanie, ze względu na charakterystykę szkolenia i potrzeby, jednocześnie szkolić ludzi i zwierząt. Szkolenie zostało przygotowane jako kompletny program składający się z trzech poziomów zaawansowania.
Poziom pierwszy to doprowadzenie do pracy na całych zwłokach, czyli poziom podstawowych umiejętności psa. Poziom drugi to realizacja scenariuszy specjalistycznych, czyli zwłoki spalone, z wody lub zakopane. Poziom trzeci to praca na miejscu zbrodni oraz działania w katastrofach lotniczych. Ja z Racuchem mamy zaliczony poziom pierwszy, ale dostaliśmy teraz zgodę na szkolenie w tym ośrodku na poziomie trzecim. Ze względu na nasze doświadczenie „bojowe” oraz koszty i skomplikowaną logistykę takiego przedsięwzięcia, od władz tego ośrodka dostaliśmy specjalną zgodę na pominięcie poziomu drugiego.
Samo szkolenie było bardzo ciekawe. Tam ze względu na inny system prawny taki trening odbywa się z użyciem prawdziwych tkanek ludzkich w różnym stanie rozkładu. Od początku amerykańscy koledzy patrzyli na nas z ciekawością i odrobiną podziwu, gdyż byliśmy pierwszą europejską ekipą, która do nich trafiła.
Szkolenie rozpoczęło się od testu zapachu, który Racuch przeszedł bez żadnego problemu. Polegał on na zlokalizowaniu miejsca ukrycia ludzkiego palca. W ten sposób przełamaliśmy pierwsze lody i dalej było już łatwiej. Po tym ćwiczeniu cała kadra szkoleniowa przyszła do nas, aby zobaczyć psa z Europy. W rozmowie z nimi okazało się, że byliśmy pierwszym zespołem spoza Ameryki Północnej, który trafił do nich na kurs. Dotychczas trafiały tam jedynie psy z Kanady i to był najdalszy kierunek, skąd przybywały zespoły poszukiwawcze.
Od razu zauważyłem, że 90 procent psów do wyszukiwania zwłok to również były labradory, więc nie różnimy się tak bardzo w podejściu do tego zagadnienia. Zresztą w Stanach Zjednoczonych, przy ich systemie prawnym, nie ma jednej komórki, która zajmuje się poszukiwaniem zwłok. W Teksasie jest to specjalna agencja stanowa, ale już w innych stanach preferowane są różne rozwiązania, w niektórych zajmują się tym policjanci lub wojsko, w innych strażacy, a jeszcze gdzieś indziej to specjalnie powołane instytucje stanowe. W związku z różnymi uwarunkowaniami prawnymi posiadają także różne uprawnienia śledcze i możliwości działania. Na przykład w Texasie, instytucja zajmująca się poszukiwaniem zwłok to tak jakby połączenie straży granicznej ze strażą rybacką i łowiecką z dodatkowymi uprawnieniami w zakresie zwalczania piractwa drogowego.
Natomiast co łączy instytucje w USA dbające o porządek publiczny? To niesamowity poziom uzbrojenia i wyposażenia. Mają bardzo dużą swobodę działania i świetny sprzęt, z dobrymi pojazdami i wszelakimi odmianami broni osobistej i automatycznej. Trudno to nawet porównać do jakiejkolwiek formacji w naszym kraju. Jedynie czego mogłem im zazdrościć to specjalistyczne samochody dostosowane do transportu psów. Tam każdy przewodnik ma taki pojazd, z którego korzysta nie tylko służbowo i ma go na stanie. Są to najczęściej duże samochody z napędem na wszystkie koła, mające możliwości poruszania się w bardzo trudnym terenie. Dla nas te auta byłyby po prostu za duże, ale tam ze względu na odległości sprawdzają się idealnie. Dla porównania powiem tylko, że my mieliśmy wynajętego Jeepa Grand Cherokee i był to najmniejszy samochód, stojący na parkingu w ośrodku szkoleniowym.
Chciałbym dodać, że instruktorami na farmie są dwie grupy wykładowców. Pierwszą są pracownicy naukowi miejscowego uniwersytetu i oni odpowiadają za wykłady teoretyczne i przygotowanie pól szkoleniowych. Drugą grupą są instruktorzy praktyczni, którzy są tylko i wyłącznie emerytowanymi funkcjonariuszami służb pracującymi z psami służbowymi i mającymi w tym zakresie ogromne doświadczenie. Jako ciekawostkę dodam, że w trakcie szkolenia poznaliśmy policjanta, mającego polskie korzenie, więc my Polacy jesteśmy wszędzie. Poznałem też bardzo ciekawego funkcjonariusza agencji narkotykowej DEA, który pracował właśnie z psem do wyszukiwania zwłok ludzkich w sprawach związanych z zabójstwami zlecanymi przez kartele narkotykowe.
Moim osobistym spostrzeżeniem jest to, że byliśmy bardzo dobrze potraktowani przez kadrę szkoleniową oraz innych kursantów. W każdym możliwym zakresie mogliśmy liczyć na ich wsparcie i pomoc. Najlepszym przykładem jest to, że mimo absolutnego zakazu fotografowania, pozwolono nam na zrobienie kilku zdjęć, oczywiście nie do publikacji, ale w celach szkoleniowych i naukowych, co świadczy o dużym zaufaniu i zaangażowaniu. Dodam jeszcze, że to doskonałe miejsce i fantastyczni ludzie.
Powiem, że amerykanie podkreślali, że bardzo ważne dla nich jest to, że jesteśmy czynnymi policjantami, a nie cywilami i nasza wiedza będzie służyła innym. Zresztą filozofia ich działania skupia się na efekcie, a nie na formie. Najważniejszy jest wynik, czyli odnalezienie zwłok. Technika czy też sposób działania, czy reguły książkowe nie mają większego znaczenia, istotny jest cel.
Mieliśmy też mały problem, gdy Racuch, który jest bardzo samodzielny i bez problemu przedziera się przez krzaki i zarośla w Polsce, chciał zrobić to samo i wpadł w kaktusy. Nowe środowisko i nowe wyzwania doprowadziły do tego incydentu. Także w tym przypadku bardzo pomogli mi amerykanie, wyciągając kolce kaktusa z psa i opatrzyli jego rany. To było bardzo pouczające doświadczenie dla nas obydwu. Pies szybko się otrząsnął z sytuacji stresowej i powrócił do pracy. W ten sposób uzyskał dodatkowe punkty oraz podziw pozostałych kursantów i instruktorów.
Kolejnego dnia szkolenia weszliśmy na główną część badawczą farmy. Przewodnicy psów byli w specjalnych strojach ochronnych, aby nie nanosić żadnego obcego materiału. Psy w tej części ośrodka muszą mieć pampersy, aby nie mogły załatwiać potrzeb fizjologicznych. Jest to podyktowane tym, aby nie nanosić materiału biologicznego, co mogłoby prowadzić do zaburzenia wyników badań naukowych.
W części badawczej ośrodka leży na co dzień około 120 zwłok ludzkich w różnych stadiach rozkładu i w różnych warunkach środowiskowych (zwłoki ludzkie w workach, beczkach, zakopane, w wodzie itp.). Daje to możliwie szerokie spektrum sytuacji, z którymi pies może zetknąć się w swojej pracy.
Szkolenie zaczęliśmy od zwłok trzydniowych, które wyglądały jak takie, które w naszych warunkach klimatycznych byłyby po miesiącu. Jak już wcześniej wspominałem, tam rozkład następuje dużo szybciej i na zwłokach były już wyraźne ślady gnicia. W tym ćwiczeniu ważna była „praca nosem” i pies był nagradzany za jak najdłuższe przebywanie w okolicy zwłok. Następne były zwłoki roczne i jest to maksymalny czas zwłok, na których psy są szkolone. Wynika to bezpośrednio z faktu, że w Stanach Zjednoczonych jest tak duża ilość dzikich drapieżników. W związku z tym nie ma możliwości, aby zwłoki w naturalnych warunkach przetrwały taki czas.
Oni nie prowadzą poszukiwań w sprawach dłuższych niż rok, właśnie ze względu na to, że po tym okresie nie ma już czego szukać. Następnie udaliśmy się na łąkę szkieletów, wtedy zupełnie nie miałem świadomości, że ta sytuacja zmieni mój sposób postrzegania poszukiwań szkieletów w naszym kraju.
Na tej łące były ukryte dwa szkielety ludzkie, jeden półtoraroczy drugi trzyletni. Założenie było takie, że pies swobodnie chodzi po tej działce i gdy zlokalizuje szczątki, wtedy jest nagradzany. Podszedłem do tego sceptycznie, ponieważ w naszej praktyce terenowej nie poszukuje się szkieletów ludzkich. Teoria mówi, że gdy tkanki miękkie ulegną całkowitemu rozkładowi, to pies niczego nie wyczuje. Natomiast Amerykanie na podstawie swojego doświadczenia uznali, że mimo iż nie ma tkanek miękkich, to szkielet nadal wydziela zapach i dobrze wytrenowany pies może go znaleźć. Bardzo się zdziwiłem, gdy Racuch odnajdował kolejne szczątki szkieletów. Następna była stacja groby, gdzie zwłoki były zakopane na głębokości od 1,5 do 2 metrów.
Taktyka takich poszukiwań jest tam inna. U nas tego typu działania prowadzi się metodą nakłuwania ziemi, aby uwolnić ewentualny zapach zwłok. Tam to wygląda zupełnie inaczej. Szkoleniowcy z USA ustalili, że najtrudniejsze jest wyszukiwanie grobu do roku. W późniejszym czasie gleba i okoliczne rośliny przechodzą zapachem zwłok, więc pies wyczuje to bez potrzeby nakłuwania terenu. W tym przypadku jedynym problemem jest zlokalizowanie miejsca poszukiwań.
Ciekawym narzędziem jest specjalna aplikacja, z której korzystają funkcjonariusze. W każdym zakątku USA pokazuje skład miejscowej gleby i cieki wodne w okolicy. Pomaga to szczególnie przewodnikom psów poszukiwawczych w lokalizacji źródeł zapachów w danym terenie. W tym temacie statystki FBI mówią, że zwłoki najczęściej są zakopywane na głębokości od 70 do 150 cm. Najgłębiej mogą być zakopane na głębokości około 2 metrów. Na tym zakończył się drugi dzień szkolenia.
Trzeciego dnia pracowaliśmy na całkowicie odsłoniętych zwłokach (powtórzenie pracy z pierwszego dnia szkolenia). Problemem okazały się ćwiczenia ze zwłokami, w których okoliczne owady zrobiły sobie gniazda. Zwłoki wyglądały przerażająco i pies nie miał ochoty zbliżyć się do nich, bo skóra sprawiała wrażenie żywej falującej tkanki. Amerykanie nie uznają takiego działania za błąd dydaktyczny, gdyż wiele z ćwiczących psów podobnie reagowało na to zjawisko.
Ostatnim punktem treningu było miejsce zbrodni. Scenariusz zakładał zabójstwo osoby i samobójstwo sprawcy tego zdarzenia. W naszych warunkach prawnych taki czyn określany jest jako samobójstwo rozszerzone. Racuch z tym ćwiczeniem poradził sobie doskonale. Ujawniając dowody w sprawie, zignorował podrzucone przez instruktora rozpraszacze w postaci jedzenia i zabawek. Po ukończeniu szkolenia dostaliśmy certyfikat, ale cenniejsze były kontakty nawiązane na miejscu z amerykańskimi kolegami, które utrzymuję do dzisiaj. Po powrocie do kraju stwierdziłem, że to szkolenie było kamieniem milowym w naszej pracy, ale ostateczny efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania.
Gdzie i w jakich okolicznościach wykorzystaliście nabyte umiejętności po raz pierwszy?
W styczniu pojechaliśmy na poszukiwanie zwłok w warunkach, które teoretycznie skazywały czynność na niepowodzenie. Już na miejscu wszyscy bardzo sceptycznie podchodzili do tej akcji. Działania dotyczyły poszukiwań mężczyzny, którego ubrania ujawniono, a nie znaleziono zwłok. Tak zdarza się w ostatnim stadium hipotermii, że osoba skrajnie wychłodzona zdejmuje ubrania, gdyż jest jej bardzo gorąco i takie było podejrzenie w tym przypadku. Na miejscu wytypowaliśmy obszar poszukiwań w obrębie miejsca odnalezienia ubrań i przystąpiliśmy do pracy. Wcześniej skonsultowaliśmy z doświadczonym ratownikiem górskim, że w takich przypadkach obszar poszukiwań można zawęzić do działań w promieniu 200 metrów od ujawnionych ubrań.
W związku z tym, że ten teren był już wcześniej przeszukiwany, skupiliśmy się na miejscach, które z różnych powodów nie zostały objęte działaniami. Prowadząc poszukiwania w trudnodostępnym młodniku, Racuch spod śniegu wykopał ludzką czaszkę. Wszyscy biorący udział w działaniach byli zaskoczeni, gdyż nikt nie wierzył w to, że w takich warunkach można znaleźć zwłoki. W ramach tych poszukiwań Racuch znalazł kolejne fragmenty szkieletu, więc wiadome było, że nie był to przypadek, a nowa wytrenowana umiejętność.
Od tej pory zmieniło się moje podejście do szukania szkieletów, ponieważ wiem, że jest to możliwe i w odpowiednich warunkach i po właściwym wytypowaniu miejsca, pies doskonale się sprawdza. Stosując taktykę 200 metrów od miejsca odnalezienia elementów ubioru, odnajdywaliśmy kolejne zwłoki lub fragmenty szkieletów.
Niedawno mieliśmy sytuację, gdzie Racuch pokazał swoje umiejętności w wyszukiwaniu ludzkich szczątków. Zdarzyło się, że fotograf przyrody na Wawrze znalazł ludzką czaszkę i zawiadomił odpowiednie służby. Aby wskazać miejsce w lesie, gdy przyjechali policjanci, wyszedł po nich do najbliższej drogi, po czym nie mógł ponownie trafić do miejsca znalezienia czaszki. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, Racuch po siedmiu minutach w odległości kilkudziesięciu metrów od lokalizacji, w której się znajdowaliśmy – znalazł ludzką czaszkę. Dodam tylko, że wcześniej tę okolicę przez kilka godzin przeszukiwali policjanci z Oddziału Prewencji i nie mogli niczego znaleźć.
O tym, że znajdujemy ludzkie kości dowiedzieli się policjanci z innych krajów, którzy kontaktowali się już w tej sprawie. Najpierw zadzwonił policjant z Niemiec, pytając o szkolenie na „Farmie Kości”. Był bardzo ciekaw mojej opinii o tym szkoleniu. Kolejnym był kolega ze Skandynawii. Wszyscy byli bardzo zainteresowani tym, jak się to robi.
Plusem tego wszystkiego było uświadomienie sobie, że psy są w stanie szukać kości ludzkich i jeśli są do tego przygotowane, to mają rewelacyjne wyniki. Kolejną wartością dodaną było opracowanie specjalnej taktyki poszukiwań, gdzie priorytetowo traktuje się miejsca, w które dzika zwierzyna mogła zawlec ciało osoby zaginionej, a nie lokalizację, gdzie ona sama mogła pójść. Taki sposób działania wciąż z Racuchem rozwijamy i doskonalimy
Podsumowując, to ćwiczenie ze Stanów Zjednoczonych traktowane przeze mnie jako ciekawostka, okazało się dla nas przełomowym. Rozwijanie zdolności poszukiwawczych doprowadziło do faktycznego dokończenia wielu spraw osób zaginionych, które wcześniej były uznawane za niemożliwe do wykrycia. To nasz niewątpliwy i wielki sukces, że wiele rodzin poszukujących swoich bliskich może zaznać spokoju, znając ich losy.
Jak spędzacie czas po służbie?
Z uwagi na to, że Racuch bardzo intensywnie pracuje i często wraca z akcji zmęczony, bardzo dbamy o odpoczynek i regenerację sił. Czasem powrót do pełni aktywności trwa nawet kilka dni. Zdarza się, że wracając z pracy, to obaj odpoczywamy w domu (Racuch mieszka razem ze mną), odbudowując siły. Z reguły wszelkie aktywności z psami ludzie realizują po powrocie z pracy. My już nie mamy sił, aby robić coś razem. Zresztą inne psy, z którymi pracuję, również po powrocie do domu idą na swoje legowisko. Może dzieje się tak dlatego, że wracając po robocie – musimy mieć czas tylko dla siebie, aby zregenerować siły. W domu mam cztery psy, dwa ratownicze Regara i Grandę i dwa służbowe. Wojtka do materiałów wybuchowych i Racucha specjalistę od zwłok.
Chciałbym wspomnieć jeszcze o Wojtku, który dla mnie jest psem idealnym. Owczarek Niemiecki, który jest kompletnie pozbawiony agresji. To pies bardzo lubiący ludzi oraz inne stworzenia. Nigdy nikomu nie zrobił krzywdy. Była taka sytuacja, gdy chomik znajomych uciekł z klatki, to Wojtek, który go znalazł, położył się obok niego i czekał, aż przyjdzie człowiek. Jest moim wspaniałym przyjacielem dnia codziennego.
Szkolenie owczarka niemieckiego jest diametralnie różne od szkolenia labradora. Trenując Wojtka, nauczyłem się pokory w mojej pracy ze zwierzętami. Uważam, że labradory są mądrzejsze od owczarków i w trakcie szkolenia to one proponują rozwiązania, z których wybieramy jedno. U owczarków jest tak, że jeśli pies nie zna rozwiązania, to staje przed trenerem i patrzy na niego, mówiąc wzrokiem – „ale ja nie wiem, musisz mi powiedzieć”. To trochę jest tak, że u owczarka wgrywa się program w system, a labrador korzysta z dostępnych opcji oryginalnego programu.
Wiem, że Twój labrador ma spore doświadczenie, masz dla niego plan na przyszłość?
Najbliższe plany obejmują nasz kolejny pobyt w Stanach Zjednoczonych. Na początku października tego roku lecimy na kontynuację nauki na „Farmę Kości”. Tam będziemy, jak już wcześniej wspominałem, kontynuowali szkolenie na poziomie trzecim. Ten trening będzie obejmował pracę na miejscu zbrodni i miejscu katastrofy lotniczej.
Myślę, że wykorzystanie takich psów przy okazji katastrof lotniczych – mogłoby zdecydowanie poprawić jakość pracy ekip poszukiwawczych. Z tego, co wiem, to w Europie nie korzysta się z takich rozwiązań, choć w USA są one powszechnie stosowane. Takie użycie psów służbowych może także dotyczyć innych katastrof komunikacyjnych z wieloma ofiarami, takich jak choćby wypadki kolejowe. Amerykanie, mając dostęp do zupełnie innych materiałów szkoleniowych, tworzą scenariusze użycia psów służbowych, w taki sposób, jaki w Europie jest zupełnie nieosiągalny. Natomiast metodyka szkolenia jest bardzo zbliżona do naszych programów treningowych, więc w tym zakresie tak bardzo się od siebie te systemy szkoleniowe nie różnią.
Na koniec chciałbym dodać, że byłem bardzo dumny z tego, że jako pierwszy Polak i Europejczyk, brałem udział w takim programie szkoleniowym. Ten kurs bardzo zmienił mój odbiór pracy, którą wykonujemy w zespole z Racuchem.
Bardzo chciałbym nawiązać stałą współpracę z Uniwersytetem w Texasie i zaprosić delegację z USA do naszego kraju. Z moich osobistych planów, to chciałbym rozpocząć przewód doktorski porównujący systemy szkoleniowe psów służbowych w USA i Polsce. No i co najważniejsze – w zdrowiu i dobrej kondycji, jak najdłużej czynnie pracować z Racuchem w terenie, co najbardziej
obaj lubimy.
Dziękuję za rozmowę.