Aktualności

Nasi na granicy – mieszkańcy czują się bezpiecznie

03.03.2025 • Tomasz Oleszczuk

Podczas wielu działań policyjnych związanych z zabezpieczeniami rozmaitych wydarzeń, manifestacji, w których często uczestniczą dziesiątki i setki tysięcy osób, w czasie wizyt najważniejszych światowych przywódców, ale również podczas wielkich imprez sportowych stołecznych funkcjonariuszy wspierają koledzy i koleżanki z innych garnizonów Policji. Nasi policjanci kierowani są również do służby w innych regionach kraju i pomagają tam, gdzie jest taka potrzeba. Takimi działaniami, w których uczestniczyli funkcjonariusze Komendy Stołecznej Policji, były wyjazdy na zabezpieczenie wschodniej granicy w związku z działaniami hybrydowymi naszego wschodniego sąsiada – zagrażającymi jej bezpieczeństwu. Wśród policjantów, którzy pełnili tam służbę, byli funkcjonariusze Ogniwa Konnego Wydziału Wywiadowczo-Patrolowego KSP. Jakie były warunki tej służby i towarzyszące jej wydarzenia – opowie nam st. sierż. Aleksandra Lewandowska, która spędziła na granicy ponad dwa miesiące.


Zdjęcie: Tomasz Oleszczuk

W jaki sposób dowiedziałaś się, że jedziesz na zabezpieczenie wschodniej granicy kraju i jak wyglądały przygotowania do takiego wyjazdu?

Tak jak w wielu przypadkach działań, które mają miejsce w Policji, informacja o wyjeździe na granicę pojawiła się dosyć niespodziewanie. Jest to jednak chleb codzienny policyjnej służby – gdy dzieje się coś nagłego lub dochodzi do intensyfikacji pewnych negatywnych zdarzeń zagrażających bezpieczeństwu na terenie naszego kraju i jego mieszkańcom, to najczęściej właśnie Policja bierze aktywny udział w przywracaniu porządku publicznego. Tak więc, gdy pojawiła się potrzeba wyjazdu na granicę, nie wahałam się ani chwili.

W naszym małym świecie Ogniwa Konnego decyzje zapadają z reguły na zasadzie dobrowolności – zawsze się jakoś dogadujemy z kolegami. Dodam tylko, że w pierwszej turze była potrzeba wyjazdu dwóch koni z jeźdźcami.

Jak wyglądało przygotowanie do służby na granicy, kompletowanie wyposażenia dla jeźdźców i koni?

Nagły wyjazd na działania generuje cały zakres czynności jakie należy wykonać przed wyruszeniem w drogę, szczególnie wtedy, gdy dotyczy on zwierząt służbowych. Pierwszą kwestią było przygotowanie paszy dla koni, ponieważ na miejscu nie było możliwości zagwarantowania im właściwego pożywienia. Gdy przygotowaliśmy już jedzenie dla zwierząt, to zajęliśmy się kompletowaniem i sprawdzaniem osprzętu oraz naszego wyposażenia służbowego.


Zdjęcia: archiwum prywatne Aleksandry Lewandowskiej

Zaczęliśmy od apteczek dla nas i koni, gdyż na miejscu może się zawsze okazać, że jesteśmy zdani tylko na siebie i nasze wyposażenie. Bezpieczeństwo zwierząt również w takim zakresie będzie dla nas zawsze jednym z głównych priorytetów. Następne były mundury i sprzęt jeździecki, uprzęże i siodła dla koni oraz policyjne wyposażenie do działań w pododdziałach zwartych (tzw. PZ). Sama podróż także wymaga specjalnych przygotowań. Ważne, aby przyczepa dla koni i samochód służbowy były gotowe do użytkowania w trudnych warunkach terenowych i oczywiście w doskonałym stanie technicznym. Istotna w takim przypadku jest szczegółowa kontrola przyczepy, gdyż to ona najczęściej ulega uszkodzeniom w czasie podróży zwierząt. Konie czasem niszczą elementy jej wyposażenia, więc szczególną uwagą przywiązujemy do bardzo dokładnego sprawdzenia jej stanu.

Chciałabym dodać, że prawie każdy z funkcjonariuszy Ogniwa Konnego ma uprawnienia do prowadzenia pojazdów służbowych z przyczepą, co daje nam dużą swobodę podróżowania i samodzielność w wykonywaniu zadań służbowych. Jedna przyczepa może transportować jednocześnie dwa konie.

Odległość do naszego punktu zakwaterowania z Warszawy wynosiła około 300 kilometrów, więc to była moja najdłuższa z dotychczasowych podróż służbowa z koniem.


Zdjęcia: archiwum prywatne Aleksandry Lewandowskiej

Jakie mieliście warunki zakwaterowania? Kto dbał o konie i ich potrzeby w czasie takiego wyjazdu? Działając praktycznie w warunkach alarmowych z kwestiami logistycznymi bywa różnie, liczy się czas.

W związku z tym, że nasz wyjazd na granicę był wydarzeniem nagłym, to wcześniej nie było okazji i warunków do przygotowania miejsc pobytu naszych koni. Jadąc tam, nie mieliśmy pewności, gdzie będą one przebywały. Najpierw wskazano nam adres innej stajni, ale później ze względu na bieżące potrzeby służby wysłano nas do Kruszynian, gdzie ostatecznie zostaliśmy zakwaterowani, a zwierzęta trafiły do miejscowej stajni.

Nasz hotel nie znajdował się jednak przy stajni. Każdorazowo jeździliśmy do koni, aby przygotować je do służby. Na miejscu nie było też opieki stajennej, więc każdy dzień rozpoczynał się bardzo wcześnie, ponieważ musieliśmy oporządzić konie. W ramach obsługi stajennej karmiliśmy je, czyściliśmy sierść i kopyta, a także sprawdzaliśmy ogólny stan zdrowia i kondycję zwierząt. Czyściliśmy też boksy, w których konie przebywały. Potrafimy to robić i znamy ich potrzeby, więc myślę, że były z nas zadowolone.

W razie potrzeby na miejscu dostępny był weterynarz i w przypadku jakichkolwiek wątpliwości dotyczących stanu zdrowia konia mogliśmy korzystać z jego usług.


Zdjęcia: archiwum prywatne Aleksandry Lewandowskiej

Jak wyglądała wasza służba na granicy? To przecież zupełnie inne warunki niż miejskie lub podmiejskie tereny zielone, gdzie zazwyczaj mogą was spotkać mieszkańcy Warszawy.

Godzinę przed służbą jechaliśmy do stajni, gdzie – jak wspomniałam – przygotowywaliśmy zwierzęta. Następnie zabieraliśmy konie do przyczepy i jechaliśmy w wyznaczone dla nas miejsce pełnienia służby. W pierwszej turze jeździliśmy do Bobrowników. Na miejscu pobieraliśmy zdeponowaną broń, a następnie udawaliśmy się na wskazany odcinek granicy.

Naszym stałym miejscem patrolu były okolice przejścia granicznego w Bobrownikach, ze szczególnym zwróceniem uwagi na płot graniczny w okolicach samego przejścia. Na miejscu nasze działania wspierała również Straż Graniczna, wskazując miejsca, które były szczególnie zagrożone.


Zdjęcia: archiwum prywatne Aleksandry Lewandowskiej

W czasie służb było w miarę spokojnie, ale zdarzały się sytuacje potencjalnie niebezpieczne, gdy grupa migrantów usiłowała sforsować płot graniczny. Powiadomieni o incydencie natychmiast ruszaliśmy na interwencję. Gdy dojeżdżaliśmy galopem, to na sam nasz widok migranci wycofywali się w głąb terytorium Białorusi. Mam wrażenie, że działo się tak, ponieważ widok galopujących, dużych koni był elementem niespodziewanym, który wymuszał na nich ucieczkę. Wydawali się całkowicie zaskoczeni pojawieniem się funkcjonariuszy na koniach.

Konie, które towarzyszyły mi podczas tych wyjazdów na granicę to: Huragan, Pirat i Pascal. Nasi podopieczni mogą pochwalić się nieprzeciętną odwagą oraz ogromnym zaufaniem do jeźdźców.

W naszej stajni przeważają konie rasy śląskiej, mniej jest rasy wielkopolskiej i szlachetnej półkrwi. Preferowane zwierzęta powinny być o ciemnym i jednolitym umaszczeniu. Konie, z którymi pracujemy, charakteryzują się łagodnym usposobieniem i zrównoważonym charakterem. Ich wysokość w kłębie sięga do 180 cm, a masa ciała nawet do 800 kg. Zarówno ja jako jeździec, jak i moi czworonożni towarzysze – musieliśmy przejść dwuetapowe szkolenie (tzw. atestację), by móc uczestniczyć w ochronie granicy państwa.


Zdjęcia: archiwum prywatne Aleksandry Lewandowskiej

Standardowe wyposażenie stanowiły środki przymusu bezpośredniego przewidziane dla patrolu konnego plus miejscowa łączność tak, abyśmy mieli kontakt z innymi służbami pracującymi na granicy. Naszym głównym celem było zapobieganie nielegalnym przekroczeniom granicy oraz wspieranie działań innych służb pełniących w tym miejscu służbę.

Czy spotkałaś się z agresywnymi zachowaniami ze strony osób, które usiłowały forsować polską granicę?

Zdarzyło mi się uczestniczyć w interwencji, w czasie której migranci rzucali kamieniami w strażników granicznych i żołnierzy. Jednak na widok policyjnych jeźdźców agresywni wcześniej mężczyźni przestali atakować i odstąpili od pasa granicy, cofając się w głąb Białorusi.

Ile razy uczestniczyłaś w wyjazdach zabezpieczających wschodnią granicę?

Na granicę wschodnią jeździłam już na cztery tury (każda z nich trwała dwa tygodnie). Łącznie spędziłam tam dwa miesiące, spotykając się z różnymi sytuacjami. Ich duża dynamika sprawiała, że w krótkim czasie mogły one eskalować – włącznie z fizycznym atakiem na służby strzegące bezpieczeństwa naszego kraju po polskiej stronie granicy. W czasie moich wyjazdów na szczęście nieczęsto miałam do czynienia z tak skrajnymi sytuacjami. Nie zdarzyło się także, abyśmy mieli kontakt z migrantami, którzy już przekroczyli granicę Polski.

Oczywiście, jeśli zajdzie taka potrzeba, jestem gotowa po raz kolejny jechać na zabezpieczenie wschodniej granicy. Mam świadomość, że nasza służba wymaga poświęcenia i gotowości do działania, gdy zachodzi taka konieczność.

Naszą służbę pełniliśmy nie tylko w Bobrownikach. W czasie kolejnej tury zostaliśmy przeniesieni w okolice Hajnówki, gdzie patrolowaliśmy obrzeża Puszczy Białowieskiej. To była zupełnie inna charakterystyka terenowa, pełna trudnych niedostępnych ścieżek i duktów leśnych. Konie doskonale sprawdzały się w takich warunkach, czuły się tam swobodnie i bez problemów wykonywały swoje zadania. Samochody terenowe – nawet najlepiej przygotowane do pracy w takim terenie – nie byłyby w stanie konkurować z naszymi wierzchowcami.

Tak właśnie wyglądała praca policyjnych jeźdźców na wzmocnieniu granicy. Byliśmy wszędzie tam, gdzie nas potrzebowano.

Macie poczucie dobrze spełnionego obowiązku i tego, że ludzie Was potrzebują?

Moim zdaniem, byliśmy i jesteśmy zawsze tam, gdzie dzieje się coś złego lub stanowiącego realne zagrożenie dla naszych obywateli. Nasza obecność – zresztą nie tylko Policji, ale także innych służb zabezpieczających polską granicę od początku tego kryzysu powoduje, że mieszkańcy przygranicznych terenów czują się bezpiecznie.

W miejscowościach tam położonych żyje dużo osób starszych, często samotnych. Wiemy, że dzięki obecności policjantów, strażników granicznych i żołnierzy czuli się bezpiecznie – dziękowali za naszą obecność. To takie momenty, które świadczą o tym, jak ważną służbę pełnimy, ale także dające niesamowitą dawkę satysfakcji z tej roboty.