Motocyklem przez Europę
28.12.2013 • Dominik Mikołajczyk
St. sierż. Tomasz Dąbrowski do Policji wstąpił w 2009 roku. Po półtorarocznej służbie w Oddziałach Patrolowo-Interwencyjnych został dzielnicowym na warszawskim Żoliborzu. Od prawie trzech lat swoją wiedzą i doświadczeniem służy mieszkańcom dzielnicy. A wiedzę i doświadczenie życiowe ma duże. Pracował na budowach, prowadził redakcję pisma budowlanego, był muzykiem w zespole rockowym. I mimo tego, że z zawodu jest dziennikarzem, zdecydował się zostać policjantem. Aby oczyścić umysł ze złych emocji po ciężkim tygodniu służby, aby doświadczyć pozytywnych wrażeń, wsiada na motocykl. Przez ostatnich kilka lat na motorze zwiedził niemalże całą Europę. Teraz przed nim Macedonia, Gruzja, Armenia i Turcja.
Absolwent Technikum Budownictwa Ogólnego oraz Wyższej Szkoły Handlowej w Pułtusku, w której studiował dziennikarstwo i public relations, w 2009 roku zdecydował się wstąpić do Policji. Po kursie podstawowym i odbyciu stażu w Oddziale Prewencji trafił do żoliborskiego komisariatu, gdzie po półtorarocznej służbie w Oddziałach Patrolowo-Interwencyjnych został dzielnicowym.
Większość policjantów pracujących w tym zawodzie marzyło o tym od dziecka, on o Policji nie wiedział nic. St. sierż. Tomasz Dąbrowski zanim wstąpił w szeregi warszawskiej policji długo pracował na budowach, jednocześnie dorabiając jako redaktor zajmujący się „kulturą alternatywną” w kilku ogólnopolskich pismach. Potem przez 5 lat prowadził redakcję pisma budowalnego dla dekarzy oraz portal poświęcony izolacjom budowlanym. Napisał również specjalistyczny, kilkukrotnie wznawiany poradnik z dziedziny budownictwa pasywnego. Do tego stopnia zamknął się w wąskiej specjalizacji, że zaczęło go to nudzić. Wtedy wpadł na pomysł, aby złożyć papiery do Policji. Od pomysłu do jego realizacji nie minęło dużo czasu, złożył komplet dokumentów i do dziś uważa, że to był bardzo dobry krok.
Ale oprócz satysfakcji, jaką daje mu praca dzielnicowego, ma również swoją pasję - motory. Motocykle pojawiły się, gdy rozwiązał się zespół, w którym grał na gitarze od 17 roku życia przez prawie 10 lat. Po rozwiązaniu kapeli zabrakło mu w życiu odrobiny szaleństwa. Do tej pory cały wolny czas pochłaniała muzyka. Wspólnie nagrali trzy płyty w stylistyce metalowej. W 1998 roku ich demo wybrane zostało w jednej z rozgłośni radiowych debiutem roku, a utwory z wydanej w 2005 roku płyty znalazły się na wielu składankach, które można było kupić z prasą muzyczną. Gdy zespół się rozwiązał, nie wiedział co ze sobą począć i wówczas „upomniały” się o niego motocykle. Dziś gitary już prawie nie bierze do ręki, ale jest na widowni na każdym ważniejszym koncercie.
I chociaż jako nastolatek poświęcił się głównie muzyce, to przygodę z motocyklami zaczął już od wczesnych lat dziecięcych. Jako dziesięciolatek dostał od dziadka motorynkę, potem z roku na rok pojawiały się inne, lepsze motocykle. Teraz jest to nie tylko pasja, ale również sposób na życie, relaks, sport i nieszablonową turystykę. Motocykl pozwala mu z turysty zmienić się w podróżnika. Gdy tysiące kilometrów od domu motocyklista szuka noclegu, zawsze ktoś mu go udzieli, bo sam jest ciekawy takiego przybysza. Dlatego jadąc gdzieś motocyklem zawsze spotyka się z życzliwością zwykłych ludzi. Gdy przez cały dzień jedzie zamknięty w kasku, nikt do niego nic nie mówi, nie słucha radia, a do uszu dociera tylko pomruk silnika, to działa na niego jak medytacja i bardzo oczyszcza ze złych emocji.
Na pierwszą poważniejszą wyprawę na motocyklu wybrał się z Polski przez Czechy, Austrię i Włochy do Szwajcarii. Podróż trwała 7 dni i przejechał około 4500 kilometrów. Wówczas wyjechało ich ośmiu, ale do Szwajcarii dojechało tylko trzech. W ciągu kolejnych trzech dni zwiedzili siedem z dziesięciu najpiękniejszych alpejskich przełęczy. Od tego czasu niemalże w każdej wyprawie towarzyszy mu dwóch kolegów, których wówczas poznał i z którymi się zaprzyjaźnił.
Najdłuższa wyprawa miała miejsce w ubiegłym roku. Tomasz Dąbrowski przejechał 6 tysięcy kilometrów, jadąc przez Czechy, Austrię, Słowenię, Włochy, Chorwację, Czarnogórę, Bośnię i Hercegowinę, Węgry i Słowację. Zwieńczeniem jego podróży była Albania, bo chciał poznać kulturę tych ludzi, a oko nacieszyć pięknymi widokami.
Im dłużej jeździ, tym krócej przygotowuje się do podróży i zabiera mniej rzeczy. Kilkaset euro, przeciwdeszczowe ubrania do założenia na strój motocyklowy, dwie pary bielizny na drogę, dobre mapy, na których widać najmniejsze drogi, zestaw naprawczy do opon. Nigdy nie planuje noclegów. Jego bagaż na dwutygodniową wyprawę waży jakieś 8 kilogramów.
Z każdej podróży przywozi bagaż wspomnień i doświadczeń. W Bośni i Hercegowinie zaskoczyła go gościnność, w Albanii brak dróg, ludzie jeżdżący na osiłkach i w „wiekowych” mercedesach, w Czarnogórze niemalże z każdym musiał napić się własnej roboty rakii z winogron. W trakcie tych wielu podróży zdarzały się dni kryzysowe i mrożące krew w żyłach wydarzenia. W drodze do Sarajewa złapała go potworna burza z piorunami, w Górach Przeklętych w Albanii przez 7 godzin przedzierał się przez 50 - kilometrowy, gdzie na wysokości ponad 2 tysięcy metrów nad poziomem morza, co chwilę zawieszał się na kamieniach lub zsuwał ze zbocza po żwirze. Takie dni uczą go pokory. Gdyby nie mógł jeździć, byłby nieszczęśliwy. Rodzina
o tym wie, więc na razie może się realizować. Wie, że musi na siebie uważać, bo w domu czeka na niego żona i kotka przygarnięta ze schroniska.
Chciałby jeszcze wrócić do Albanii. Marzy też o wyprawie do Macedonii, Wschodniej Turcji, Gruzji i Armenii. To nie jedyne jego marzenie. Za dwa, może trzy lata chciałby wystartować w zawodach Enduro na wyczynowym lekkim motocyklu i przynajmniej dojechać do mety. Na razie ćwiczy pod okiem instruktora i odkłada pieniądze na sprzęt.
/ PODKOM. ELWIRA BRZOSTOWSKA /
foto archiwum prywatne Tomasza Dąbrowskiego