Zatrzymana w kadrach na… 28 świąt!
29.10.2009 • Mariusz Mrozek
Nie będę ukrywała była wtedy niezła …biba! W milicji święto wypadało 7 października i dobrze pamiętam ten dzień. Ja, świeżo upieczona milicjantka, w dodatku młoda dziewczyna, byłam „maskotką”. Pamiętam ten dzień, a łzy same cisną się do oczu, bo to już 28 lat. Świętowaliśmy wtedy w wynajętym dla nas lokalu, nikt nazwijmy to „nie ograniczał się”… to była zupełnie inna bajka, tańce, ach prawie…wesele. Kto pracował w tych czasach, to wie co mam na myśli.
Była ze mną na komisariacie w Józefowie, bo tam rozpoczynałam swoją służbę, jeszcze tylko jedna babka, wtedy do firmy kobiety przyjmowano wyłącznie na stanowisko, które nazywało się sekretarz-maszynistka. I prawdę powiedziawszy ja zza tego biurka nie wyszłam do dziś! Poza jednym wyjątkiem. Ale do tego nie chciałabym wracać. A niech tam, powiem. Była to porażka i kropka. Lecz nie będę się nad tym rozczulać, bo chcę podkreślić, że nie zamieniłabym tej pracy na żadną inną. Może dla niektórych wydawać się to może śmieszne, ale dla mnie mundur to „świętość”. Miałam 8 lat, gdy w naszym domu pojawił się wujek milicjant. Zobaczyłam go pierwszy raz w mundurze i wiedziałam, że i ja będę go nosiła. W rodzinnym domu były nas trzy siostry. Ten dzień, w którym stanęłam przed ojcem pamiętam jak dziś. Twardziel „pękł” i na samą myśl o nieżyjącym już ojcu też chcę płakać, a płakał on z radości i dumy. Myślę, że była to dla niego szczęśliwa chwila. Chciał mieć mundurowego syna i miał…mnie!
Od lat pracuję w kadrach i choć doznałam po tych latach kadrowania „awarii”, nabawiłam się urazów kręgów szyjnych, to kocham tę pracę, znam jej wszystkie niuanse i tajemniczki. Nie, nie wyobrażam sobie, że to już koniec.
Święto beze mnie? Byłam konferansjerem. Jak było trzeba przyjmowałam delegacje, komendantów, odczytywałam i prowadziłam. Jakoś odważnych innych nie było, choć sama też przypłacałam to ciągłym stresem. I najważniejsze: od 28 lat byłam na każdym święcie!
Porażka? Tak, za pierwszym razem do milicji mnie nie przyjęto z uwagi na brak zaświadczenia, że potrafię pisać na maszynie. To informacja dla narzekających na dzisiejszą biurokrację. Wiem, o czym mówię, to u mnie zjawiają się kandydaci! A poza tym, żałuję, że mimo namowy nie poszłam na studia. Za to pochwalić muszę się synem Adamem moją dumą, studentem filologii na Uniwersytecie Warszawskim. Jest moim prymusem i kocham go!
To święto będzie ostatnie, ostatnie, które poprowadzę, ale innych planów nie mam. To znaczy czuję i wiem, że jestem potrzebna, choć mundur schowam do szafy. Chciałabym, aby to biurko w komendzie jeszcze mi służyło. Taką mam nadzieję.
Zapiski z rozmowy z odchodzącą po 28 latach „kadrową” Komendy Powiatowej w Otwocku asp. sztab. Wiesławą Berlik.
sierż. Jarosław Sawicki
KPP Otwock