Uśmiech od zaraz
29.10.2009 • Mariusz Mrozek
Moja kolejna rozmowa z policjantką z Żoliborza odbyła się właśnie tam. Stawiłam się punktualnie. Pani Małgorzata Woszczak-Kwiatkowska okazała się bardzo otwarta i spontaniczna. Przywitała mnie na schodach jednostki. Nie poczułam ani przez chwilę bariery wynikającej ze stażu, czy stopnia. Kolega z pokoju dyskretnie wyszedł.
Początki
Pani Małgorzata od 24 lat pracuje w tej samej jednostce. Na początku była sekretarką. Potem pracowała w dochodzeniówce. Jak wspomina – była tam wtedy super atmosfera, wspaniali ludzie. Na pytanie, dlaczego całą służbę odbywa na Żoliborzu, podaje dwa argumenty. Po pierwsze z powodu Joaśki - córki, którą posłała do przedszkola blisko pracy, potem również do szkoły. Drugi równie ważny powód, to dobra atmosfera, która trwa do dziś. Od 1999 roku pracuje w inspektoracie KRP V. Ten wybór był podyktowany dobrem rodziny. Zawsze starła się ułożyć pracę tak, aby nie ucierpieli na tym najbliżsi. ONI są na pierwszym miejscu. Była kuszona szkołą oficerską. Odmówiła. Nie zgodziła się też na propozycje awansu oraz pracę w KSP. Zawsze wiedziała, jaką ma podjąć decyzję. To intuicja podpowiadała, że nie warto nic zmieniać. Po latach czasami czuje niedosyt. Ale wie, że postąpiła dobrze stawiając na rodzinę.
O swojej córce mówi – mały aspirant. Będąc na kursie aspiranckim zaszła w ciążę. Egzamin kończyła z pokaźnym brzuszkiem. Śmieje się, że to jej bardzo pomogło - egzaminatorzy bywali wyrozumiali. Dlatego też z mężem czasami nazywają, Joaśkę małym aspirantem. Latorośl zna komendę jak własną kieszeń. Często tam bywała i bywa. Wszystkim mówiła: dzień dobry. Zna kolegów i koleżanki mamy.
W tej jednostce 21 lat temu poznała też przyszłego męża. W tej chwili już emerytowanego policjanta.
Wspólne wspomnienia
Do pokoju wchodzi Pan Marek - mąż oraz piękna, młoda nastolatka - Joasia. Najprawdopodobniej przyszła pani prawnik (takie marzenie młodej kobietki). Pamięta, że jak była dzieckiem u mamy najbardziej podobałaby jej się kolorowe długopisy i pisaki. Pamięta jak z małą córeczką pewnego dnia odwiedziła męża komendanta XXVII komisariatu na Żeromskiego. Ułożyła maleństwo, pampersy i zaczęła je przewijać na… biurku męża. W tym momencie wszedł ówczesny komendant rejonowy. Czuła się nieswojo przy przełożonym. Pan Marek jednak wiedział, że nie usłyszy cierpkich słów od przełożonego.
Kiedy Joasia miała cztery latka, tata objął stanowisko komendanta wojewódzkiego w Lublinie. Zaczęła niepokojąco budzić się w nocy. Rozważali przeprowadzkę całej rodziny do Lublina. Pan Marek wrócił jednak do Warszawy i znowu byli razem. Joasi dzieciństwo było raczej pozbawione trosk. Zawsze starali się, aby nie odczuła braku rodziców. Mama kończyła o 16, a tata, przychodził po 18. On zawsze przychodził później. W trudnych chwilach pomagała babcia.
Kiedy Aśka chodziła do przedszkola, w Dzień Dziecka mama przyszła w mundurze. Wtedy mała była z mamusi taka dumna. W szkole podstawowej czasami słyszała cierpkie słowa. Pani Małgosia pamięta jak córka kiedyś opowiadała, że ktoś do niej nie podchodzi, bo mama jest policjantką i może go zamknąć. Jasia na własnej skórze przekonała się, ile takie słowa sprawiają przykrości. Teraz w gimnazjum odpowiada, że rodzice są prawnikami - bezpieczniej.
Moje ważniejsze
Nigdy tak nie było. Czyja praca ważniejsza. Razem twierdzą, że zawsze łączyło ich zrozumienie. Z tytułu pracy nie było konfliktów. Jak sądzą, wspólne zainteresowanie pracą pomogło przetrwać trudny okres służby męża w Lublinie. Wiedzieli, że tak już musi być. Pan Marek wraca do tematu aspiracji żony. Podkreśla, że nie ważne, kto jakie nosi pagony. Ważne jest doświadczenie i co ma w głowie. Podziwia ją za perfekcyjne wykonywanie zadań. Sam tyle nie wytrzymałby za biurkiem. Jest raczej człowiekiem dynamicznym. Pani Małgosia realnie patrzy na życie. Jest dumna z córki, która za kilka tygodni pisze egzamin w gimnazjum i ma bierzmowanie. Wszystko jest ustawione pod jej naukę. Joaśka nie chce być policjantką, jak jej rodzice. Pani Małgosia jest córką byłego milicjanta, więc wie, jakie wtedy były realia, a jakie są teraz. Kiwają razem głowami. Od lat wierzą, że będzie lepiej i jest, np. płaski monitor komputera na biurku…
Małżeństwo z rozsądku
Pan Marek oświadczył się żonie w nietypowy sposób. Będąc w Lublinie powiedział, że na starość musi mieć pielęgniarkę. I jak oboje żartują, po 10 latach narzeczeństwa pobrali się. Należy dodać: Joasia miała już 4 latka. Między nimi jest 14 lat różnicy, ale dzięki żonie i jej znajomym, Pan Marek czuje się młodszy. Przyjaciół mają spoza policji. Zawsze urlop spędzali razem. Jeździli nad morze. Tam czuli się najlepiej, no i Jaśka wdychała jod. Pan Marek nauczył chodzić Małgosię po górach. Musimy to powtórzyć – wtrąca. Ze stanowczością stwierdza, że był przeciwny oddzielnym urlopom.
Mają wspólne romantyczne marzenie. Chcą jechać do Wenecji. To ma być taka podróż sentymentalna. Zazdroszczę.
mł. asp. Ewa Szymańska-Sitkiewicz