20 lat minęło, jak jeden dzień
04.03.2013 • Michał Całusiński
Wywiad z pierwszym redaktorem naczelnym Stołecznego Magazynu Policyjnego, byłym policjantem stołecznej Policji - Tomaszem Grzelewskim
Przez wiele lat pracował Pan z mediami jako pracownik Zespołu Prasowego stołecznej Policji. 20 lat temu tworzył Pan pierwsze numery Stołecznego Magazynu Policyjnego. Od kilkunastu lat pracuje Pan po drugiej stronie jako dziennikarz. Najpierw relacjonował Pan różne wydarzenia kryminalne. Teraz za pośrednictwem Superstacji informuje o tym, co dzieje się w Sejmie. Jak wspomina Pan tamte czasy? Jakie trudności napotykała redakcja podczas redagowania magazynu policyjnego?
Wspomnieniu tego, co robiliśmy 20 lat temu towarzyszy niezmiennie sentyment. To było takie nowe, świeże, coś zupełnie innego. Co ciekawe ze strony przełożonych nie mieliśmy wówczas żadnych przeszkód, czy utrudnień. Myślę, że z początku traktowano nas jak niegroźnych wariatów, więc niech coś tam piszą. Szybko jednak przyszło wsparcie i zainteresowanie nie tylko oczywiście ze strony przełożonych. To dawało impuls, stopniowo rosła świadomość, że odpowiadamy na ... zapotrzebowanie. Niezmiennie miłe było to, że szybko zaczęto traktować nas poważnie, i nie mówię tylko o środowisku policyjnym, ale też na przykład o tym, że bez problemu wywiadu udzielali nam np. Bogusław Linda, Tadeusz Drozda, czy ówcześni politycy.
Skąd wzięła się nazwa gazety? Czy to był Pana pomysł? Jak wyglądały pierwsze numery? Jaka była idea tworzenia publikacji? Jaką rolę pełniła wówczas gazeta? Do kogo kierowaliście magazyn?
Nazwa gazety jest moim pomysłem, ale nie towarzyszyły temu jakieś szczególne okoliczności. Chodziło o to, by tytuł był nośny i po prostu by fajnie ... brzmiał. Skoro przez 20 lat nie został zmieniony, to chyba pomysł był trafiony. W pierwotnym zamiarze SMP był kierowany tylko do policjantów, później staraliśmy się tematycznie łączyć artykuły dla policjantów i o Policji, i policjantach, bo gazeta zaczęła rozchodzić się także na zewnątrz. Docierała do różnych instytucji, polityków.
Ile osób liczyła wówczas redakcja SMP? Czy były to osoby z wykształceniem dziennikarskim, czy po prostu zapaleńcy, którzy chcieli pracować przy nowym projekcie?
Tak jak w piosence Perfectu „było nas trzech, w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświecał nam cel...”. Byliśmy grupą zapaleńców i to było piękne. Łączyła nas pasja, która zawsze decyduje o sukcesie, o sensie tego, co się robi. A jeśli chodzi o wykształcenie, to z tego, co pamiętam, tylko ja miałem wykształcenie dziennikarskie, ale to o niczym nie decydowało.
Czy składaliście gazetę sami, czy korzystaliście z pomocy firmy zewnętrznej?
Na początku SMP powstawał w bardzo, dzisiaj tak można powiedzieć, prymitywny sposób - był pisany na maszynie i ... kserowany! Wydaje się to teraz nieprawdopodobne. W tym względzie minęła epoka. Trochę później korzystaliśmy z firmy zewnętrznej, co podniosło jakość techniczną, np. pojawiła się kolorowa okładka.
Czy przez 1993 rokiem wydawano w KSP wewnętrzną gazetę. Mówi się o wydawnictwie w OPP. Czy zna Pan może okoliczności?
Tak, to była wewnętrzna gazeta OPP, która była naturalnym prekursorem Stołecznego Magazynu Policyjnego. Ciekawostką jest to, że w tamtych pierwszych numerach prowadziliśmy między innymi naukę podstawowych, potrzebnych na co dzień zwrotów w języku angielskim, niemieckim.
Pomysł utworzenia policyjnej gazety utrzymał się przez kolejne lata. Jak ocenia Pan dzisiejsze czasopismo. Jak dziś by je Pan redagował?
Dzisiaj SMP to gazeta na europejskim poziomie i to ogromnie mnie cieszy! Radość mi sprawia także to, że Magazyn przetrwał tyle lat. Natomiast myślę, że nietaktem byłoby sugerowanie Wam czegokolwiek, choć chętnie służę pomocą i współpracą.
Minęło wiele lat, a nadal pamiętam Pana inne, oprócz redakcyjnych, wyjątkowe umiejętności. Pięknym pismem kaligraficznym zapisywał Pan w Księdze Pamięci najważniejsze wydarzenia z historii KSP. Jak się Pan tego nauczył? Czy zdarza się Panu jeszcze teraz wykorzystywać swój talent?
Mówiąc nieskromnie mam wrodzony talent plastyczny. Obecnie wykorzystuję swoje umiejętności o wiele rzadziej, ale zawsze reakcją innych jest zaskoczenie, że ktoś „tak potrafi”. Mnie osobiście jest bardzo miło wspominać rzeczy, których w tej dziedzinie dokonałem w Policji (sztandar, plakietki, tablice pamiątkowe).
„Znam więcej posłów niż przeciętny Polak …” - w taki sposób prezentuje Pan siebie na stronie internetowej Superstacji. Czy podobnie jest z policjantami? Czy nadal utrzymuje Pan kontakt z osobami, z którymi kiedyś był Pan związany zawodowo? Czy nadal śledzi Pan informacje dotyczące swojego dawnego miejsca pracy?
Tutaj muszę rozczarować. Jedynie na początku mojej drogi dziennikarskiej utrzymywałem ścisły kontakt, tym bardziej, że współtworzyłem w telewizji TVN program „Supergliny”. Teraz, gdy na co dzień jestem reporterem sejmowym bardziej skupiam się na sprawach politycznych. Tak, znam wielu polityków, ale nigdy nie chciałbym być posłem... Dzięki Państwu uzmysłowiłem sobie, że jako dziennikarz pracuję już 15 lat i muszę powiedzieć, że oba zawody są piękne i wciągające choć mają naturalnie inne zabarwienie, o czym Wy zresztą doskonale wiecie. Przy okazji chcę życzyć wspaniałych osiągnięć i sukcesów, choć wiem, jestem pewien, że staną się one Waszym udziałem.
Dziękuję za rozmowę.
rozmawiała
kom. Anna Kędzierzawska